"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książki "Pół wieku na czarno", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Speedway nie notuje ostatnimi czasy dobrej passy. Raczej bessę. W Krośnie testowano nowinkę regulaminową polegającą na wykonaniu próby toru przy pomocy śrubokrętu. Testy nie do końca jednak zdały egzamin, bo mecz się nie odbył - mimo wybornej pogody. Więc trzeba szukać dalej.
No więc w Bydgoszczy spróbowano czegoś innego. Na miękki, przemoczony i podobno niebezpieczny tor wyjechała... polewaczka. Była to z pewnością pierwsza taka próba w historii dyscypliny, by polać nadto nawodnioną od deszczówki nawierzchnię. Dodajmy, próba nieudana. Mimo sprzyjających okoliczności przyrody - mecz odwołano.
ZOBACZ WIDEO Termińska o sezonie Apatora: Doświadczyliśmy całego spektrum
W Rybniku tuż przed meczem zniknął z kolei trener Falubazu. Jak piszą media, w tajemniczych okolicznościach. Branżowe portale informują, że powodem zaginięcia okazała się "jelitówka", a puryści językowi zastanawiają się nad słusznością, lub też celowością, użycia w tym wypadku cudzysłowu.
W Pradze żużlowy weekend rozpoczął się już w piątek - cyklem SGP2, znanym też jako Indywidualne Mistrzostwa Świata Juniorów. Nowi dyspozytorzy tych rozgrywek z koncernu Discovery odkryli, że warto urozmaicić rywalizację poprzez wprowadzenie doń pierwiastka niewieściego. Stąd obecność panny Celiny Liebmann, co organizatorom przysporzyło zapewne dodatkowych obowiązków. No chyba że nie zawracali sobie głowy detalami i ulokowali Niemkę, obywatelkę Unii Europejskiej, we wspólnej szatni z chłopakami. Kto wie, może promotorzy żużla okazali się wizjonerami i już podczas piłkarskich mistrzostw świata Katar 2022 w każdej drużynie, a więc również obok Roberta Lewandowskiego, wystąpi jedna kobieta.
Gdy chodzi o cykl Indywidualnych Mistrzostw Świata, za nami już trzy rundy. Niestety, każda kolejna bardziej nudna od poprzedniej. Więcej mijanek niż na Markecie notuje się ciemną nocą na wąziutkiej Złotej Uliczce. Marnie prezentuje się tegoroczna stawka, nawet specjalnie nie widać kogoś, komu Maciek Janowski mógłby podarować w końcówce sezonu medal IMŚ. W tym sezonie powinien go wreszcie dorwać.
A na trybunach Markety miejscami łysawo. Dawniej ten obiekt zapełniali polscy kibice, dziś jest z tym problem. W najbliższy weekend kolejna odsłona serii w niemieckim Teterowie, gdzie zazwyczaj wieje od morza. I nudą z toru. To, że stadion, a w zasadzie tor, położony jest pośród pagórków leśnych i łąk zielonych, ma swój urok. Gorzej, że to kolejna wąska i krótka agrafka, gdzie gra idzie głównie o to, by się nie odkleić od krawężnika.
Nie da się ukryć, że ten dzisiejszy żużel zaczyna skręcać w prawo. Kiedyś żużlowiec robił wszystko, by utrzymać się na motocyklu, dziś robi wszystko, by z niego spaść. Bo to się może opłacić. A jaki to rycerz czarnego toru, który nie chce wojować, tylko woli się położyć? By na żużlu móc rywala wyprzedzić, często trzeba albo go lekko powieźć, albo przynajmniej zamknąć. Trzeba się wcisnąć w kolejkę. Lub nawet wepchnąć. Owszem, można też tego nie robić, jeździć z tyłu i regularnie przyjmować doustnie szprycę żużla. Choć zysk z tego niewielki i szybko idzie się zrazić.
Nie pouczajcie mnie tylko, proszę, że ktoś, kto nie jeździ, a tylko pisze, nie ma prawa głosu. Bo niczym nie ryzykuje. Owszem, żużel to piekielnie niebezpieczny sport, ale… zawsze taki był. Kiedyś nawet dużo bardziej, bez obecnie stosowanych zabezpieczeń. Otóż uprawianie żużla nadal jest przywilejem, a nie nakazem. Nikt nikogo na siłę do tego biznesu nie wciąga, każdy robi to dobrowolnie. By zostać kimś. I jednemu się uda, a drugi poniesie bolesne konsekwencje. Taki sport. I albo nadal będzie to męski sport, albo pozostanie nam do znudzenia analizować powtórki i orzekać, czy go dotknął.
Żeby była jasność - nie jestem wyznawcą teorii, że kiedyś to był żużel, a dziś już tylko karykatura. Otóż jeszcze w pierwszej połowie lat 90., gdy byliśmy zachwyceni i zaślepieni wielobarwnymi skórami zagranicznych herosów, tej walki było z reguły niewiele. Gwiazdy daleko z przodu, reszta daleko z tyłu. Ścigano się na kartofliskach i w kilkudziesięciometrowych odległościach. Ale się ścigano. A dziś, jeśli pola bitwy się nie wyrówna i nie utwardzi, mamy od razu strajk. Taka postawa raczej kibiców nie porwie. Bo kiedyś w pole walki wbijało się dwa nagie miecze, dziś dwa nagie śrubokręty.
Żeby jednak nie było, że zamieniłem się w smerfa marudę. Miło patrzeć, z jaką determinacją o powrót na tor walczy 45-letni Nicki Pedersen. Tylko podziwiać Jasona Doyle’a, który na karty historii przedostał się o kulach. Czy wreszcie warto mieć szacunek dla Janusza Kołodzieja, potrafiącego dawać kibicom show, a przy tym zawsze i wszędzie będąc absolutnie w porządku wobec rywali z toru.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
Legenda Apatora nie gryzie się język mówiąc o Rosjanach
Liga w Rosji niczym kabaret