To był powiew świeżości w polskim żużlu. Moje Bermudy Stal Gorzów, choć ma w swoich szeregach mistrza świata Bartosza Zmarzlika, z ostatniego tytułu na krajowym podwórku cieszyła się w roku 2016, a kibice mieli dość rządów prezesa Ireneusza Macieja Zmory. Gdy prezesurę w klubie objął Marek Grzyb (zgodził się na publikację danych), nakreślił jasny plan. Za jego sprawą nad Wartę wrócił Martin Vaculik, co wzmocniło siłę rażenia zespołu.
Obecnie gorzowski klub obchodzi 75-lecie istnienia, a prezesowi Grzybowi wymarzyło się uczczenie jubileuszu złotym medalem Drużynowych Mistrzostw Polski. Cel jest jak najbardziej realny, bo w tej chwili Moje Bermudy Stal zajmuje trzecie miejsce w PGE Ekstralidze. Drużyna jest niemal pewna jazdy w jesiennych play-offach.
Już teraz jest jasne, że Grzyb nie obejrzy spotkań Stali w play-offach z trybun stadionu przy ul. Śląskiej. W czwartek sąd zadecydował o umieszczeniu go w trzymiesięcznym areszcie. Na prezesie gorzowskiego klubu ciąży zarzut dotyczący prania brudnych pieniędzy. Grozi mu do 12 lat więzienia.
James Bond w więzieniu
Jeszcze w październiku, gdy pytaliśmy prezesa Grzyba o żużlowe plany, nie ukrywał bogactwa swojego klubu. Sternik Stali nie miał problemów, by przekonać Zmarzlika do dalszej jazdy w macierzystym klubie. Dwukrotny mistrz świata może liczyć na zarobek nawet rzędu 3,5 mln zł za sezon, co jest rekordową umową w historii polskiej ligi.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Przedpełski, Krakowiak i Majewski gośćmi Musiała
- To efekt długiej, systematycznej pracy i transparentnego funkcjonowania klubu. Cieszę się, że staliśmy się wiarygodnym partnerem dla zawodników i sponsorów - mówił nam Grzyb, gdy pytaliśmy go o stawki, jakie płaci swoim zawodnikom.
Tyle że owe zaufanie zostało mocno podkopane wraz z zatrzymaniem Grzyba przez służby. Prezes Stali nie należał do grupy przestępczej, która zajmowała się wystawianiem fikcyjnych faktur i nie działał w mafii paliwowej. Prowadzony przez niego kantor miał jednak pomóc w "wypraniu" 66 mln zł. Zdaniem śledczych, Grzyb wiedział, że środki pochodzą z przestępstwa.
Gdy Grzyb objął stery w Stali w sierpniu 2019 roku, był nową postacią w środowisku żużlowym. Od dawna miał jednak słabość do motoryzacji. Chwalił się kolekcją samochodów, której perełką jest Aston Martin DB11, czyli jeden z pojazdów Jamesa Bonda.
Krytycy Grzyba mogą się dziś zaśmiać, że o ile słynny agent Jej Królewskiej Mości zwykle wydostawał się z opresji, o tyle jemu może być dużo trudniej. Obrońca sternika gorzowskiej Stali wnioskował w czwartek o kaucję w wysokości miliona złotych, po uiszczeniu której biznesmen i działacz mógłby wyjść na wolność. Sąd na to nie przystał ze względu na ryzyko mataczenia.
Skąd wziął się Grzyb w polskim żużlu?
W problemy Grzyba wpędziła jego firma - kantor wymiany walut Cash Broker. Jeszcze zanim objął on prezesurę w klubie, przez dwa lata był jego sponsorem tytularnym. Przekazanie władzy odbywało się w momencie, gdy gorzowianie szykowali się do spotkań barażowych o utrzymanie w PGE Ekstralidze. - Sytuacja sportowa i wizerunkowa była naprawdę bardzo kiepska - mówił nam.
Ostatecznie Stal utrzymała się wtedy wśród najlepszych, co pozwoliło Grzybowi kreślić śmiałe wizje. Wyróżniono go nawet tytułem "Osobowość Roku 2019" w plebiscycie organizowanym przez "Gazetę Lubuską".
Pochodzący z Częstochowy biznesmen na pewnym etapie wspierał też piłkarzy Lecha Poznań, ale ta współpraca nie zakończyła się najlepiej dla niego samego.
- Miałem wtedy dżentelmeńską umowę, że klub reprezentuje jedna firma branżowa. Kiedy grupa Aforti weszła w sponsoring tytularny, płacąc znacznie więcej, poczułem się lekko urażony. Ta nasza umowa została lekko zmieniona. Tłumaczono mi, że doszło do jakiejś pomyłki. To z Lecha Poznań trafiłem do Stali Gorzów, która wcześniej wysłała mi maila z zaproszeniem do współpracy - powiedział nam Grzyb.
W Poznaniu mogą się cieszyć, że nie mają obecnie wiele wspólnego z Grzybem, bo mieliby do gaszenia dwa pożary. W końcu z klubu w ostatnich dniach odszedł trener Maciej Skorża, a w stolicy Wielkopolski trwają nerwowe poszukiwania następcy.
Marzenia o polityce nie zrealizuje?
Sukces w sporcie potrafi być trampoliną do wielkiej polityki. W województwie lubuskim wiedzą o tym najlepiej. Robert Dowhan święcił triumfy z Falubazem Zielona Góra, po czym został senatorem RP. Tę samą drogę przebył Władysław Komarnicki, za prezesury którego do Gorzowa ściągnięto Tomasza Golloba, wyremontowano stadion i odbudowano Stal.
Dlatego Grzybowi też wróżono szybką przeprowadzkę na Wiejską. - To trudne pytanie. Jeśli będzie takie oczekiwanie społeczne, to istnieje prawdopodobieństwo, że spróbuję temu sprostać - mówił prezes gorzowskiej Stali, równocześnie uśmiechając się w kierunku Szymona Hołowni.
- To osoba, która w prospołecznym ruchu chce dokonywać zmian. Poza tym żółte barwy są mi bliskie - podkreślał Grzyb.
W Polsce obowiązuje zasada domniemania niewinności, dlatego wciąż nie można wykluczyć, iż Grzyb któregoś dnia spróbuje swoich sił w wyborach parlamentarnych. Póki nie zapadnie w jego sprawie wyrok skazujący (a Grzyb nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów), będzie zachowywał bierne prawo wyborcze. Jednak wchodząc do polityki, należy być krystalicznie czystym. Inaczej trudno o sukces.
Czytaj także:
Zarzuty dla Marka Grzyba. Jego słowa dają do myślenia
Jest decyzja w sprawie aresztu dla Marka Grzyba!