[tag=863]
Zdunek Wybrzeże[/tag] do rywalizacji ze Stelmet Falubazem przystąpiło mocno osłabione, bo w meczu nie mogli wystąpić Jakub Jamróg i Wiktor Trofimow. To nie przeszkodziło jednak gospodarzom w zdobyciu jedenastu trójek i wygranej 50:40, która dała im także punkt bonusowy.
- Dla mnie to był szok. Uważam, że to był najsłabszy mecz Falubazu w tym sezonie i kolejny, w którym ta drużyna nie spełniła pokładanych w niej nadziei. Nie umniejszam oczywiście gdańszczanom, bo osiągnęli wielki sukces - mówi nam Jacek Frątczak, były menedżer klubu z Zielonej Góry.
- Najtrudniejsza do wytłumaczenia jest różnica w prędkości motocykli. Rozumiem, że ważne jest dopasowanie i dlatego można założyć, że w pierwszej serii poszło coś nie tak. Wtedy drużyna gości zwykle potrafi się otrząsnąć i zaczyna się rozpędzać, a w końcówce wie już, o co chodzi. Tak było między innymi, kiedy Falubaz jechał w Landshut. Teraz przebieg meczu był zgoła odmienny. To wyglądało naprawdę bardzo niepokojąco. Na finiszu spotkania różnica była dramatyczna. Adrian Gała, Rasmus Jensen czy Timo Lahti zdeklasowali zawodników Falubazu, a tor nie był łatwy do wyprzedzania, bo były na nim tumany kurzu. Trudno to zrozumieć, bo mówimy o zawodnikach z przeszłością ekstraligową - zauważa Frątczak.
ZOBACZ WIDEO Dlaczego od kilku lat dominują tory twarde? Janusz Kołodziej o tym, jak zmienił się żużel na przestrzeni lat
Po meczu ze Zdunek Wybrzeżem oliwy do ognia dolał jeszcze Mateusz Tonder. Wychowanek Falubazu otrzymał w meczu tylko jedną szansę, choć pokazał się z całkiem niezłej strony, bo dowiózł do mety dwa punkty. Zawodnik był rozżalony i nie przebierał w słowach. - Poczułem się jak zwykły śmieć - napisał Tonder.
- Nie wiem, jak na co dzień postępuje Falubaz z zawodnikiem. Mogę ocenić politykę startową, przebieg meczu w Gdańsku i słowa zawodnika, które są bardzo mocne. Często jest tak, że w przypadku obecności rezerwowego brakuje miejsca, by wykorzystać jakiegoś żużlowca, ale o tym na pewno nie można mówić w przypadku niedzielnego spotkania - zauważa Frątczak.
- Byłem mocno zaskoczony, że Mateusz nie dostał drugiej szansy po pierwszym całkiem udanym biegu. A jeszcze bardziej zdziwiło mnie, że nie pojawił się na torze w wyścigu trzynastym, kiedy po ośmiu biegach przerwy do rywalizacji wrócił Rohan Tungate. To był duży błąd i niezrozumiały ruch. Gdyby wtedy pojechał Tonder, to zakładam, że dyskusja na jego temat nie byłaby aż tak zażarta. Poza tym była szansa, że on odpali i pomoże, tak jak zrobił to w Łodzi. Nigdy się już tego nie dowiemy, a szkoda, bo bez względu na zdobycz Mateusza decyzja trenera by się obroniła - uważa Frątczak.
Zdaniem byłego menedżera trudno wytłumaczyć ruchy, które podejmuje w tym sezonie Falubaz w przypadku Tondera. - Projekt Mateusz Tonder 2022 nie zaczął się jakoś szczególnie obiecująco, ale w pewnym momencie trener mówił, że zawodnik ma indywidualny tok przygotowań. On był realizowany i to zaczęło działać od spotkania w Łodzi. Wydawało się, że projekt się rozwija. Niektórzy zaczęli nawet mówić, że Tonder będzie zbawcą Falubazu. Nagle coś się niespodziewanie zmieniło - przyznaje Frątczak.
Falubaz po przegranej w Gdańsku traci trzy punkty do pierwszej Abramczyk Polonii Bydgoszcz. Wpadka drużyny może sprawić, że zespół Piotra Żyto przystąpi do fazy play-off z drugiej pozycji.
- To nie jest tak, że nic się nie stało. Miejsce po rundzie zasadniczej ma znaczenie. Nie będzie ono aż tak istotne w pierwszej rundzie play-off, ale uważam, że problem może pojawić się na etapie półfinałów. Trudno jeszcze powiedzieć, jak ułoży się tabela, ale jest spore ryzyko, że można wtedy trafić na Cellfast Wilki Krosno, które są zespołem nieobliczalnym. Warto zatem wejść do półfinału z górnego rozdania, a Falubaz znacznie ograniczył swoje szanse, by tego dokonać - podsumowuje Frątczak.
Zobacz także:
Wielka kasa przełamie opór dwóch klubów?