Żużel. PGE Ekstraliga powinna liczyć dziesięć drużyn? Były prezes nie ma wątpliwości. "Dyscyplina tego potrzebuje"

Niedawno PGE Ekstraliga poinformowała o planach rozszerzenia rozgrywek do dziesięciu zespołów. Leszek Tillinger przyznaje, że to dobre rozwiązanie, jednak wymagające odpowiedniego przygotowania, aby uniknąć dysproporcji pomiędzy zespołami.

Bogumił Burczyk
Bogumił Burczyk
mecz Motor - Betard Sparta WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: mecz Motor - Betard Sparta
Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty: Prezes PGE Ekstraligi mówił ostatnio o ewentualnym powiększeniu ligi do dziesięciu zespołów od 2026 roku. Uważa pan to za konieczne?

Leszek Tillinger, były prezes Polonii Bydgoszcz: Zawsze byłem zwolennikiem takiego rozwiązania. Trzeba jednak działać z głową. Nie może być sytuacji, że jakaś drużyna odstaje od reszty stawki. W tym roku widać, co się dzieje z Arged Malesą Ostrów. Jeżeli władze myślą nad zmianą formatu rozgrywek, muszą przygotować taki regulamin, który wykluczałby tego typu sytuacje.

Czyli trzeba wrócić do KSM?

Zdecydowanie tak. W przeciwnym razie nowy format nie ma żadnego sensu. Dwa zespoły, które awansują nie mogą być skazane na pożarcie. W przeszłości były już takie sytuacje, chociażby w 1991 roku. Wówczas zdecydowano, że w następnym sezonie najwyższa klasa rozgrywkowa zostanie rozszerzona do dziesięciu drużyn. Wtedy awansowało Wybrzeże Rafineria Gdańsk oraz Yawal Częstochowa. Obie drużyny spadły z hukiem w 1992 r. Nowy format ma sens, ale trzeba działać z głową. KSM jest po prostu konieczne.

ZOBACZ WIDEO Ilu jest w Polsce zwolenników KSM? Zaskakująca zmiana frontu działaczy

Ma to również swoje minusy. Pamiętamy czasy, kiedy sztucznie zbijano średnią symulowanymi defektami.

Niestety. Trzeba byłoby liczyć na uczciwość zawodników i prezesów, a w razie konieczności nakładać kary za takie praktyki.

Nie zawsze jednak da się udowodnić działanie z premedytacją.

Zgadza się. Każde rozwiązanie ma swoje plusy i minusy, jednak w tym przypadku dobrych stron jest zdecydowanie więcej. Za zbijanie średniej bardzo często byli odpowiedzialni klubowi prezesi, bo to było im na rękę. W przeszłości różnie starano się wyrównać układ sił w tabeli. Pamiętam przepis, kiedy w jednej drużynie mogło jeździć tylko dwóch zawodników z cyklu Grand Prix. Przez jakiś czas to nawet nieźle funkcjonowało.

A potem?

Kluby zaczęły się bogacić i protestować - a dlaczego tylko dwóch zawodników z GP, a nie trzech? Po co te komplikacje, blokowanie? Ostatecznie po kilku latach zrezygnowano z tego pomysłu. Wrócono także do ośmiu drużyn w najwyższej klasie rozgrywkowej.

W takim razie dlaczego, pana zdaniem, warto wrócić do dziesięciu drużyn w PGE Ekstralidze?

To proste. Po pierwsze, przy wprowadzeniu KSM, rozgrywki byłyby zdecydowanie ciekawsze. Zawsze lepiej oglądać więcej drużyn, zwłaszcza wyrównanych. Po drugie, sezon trwałby dłużej, co jest dobre dla dyscypliny. Jeżeli mówimy już o innowacyjnych rozwiązaniach, przypomniał mi się mój patent sprzed lat.

Czego dotyczył?

Byłem wówczas autorem rozwiązania przewidującego, że każdy klub mógł przeznaczyć na kontrakty zawodnicze tylko około 4 milionów złotych.

To ograniczenie było przestrzegane?

Doszło wtedy do jednej kuriozalnej sytuacji. Jeżeli ktoś chciał skontrolować któryś z klubów, musiał wpłacić dziesięć tysięcy złotych kaucji. Raz zdecydowałem się na taki krok, bo chciałem, żeby sprawdzono Unię Tarnów.

Co było dalej?

Do Tarnowa przyjechał audytor i poprosił o dokumenty. Zarząd klubu nie udostępnił mu jednak wszystkiego, a konkretnie części dotyczącej dochodów z reklam. Jednocześnie inne kluby się wystraszyły, zaczęły obawiać się tych kontroli. Ja miałem już wtedy na oku inny podmiot, gdyby Unia Tarnów nie przeszła audytu. Władze ligi nie stanęły jednak na wysokości zadania, ugięły się, nie wyegzekwowały od tarnowian brakujących dokumentów i w efekcie od kolejnych kontroli odstąpiono. Powiem więcej, gdyby wtedy to przeszło, funkcjonowałoby po dziś dzień.

Wracając do tematu, znaczące wydłużenie sezonu nie poskutkowałoby spadkiem frekwencji?

Sądzę, że nie. Wprawdzie są ośrodki, w których kibice zrobili się wybredni i przyzwyczaili do sukcesów. Tam rzeczywiście na mecze chodzi mniej fanów. Niemniej według mnie, po zmianie formuły byłoby inaczej. Liczba wyrównanych spotkań by znacząco wzrosła. W dodatku doszłyby przecież inne miasta, w
których kibice chętnie zapełnialiby stadion po awansie. Warto do tego dążyć.

Czy pana zdaniem mamy wystarczającą liczbę żużlowców na poziomie ekstraligowym, żeby po ewentualnym rozszerzeniu ligi nie doszło do obniżenia poziomu rozgrywek? Takie działania, to poniekąd zbliżanie się formatem do piłki nożnej, a żużel to przecież zupełnie inna para kaloszy.

Można o tym dyskutować. Niemniej, jeżeli padła taka propozycja, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Tym bardziej, że specjalnych sprzeciwów nie słychać, a to także o czymś świadczy.

A co z bogatszymi klubami? Im to zdaje się nie być na rękę.

Powiem panu, że wcale nie jest tak kolorowo. Proszę spojrzeć na Unię Leszno, tam było świetnie, a teraz zaczęto liczyć pieniądze. Zresztą to nie jest tak, że tylko czołówka PGE Ekstraligi ma pieniądze. W Ostrowie również nie brakuje środków, tam jest przecież sporo uznanych sponsorów.

A co z drugą ligą? Po postulowanych zmianach zostałoby w niej raptem pięć drużyn.

Wtedy trzeba byłoby z niej zrezygnować i wrócić do starego podziału, kiedy nie było trzeciej klasy rozgrywkowej. Swoją drogą, to jest dobry przykład. Wtedy, kiedy ona startowała, też pojawiały się głosy krytyki, dywagacje, czy to naprawdę potrzebne. Po kilku latach, jak widać, wszystko się unormowało i takie rozwiązanie zagościło na dobre. Wyszło na to, że to nie był zły pomysł. Niemniej, gdyby poszerzyć teraz PGE Ekstraligę, moim zdaniem druga liga musiałaby zostać zlikwidowana.

Jednak są ośrodki, które planują powrót do ligowego ścigania. Poza tym kolejne niemieckie drużyny wyrażają chęć włączenia się do naszych rozgrywek.

Rzecz jasna, jeżeli formalnie zgłosiłyby się kolejne drużyny, to byłaby zupełnie inna rozmowa, jednak w tej chwili to nic pewnego. Warto spojrzeć chociażby na Wandę Kraków. Tam wszystko było prawie gotowe, a przed startem sezonu pomysł upadł. Jeżeli chodzi o następne zagraniczne zespoły, może zrobić się bałagan. Dzisiejszy regulamin zabrania im awansować do PGE Ekstraligi. Daugavpils to doskonały przykład, wygrało kilka lat temu na drugim poziomie rozgrywkowym, ale nie miało prawa do awansu. To na pewno jest dla tych drużyn bardzo duża niedogodność. Oczywiście należy pamiętać, że dopuszczając zespoły z zagranicy, PZMot i tak robi ukłon w ich stronę i przyczynia się przez to do rozwoju żużla za granicą.

Trzynaście zespołów na zapleczu PGE Ekstraligi to bardzo dużo.

Dlatego trzeba by podjąć odpowiednie działania i zrezygnować z fazy play-off. Każdy jechałby z każdym, a zwycięzcę wyłaniałaby tylko runda zasadnicza. Kiedyś też tak było. Na koniec pierwsza drużyna wchodzi do PGE Ekstraligi, a druga walczy o awans w barażu. Dla mnie to optymalne rozwiązanie.

Różnica poziomu sportowego pomiędzy czołówką i słabszymi zespołami nie byłaby zanadto widoczna?

Tak, jak już mówiłem, zawsze są plusy i minusy, te większe lub mniejsze. Myślę, że na dłuższą metę nie byłoby przepaści. Zresztą każdy zespół walczy i stara się o dobry wynik, nawet ci potencjalnie słabsi.

Podsumowując, wprowadzenie KSM i rozszerzenie PGE Ekstraligi są jedynym sensownym rozwiązaniem?

Właśnie tak. Według mnie skorzystaliby na tym wszyscy, a przede wszystkim kibice. Liga stałaby się po prostu ciekawsza.

Rozmawiał Bogumił Burczyk WP SportoweFakty

Zobacz także:
Jest zabójczo skuteczny na torze i bardzo skromny poza nim. "Koledzy z drużyny mają duży wkład w moje wyniki"
-
 Jeleniewski błyskawicznie doszedł do siebie po groźnym wypadku. "To nie były dla mnie łatwe zawody"

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy zgadzasz się z Leszkiem Tillingerem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×