Jeszcze kilka lat temu żużlowcy mieli pełną swobodę w podpisywaniu kontraktów i to od nich zależało, czy będą posiadali jedną umowę w danym sezonie, czy też będą jeździli w kilku ligach. Bywali zawodnicy, którzy nie potrafili usiedzieć w domu i musieli być w jeździeckim rytmie, jak np. Sebastian Ułamek.
Z czasem to się jednak zmieniło i wprowadzono limit lig dla zawodników ścigających się w Polsce. Ci, którzy mają bazową umowę w PGE Ekstralidze, mogą ścigać się w jednej lidze zagranicznej. Zawodnicy z eWinner 1. Ligi i 2. Liga Żużlowej mogą posiadać dwa takie kontrakty.
- Na pewno takie decyzje nie pomagają innym ligom, choćby angielskiej, gdzie w tym roku na jazdę zdecydował się tam Jason Doyle dając jasny sygnał, że wielu zawodników też chce tam jeździć - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty Kacper Woryna.
ZOBACZ WIDEO Zdradził problemy trójki liderów Unii. Niespodziewane kłopoty
Decyzja władz polskiego żużla nie spodobała się wielu działaczom z Wielkiej Brytanii, Szwecji, czy też Danii. Żużlowcy często musieli wybierać i część gwiazd zrezygnowała np. z brytyjskiej SGB Premiership kosztem szwedzkiej Bauhaus-Ligan. Tai Woffinden zdecydował się z kolei na jazdę w Danii.
Od jakiegoś czasu mówi się, że limit lig zagranicznych dla zawodników z najlepszej lidze świata może ulec zmianie i zostać powiększony. Głos w tej sprawie w Magazynie WP SportoweFakty zabrał Chris Louis, działacz Ipswich Witches, który w rozmowie z Marcinem Musiałem zdradził, że są prowadzone rozmowy z polskimi działaczami, aby poluzować ten zakaz i całkowicie znieść go od sezonu 2023.
Na pewno fajnie, gdyby tego przepisu nie było lub był inaczej skonstruowany, bo czasem dostaje się zaproszenie na jeden mecz czy turniej i nie można tam jechać, bo są te limity, a zawsze można byłoby taką lukę w kalendarzu wypełnić - przyznał z kolei Bartosz Smektała.
W ubiegłym roku żużlowymi pracusiami można było nazwać m.in. Chrisa Harrisa oraz Sam Masters, którzy byli najczęściej ścigającymi się zawodnikami, odjeżdżając 71 zawodów. Wysoko, bo na czwartym miejscu w naszym rankingu (kliknij, by go sprawdzić!) sklasyfikowano pierwszego z Polaków - Sebastiana Szostaka (69 startów).
To jednak wyniki dalekie do czasów sprzed pandemii koronawirusa. W 2019 roku najwięcej zawodów odjechał Rasmus Jensen (101 imprez - ranking dostępny TUTAJ), a w 2018 roku uczynił to Robert Lambert (104 imprezy - ranking dostępny TUTAJ).
- Nie chciałbym wracać do czasów jazdy w Wielkiej Brytanii, kiedy to miałem prawie sto imprez w sezonie (śmiech), chociaż nigdy nie mów nigdy. Kilku czy kilkunastu zawodnikom na pewno ten przepis jest nie na rękę, bo uważam, że nie powinno nam się odbierać możliwości startów. Jak ktoś chce, to czemu mu tego zabraniać? - dodał Woryna, który na Wyspach ścigał się przez dwa sezony - w 2016 roku w zespole Coventry Bees i dwa lata później w ekipie Poole Pirates.
Czas pokaże, co wyniknie z rozmów działaczy z polskimi włodarzami. Jak widać po opiniach zawodników, dla nich samych najlepszą decyzją byłoby zlikwidowanie wszelkich zakazów.
Czytaj także:
Mieszka przy granicy z Polską. Mówi o niepokojących zmianach
W Motorze Lublin zawrzało! Maksym Drabik musiał się tłumaczyć