Żużel. Fricke mówi o sytuacji z Berntzonem. "Sędzia podjął właściwą decyzję"

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Max Fricke
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Max Fricke

Sobota była wielkim dniem dla reprezentacji Australii. Zawodnicy Marka Lemona odnieśli triumf w tegorocznej edycji Speedway of Nations, dzięki czemu zdobyli złote medale w drużynowych zmaganiach po raz pierwszy od 20 lat.

Poprzednio tego wyczynu Australijczycy dokonali w 2002 roku, gdy triumfowali w drugiej edycji Drużynowego Pucharu Świata w Peterborough. Obecny menedżer tej reprezentacji pracuje z nią nieprzerwanie od 2012 roku, swoje pierwsze złoto Mark Lemon na szyi zawiesił zatem po 10 latach prowadzenia drużyny w imprezach międzynarodowych.

W finale Speedway of Nations postawił on na Maxa Fricke i Jacka Holdera, który w każdym biegu zastępował Jasona Doyle'a. Lepszym z tego duetu w przebiegu zawodów był Holder, zdobywając 19 punktów. Ważnym ogniwem był jednak oczywiście również Fricke, który dorzucił 11 "oczek", w barażu odparł ataki Olivera Berntzona, a w wielkim finale razem z kolegą z pary zwyciężył podwójnie. Po osiągnięciu takiego sukcesu zawodnik nie ukrywał wzruszenia i ogromnej radości.

- Ta noc była zdecydowanie niesamowita - świetna dla nas i dla całej Australii. Czekaliśmy na to wiele czasu. "Lemo" (Mark Lemon - przyp. red.) pracuje na stanowisku menedżera już od dłuższego czasu i wcześniej nie udało mu się osiągnąć żadnego takiego sukcesu. Fakt, że zdobyliśmy teraz dla niego to mistrzostwo świata, to dla nas, jako drużyny jest coś świetnego i niesamowitego - mówił szczęśliwy Max Fricke w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO Co dalej z przyszłością Chomskiego? Trener Stali mówi o emeryturze i licznych obowiązkach menedżerów

W decydującym momencie nie miał wątpliwości

We wspomnianym barażu po starcie z przodu znalazł się Holder, a nasz rozmówca zajmował trzecie miejsce. Z tyłu natomiast dwoił się i troił bardzo szybki tego dnia Oliver Berntzon, który próbował przedostać się przed swojego rywala. Szwedowi zabrakło niewiele, jednak ostatecznie przed ostatnim wirażem zanotował on upadek, po którym sędzia Aleksander Latosiński go wykluczył. Czy w tamtym momencie Fricke miał wątpliwości, co do decyzji, którą miał podjąć arbiter?

- Było blisko, cały czas jechaliśmy w kontakcie. Nie wierzyłem, że w tamtym momencie zrobiłem coś niewłaściwego. Sądzę zatem, że sędzia podjął właściwą decyzję. Jeśli chodzi o Olivera, było to dla niego ciężkie. Jestem pewny, że on czuł się źle po tym upadku, walczyliśmy jednak o mistrzostwo świata i wszystko działo się bardzo blisko. Rozmawialiśmy później i on podchodził do tego ze spokojem. Wszystko między nami jest zatem w porządku - skomentował walkę w barażu.

Max Fricke był bardzo ważnym ogniwem w zestawieniu Marka Lemona podczas Speedway of Nations
Max Fricke był bardzo ważnym ogniwem w zestawieniu Marka Lemona podczas Speedway of Nations

W finałowej rywalizacji pod numerem "1" nadal był wystawiony Jason Doyle. Lemon wybrał jednak inny wariant, zmieniając swojego kapitana regularnie i ten nie pojawił się na torze ani razu. Fricke podkreśla jednak, jak wiele znaczy dla tej drużyny jej wieloletni lider.

Kapitan jest w tej ekipie kimś bardzo ważnym

- Oczywiście była to dla "Lemo" naprawdę trudna decyzja. Wcześniej zrobił on rozeznanie i trochę nam zaufał. Jason znaczy dla tej drużyny bardzo wiele, jest jej ogromną częścią. "Lemo" miał jednak pewność, wierząc we mnie i Jacka i wystawiając nas, nawet po tym, jak w kilku biegach nie poszło mi zbyt dobrze, ponieważ zmagałem się w nich z problemami. On nadal w nas wierzył, a razem z Jackiem jeździliśmy naprawdę dobrze jako para. To było coś wspaniałego - podkreślił Australijczyk, startujący w Polsce w Stelmet Falubazie Zielona Góra.

Ten sezon jest dla naszego rozmówcy pełen wzlotów i upadków. Zwyciężył on turniej Speedway Grand Prix w Warszawie i przed kilkoma dniami został mistrzem świata w Speedway of Nations. Ma on jednak za sobą również słabsze występy w cyklu SGP. Z całą pewnością będzie chciał on nadal tam rywalizować w przyszłym sezonie, a jedną z opcji może być wywalczenie pewnego miejsca w żużlowej elicie, podczas Grand Prix Challenge, które ma odbyć się 20 sierpnia na torze w Glasgow. Przed kilkoma tygodniami Fricke miał tam okazję do startów w czasie meczu towarzyskiego z Brytyjczykami.

- W tym roku do tej pory miałem w Grand Prix lepsze i gorsze momenty. Muszę być bardziej stabilny i zakończyć sezon naprawdę dobrze. Daję z siebie 100 proc. w meczach ligowych wszędzie, gdzie startuję. Oczywiście Grand Prix jest dla nas też niezwykle ważne i chcę tam pozostać. Turniej w Glasgow będzie dla mnie zatem dosyć istotny, jak również każde zawody w cyklu do końca tego sezonu. Dam z siebie wszystko zawsze tam, gdzie będę startował i mam nadzieję, że na końcu uda mi się osiągnąć coś dobrego - zapewnił.

Runda przed rodakami byłaby czymś wspaniałym

Przed sezonem nowy promotor cyklu SGP, czyli Discovery Sports Events poinformował o planach powrotu tej prestiżowej serii do Australii. Przed kilkoma dniami potwierdzono jednak, że w tym roku żadna z rund nie odbędzie się tam, a medale zostaną wręczone 1 października na toruńskiej Motoarenie. Fricke podkreśla, że turniej w jego ojczyźnie byłby z pewnością czymś wyjątkowym, zwłaszcza po triumfie, jaki osiągnęła jego reprezentacja w Speedway of Nations.

- Jestem bardzo rozczarowany tym, że nie będziemy mieć w tym roku rund Grand Prix w Australii. Sądzę, że byłoby to coś wspaniałego, zwłaszcza po sukcesie, jako osiągnęliśmy w Vojens. Organizowanie jednej z rund Grand Prix znaczyłoby dla Australii i dla nas Australijczyków naprawdę wiele. Niestety w tym roku nie ma na to szans, jednak po tym naszym sukcesie byłoby wspaniale wrócić przed własną, domową publiczność. Musimy jednak poczekać kolejny rok. Mam nadzieję, że do tej pory uda im się wszystko poukładać, będziemy mogli polecieć do domu, zapewnić dobre widowisko dla Australijczyków i naprawdę spróbować podnieść rangę tego sportu w naszym kraju - podkreślił na koniec rozmowy z WP SportoweFakty Max Fricke.

Stanisław Wrona, WP SportoweFakty

Czytaj także:
Ujawnili "dziką kartę" na kolejny turniej. Zaskakująca decyzja
Maraton w Kumli zwieńczony sukcesem gospodarzy. Kompletny Max Fricke

Źródło artykułu: