Żużel. To przeszkodziło Zmarzlikowi w zwycięstwie? "Musiałem dokonać wyboru"
Nowa formuła IMP, okazała się bardzo ciekawa. Zgodnie z zasadami tej starej, mistrzem zostałby Bartosz Zmarzlik. W tej chwili nic nie jest przesądzone. Zwłaszcza, że czołówka PGE Ekstraligi zbyt często w Rzeszowie nie gości.
Grand Prix łatwiejsze od IMP?
Tytuł dwudziestosiedmiolatka to jednak nic pewnego. Nie jest tajemnicą, że zazwyczaj Zmarzlik nie ma szczęścia w mistrzostwach kraju. Przemawia za tym choćby fakt, że zawodnik jak na razie częściej wygrywał cykl Grand Prix. Niektórzy żartobliwie zauważają, że łatwiej o to będzie również w tym roku. Sam żużlowiec z Gorzowa całkowicie się z tym nie zgadza.
- Żeby osiągać sukcesy, trzeba włożyć ogrom pracy w przygotowania. Nie tylko mojej, ale i również mechaników. Nie zgodzę się z tym, że w Grand Prix łatwiej będzie sięgnąć po tytuł niż w IMP. I tam i tu jest bardzo trudno. Sezon trwa i wiele może się jeszcze wydarzyć, nie wolno zwalniać tempa i trzeba robić swoje. Ja zawody w Krośnie oceniam pozytywnie. Jestem z nich w miarę zadowolony, bo w końcu podium, to podium. Zwłaszcza, że w półfinale zrobiło się gorąco. Wygrałem z Januszem Kołodziejem minimalnie i do ostatnich chwil nie mogłem być tego pewny. Gratulacje dla Dominika Kubery, zasłużył na to zwycięstwo - mówił po zawodach w Krośnie Bartosz Zmarzlik.
ZOBACZ WIDEO Wbił szpilę prezesowi GKM. Ta sytuacja zniechęca zawodników do transferu?Terminy nie pomagają
Kapitan gorzowskiej Stali odniósł się także do nowej formuły zawodów, z których zrobiono cykl. Zawodnik mówi, że choć idea mu nie przeszkadza, nie może już tego powiedzieć o terminach proponowanych przez organizatorów.
- Nie twierdzę, że nowa formuła jest zła. Oceniam ten pomysł pozytywnie, aczkolwiek daty bez wątpienia są nietrafione. Można to wywnioskować na moim przykładzie. Poniedziałek to zawody w Krośnie, które kończą się o bardzo późnej porze, z kolei dzień później jadę ważny mecz w Szwecji. Niestety, to nie ułatwia rywalizacji. Musiałem podjąć jakieś decyzje. Część sprzętu jest w Skandynawii, tak jak i mojego teamu. W jakimś stopniu to zapewne jest kłopotliwe, w końcu nie mogłem skorzystać z całego warsztatu. Tak czy inaczej, nie szukam żadnych wymówek. Ścigało się fajnie, chociaż termin nie był idealny - mówił zawodnik.
Nowy format, nowe wyzwania
Bartosz Zmarzlik odniósł się także do rywalizacji na torach, na których na co dzień rywalizują zespoły z niższych lig. Kapitan Stali przyznał, że zarówno krośnieński owal, jak i rzeszowski są dla niego tajemnicze, a starty na nich, to dawne, juniorskie dzieje. Żużlowiec dodał, że w drugim finale IMP dało się ścigać, zwłaszcza na początkowym etapie zawodów.
- Generalnie w Krośnie nie jeździło się źle. Dobierając odpowiednie regulacje, dało się tu pościgać, co widzieliśmy na torze. Myślę, że kibice w większości biegów nie mieli powodów do zmartwień. Na początku spokojnie można było wyprzedzać po zewnętrznej części toru. Potem było z tym trudno, chodziła raczej ścieżka przy krawężniku. To można było wywnioskować, patrząc na przykład na nawierzchnię. Od jazdy po krawężniku odcisnął się nawet czarny pas.
- Ja osobiście nie za bardzo wiedziałem, czego mogę się tu spodziewać. Zapiski nie miały racji bytu, bo ostatni raz jeździłem na tym torze, jak miał jeszcze czarną nawierzchnię. W Rzeszowie też nie będzie łatwo. Jeśli się nie mylę, moje poprzednie zawody, w których startowałem w tym mieście, to był Brązowy Kask. Od tego czasu minęło ładnych parę lat, jednak, nie jestem jedyny. Zobaczymy co przyniosą zawody, bo tak naprawdę wszystko zależy tylko ode mnie - podsumował Zmarzlik.
Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Mamy nowe informacje o stanie zdrowia Oskara Palucha
- Gollob coraz bardziej samodzielny. Marzenia stają się realne
KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>