[b]
Michał Mielnik, WP SportoweFakty: Jesteśmy po spotkaniu w Lesznie. Motor pokonał Fogo Unię 49:41. Jak ocenisz to spotkanie?[/b]
Mateusz Cierniak, zawodnik Motoru Lublin i lider klasyfikacji przejściowej SGP2: Myślę, że to był naprawdę fajny mecz dla kibiców siedzących na trybunach czy przed telewizorem. Wydaje mi się, że przyjemnie oglądało się ten pierwszy mecz ćwierćfinałowy w tegorocznej fazie play-off w PGE Ekstralidze. Dla nas ten mecz był naprawdę trudny. Pierwszy raz miałem styczność z tak twardym torem w Lesznie. Zawsze było przyczepniej, ten tor się sypał i łatwiej było ten motocykl dopasować. Tym razem tak łatwo nie było. Troszkę się męczyliśmy. Tor szybko się zmieniał. Wygrałem swój pierwszy bieg, czyli młodzieżowy, a później ciężko było mi się dopasować. Przez to, że ten tor był tak twardy nie wybaczał żadnych błędów. Trzeba było jechać bardzo bardzo równo, żeby tylko nie popełnić żadnego błędu, bo gdy taki się popełniło to skutkowało to stratą pozycji.
Jeżeli dobrze pamiętam to jechałeś na próbie toru. Czy te dwa przejazdy coś Ci dały?
Troszkę to coś dało, bo jednak w pierwszym biegu byłem bardzo szybki. Później niestety może nie poszedłem w dobrą stronę z ustawieniami, może nie wybrałem dobrego silnika na resztę biegów. Mogłem szybciej zmienić motocykl, ale przynajmniej w kontekście biegu młodzieżowego sporo mi to dało.
Osiem punktów w kontekście rewanżu to dużo czy mało?
Jakbyśmy pierwszy mecz jechali w Lublinie to nie byłoby to dużo. Patrząc na to, że teraz jedziemy na swój tor to myślę, że ta przewaga jest na tyle bezpieczna, że jesteśmy w stanie ją u siebie utrzymać i iść do kolejnej rundy fazy play-off.
ZOBACZ WIDEO Prezes Stali Gorzów: Nadejdzie druga fala transferów
Od niedzieli już trochę czasu minęło. Udało Ci się ochłonąć po zwycięstwie w Cardiff?
Już dawno. Totalnie o tym nie myślę. Po tym czasie miałem już okazję startować w finale MMPPK w Lublinie i teraz w Lesznie. Emocje już dawno opadły. Wiadomo, że dalej się cieszę, ale już trzeba myśleć o kolejnych zawodach, bo niestety nasz sport jest taki, że trzeba szybko podejmować decyzje. Nie można się zatrzymywać i cieszyć się jednym sukcesem, tylko trzeba myśleć o tym co dalej.
Mówisz, że nie myślisz już o tym, co było w Cardiff. A starasz się nie myśleć o tym, że jesteś liderem SGP2 i masz całkiem sporą przewagę nad resztą rywali?
O tym to już totalnie nie myślę, jest to na drugim planie u mnie. Oczywiście się cieszę, że mam taką w miarę bezpieczną przewagę, jednak swoje muszę zrobić, aby osiągnąć to, czego jestem blisko. Jeszcze jeden turniej przede mną. W nim muszę być jeszcze bardziej skupiony niż w tych dwóch poprzednich rundach, bo teraz jak popełnię jakiś błąd to będzie mnie to kosztować dwie poprzednie rundy. Zobaczymy za lekko ponad miesiąc jak to tam wyjdzie.
Ostatnio było sporo kontrowersji odnośnie Twojego braku startu w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski w Krośnie. Czy chciałbyś się do tego jakoś odnieść? Opowiedzieć jak to było?
Nie widzę problemu, mogę o tym opowiedzieć.
Słucham w takim razie.
Słyszałem wiele wersji. Że lądowałem we Wrocławiu, a lądowałem w Krakowie. W zasadzie w domu w Tarnowie byłem już o godzinie 16:00, więc jeżeli chodzi o moją osobę to spokojnie zdążyłbym. Tylko na czym ja miałem się tam ścigać? Na rowerze? Mój team nie był w stanie dojechać. Zawody, które skończyły się o godzinie 18:00, czyli czasu polskiego 19:00, mieli równe 24 godziny, aby dojechać do Krosna, z czego samej czystej drogi były 22 godziny. Więc to było praktycznie nierealne patrząc na to jaką długą drogę musieli przebyć, przez ile krajów. Tak naprawdę zabrakło im ok. półtorej godziny, żeby byli w stanie zdążyć, żeby byli na styk. Moje zaplecze sprzętowe nie jest jeszcze na tyle zbudowane, żebym był w stanie dysponować dwoma busami, dwoma pełnymi, dobrymi motocyklami oraz zapleczem, którym mógłbym używać jednego dnia i drugiego.
Ostatnio przewinęła się także informacja, że Twój team zapłacił 500 euro, żeby zdążyć, a i tak to nic nie dało. To prawda?
To akurat była kwestia tego, żeby nie było żadnych problemów na przejściach i żeby nie trzeba było się martwić o kwestie przejazdu, bo prostu wykupuje się karnet ata, który na wjeździe do Anglii jest sprawdzany i podbijany przez celników i już w zasadzie był tylko sprawdzony i nie musieliśmy się martwić, że nie przejedziemy dalej. Wszystko było przygotowane tak, abyśmy mogli jednak jak najsprawniej tę drogę przebyć.