Bartosz Pogan: Dość często można ciebie spotkać na wielu stadionach żużlowych z różnymi zawodnikami. Wygląda na to, że jesteś równie zajęty w trakcie sezonu jak oni?
Maciej Simionkowski: No może nie aż tak bardzo ale rzeczywiście w tym sezonie już udało mi się troszkę stadionów odwiedzić. Niedawno założyłem swoją firmę o charakterze sportowym, stąd moja obecność na niektórych imprezach sportowych to poniekąd obowiązek.
Czym konkretnie będzie zajmowała się twoja firma?
- W zasadzie wszystkim co związane jest ze sportem. Skupiamy się przede wszystkim na doradztwie w zakresie marketingu oraz managementu sportowców, klubów oraz związków sportowych. Mam mnóstwo pomysłów, które chciałbym zrealizować. Oczywiście większość z nich jest bardzo czasochłonna, lecz mam nadzieję, że małymi kroczkami przynajmniej niektóre z nich uda nam się załatwić z pozytywnym skutkiem.
Pomimo młodego wieku masz już spore doświadczenie i możesz pochwalić się sukcesami chociażby w postaci kontaktów zagranicznych…
- Cały czas się uczę. Obecność na wielu stadionach, rozmowy z nowymi ludźmi to dopiero początek drogi do zbudowania czegoś ciekawego. Nie ukrywam, że udało mi się załatwić trochę startów przede wszystkim chłopakom z Grudziądza, lecz to nie daje mi już takiej satysfakcji. Być może dlatego, że w żużlu nie jest to aż tak prestiżowe jak chociażby w piłce nożnej. W naszej dyscyplinie pojęcie menadżera to wciąż nie tak aktywne pojęcie jak w innych dyscyplinach.
Co byś zmienił aby poprawić ten stan rzeczy?
- Przede wszystkim wprowadziłbym licencje dla menadżerów. Znacznie ułatwiłoby to dotarcie zawodników czy też klubów do takich osób. Ponadto wyeliminowałoby to osoby przypadkowe, których niestety w naszej dyscyplinie nie brakuje. Sam pracując w klubie miałem styczność z takimi sytuacjami, że osoba nawet nie związana z danym zawodnikiem kontaktowała się z klubem windując ceny. Niekiedy nawet interesy zawodnika prowadziło kilka osób. Wprowadzenie egzaminu dla menadżerów z regulaminu sportu żużlowego oraz podstaw z zakresu prawa z pewnością uporządkowałoby parę spraw.
Czy prowadzenie rozmów ze sponsorami i klubami w imieniu zawodników oraz klubów to wasze jedyne zajęcie?
- Oczywiście, że nie. Do naszych zadań należy również organizowanie imprez sportowych oraz wszelkie sprawy związane z reklamą, kreowaniem wizerunku oraz podstawami Public Relations.
Od prawie pięciu lat jesteś spikerem na stadionie w Grudziądzu. Czy funkcja ta przypadkiem ci się nie znudziła?
- Wręcz przeciwnie. Cały czas mnie to kręci. Ubolewam jednak nad tym, że frekwencja w Grudziądzu jest cały czas niska w porównaniu z innymi ośrodkami żużlowymi. Wciąż marzy mi się poprowadzenie jakiejś wielkiej imprezy. Myślę, że bym podołał temu zadaniu. Prowadziłem już w duecie z Łukaszem Benzem prezentacje drużyny GTŻ Grudziądz przed sezonem 2008 i myślę, że wyszło nam to całkiem nieźle.
W tym sezonie dość dużo czasu poświęcasz Arturowi Mroczce, dzięki czemu udało mu się wystartować w ligach szwedzkiej, duńskiej oraz innych imprezach międzynarodowych…
- Bardzo się cieszę, że Artur poradził sobie na kontrakcie zawodowym. To był niesłychanie ważny sezon dla niego. Co prawda przed Arturem jeszcze kilka imprez w tym sezonie, jednak uważam, że obecny sezon może uznać za udany. To zawodnik o niebywałym talencie i jeśli tylko będzie odpowiednio prowadzony oraz obdarzony niezbędną opieką sponsorską to już wkrótce może być o nim bardzo głośno.
Mimo wszystko jedna z ważniejszych imprez w tym roku jak Indywidualne Mistrzostwa Świata Juniorów Mroczce kompletnie nie wyszła.
- Większość skazywała go na porażkę jeszcze przed ćwierćfinałem w Rye House. Mimo wszystko udało nam się awansować do półfinału. W Kumli niestety nie było już tak fajnie ale to tylko sport. Po nieudanych zawodach trzeba o nich szybko zapomnieć i skoncentrować się na następnych. To młody chłopak przed którym jeszcze mnóstwo ważnych imprez. Na pewno podczas tych zawodów pojawiły się jakieś błędy, ale od tego będzie zima aby je przeanalizować. Myślę, że Artur wraz ze swoimi mechanikami wyciągnął już tego odpowiednie wnioski.
Drużyna z Twojego miasta, GTŻ Grudziądz spadła do drugiej ligi. Zdziwiła cię ta sytuacja?
- Wszystkich nas w Grudziądzu bardzo zdziwiła, jednak z tego co słyszę i czytam w prasie, sprawa przynależności klubu z Grudziądza do I ligi jest cały czas w toku. Rozstrzygnie o tym Trybunał PZM. Jeśli chodzi o aspekt stricte sportowy to uważam, że I liga była w tym roku niezwykle wyrównana i tak naprawdę żadna z drużyn nie zasłużyła na spadek o klasę niżej. Miałem okazję zobaczyć oba mecze pomiędzy Ostrowem i Grudziądzem i nie tylko moja opinia jest taka, że wielkim zaskoczeniem jest pozycja tych drużyn po rundzie zasadniczej. Zarówno Ostrów, jak i z całą pewnością GTŻ mieli sporego pecha. Gdyby wszyscy byli zdrowi i nie wydarzyła się sytuacja z kradzieżą motocykli to miejsca tych drużyn w tabeli mogły być inne.
Z jakimi zawodnikami i klubami firma Red Player będzie współpracowała?
- Jak na razie cały czas koncentrujemy się na sprawach, które rozpoczęliśmy już jakiś czas temu. Są to przede wszystkim jak najlepsze zakończenie sezonu w wykonaniu Artura, odpowiednia organizacja wyjazdu do Poole, bo jednak dla tych młodych zawodników jest to spore wydarzenie i tutaj nie może niczego brakować. Ponadto jesteśmy cały czas w trakcie rozmów i z pewnością w zimę będziemy bardzo aktywni. Z tego miejsca chciałbym wszystkich chętnych zaprosić do współpracy.
Obejrzałeś w tym sezonie dziesiątki imprez z udziałem polskich juniorów. Kogo typujesz na następcę Tomasza Golloba?
- Takiego zawodnika znaleźć będzie niezwykle trudno. Są jednak nazwiska, na które osobiście bardzo liczę i swoją postawą, nie tylko na torze, przypadły mi do gustu. Myślę, że z pewnością pociechę będziemy mieli z Szymona Woźniaka, Pawła Zmarzlika oraz oczywiście Przemka Pawlickiego. Jest naprawdę sporo nieokrzesanych talentów ale to już rola trenerów aby odpowiednio ich do ścigania na wyższym poziomie przygotować.