Sytuacja jest poważna, bo tegoroczne play-off są niezwykle wyrównane, a każdy bieg ma duże znacznie dla losów poszczególnych meczów. W najbliższych spotkaniach presja na arbitrach będzie jeszcze większa, bo w PGE Ekstralidze do rozegrania zostały już tylko dwumecze o złoto i brąz. Władze rozgrywek mają zaledwie kilka dni, by odpowiednio zabezpieczyć się przed ewentualnym skandalem wywołanym złą decyzją sędziowską.
W niedzielę w 14. biegu półfinałowej rywalizacji zielona-energia.com Włókniarz Częstochowa - Moje Bermudy Stal Gorzów sędzia Piotr Lis z niezrozumiałego powodu zauważył kontakt pomiędzy Patrickiem Hansenem, a atakującym go po zewnętrznej Kacprem Woryną i zdecydował się wykluczyć z powtórki Duńczyka. Błąd sędziego był rażący, a biorąc pod uwagę rangę spotkania, mógł przyczynić się do wielkiego skandalu. Ostatecznie osamotniony Szymon Woźniak przegrał jedynie 2:4, a w ostatnim biegu para Bartosz Zmarzlik i Martin Vaculik uratowała nie tylko Stal Gorzów, ale i całą ligę przed gigantyczną kontrowersją.
Sytuacja nie jest jednak łatwa, bo choć jakiś czas temu zapowiedziano wprowadzenie żużlowego systemu VAR, to do realizacji tego pomysłu wciąż daleka droga. Władze rozgrywek na razie analizują możliwości technologiczne wprowadzenia takiego pomysłu od przyszłego sezonu. Myśl o przydzielaniu po jednym arbitrze VAR na każde ze spotkań raczej nie ma szans powodzenia, bo wiązałoby się to z koniecznością wynajęcia dodatkowych wozów transmisyjnych. Poza tym obecnie nie ma aż tylu sędziów, by do każdego meczu PGE Ekstraligi mogło być zaangażowanych po dwóch arbitrów.
ZOBACZ WIDEO Magazyn PGE Ekstraligi. Termiński, Holloway i Majewski gośćmi Musiała
W tym momencie najmocniej brane pod uwagę jest wynajęcie specjalnego studia, w którym jeden sędzia oglądałby wszystkie mecze rozgrywane danego dnia. Powodzenie takiej misji jest jednak uzależnione od stworzenia warunków, w którym arbiter w studio śledziłby wydarzenia w czasie rzeczywistym, bez typowego dla telewizji kilkusekundowego opóźnienia. Tylko w takiej sytuacji drugi sędzia mógłby okazać się pomocny przy ocenianiu ewentualnych ruchów na starcie, czy zdarzeń, do których doszło w trakcie trwania wyścigu. Władzom PGE Ekstraligi zależy na tym, by ewentualne wprowadzenie VAR-u pomogło rozwiązać zdecydowaną większość problemów sędziowskich, a nie tylko część z nich.
Wypracowanie takich rozwiązań wymaga jednak czasu i jest praktycznie niemożliwe, by PGE Ekstralidze udało się wprowadzić takie rozwiązanie już na 11 września, kiedy odbędą się pierwsze mecze finału i meczu o 3. miejsce.
Obecnie bardziej realne wydaje się umożliwienie sędziemu zdalnej konsultacji, najbardziej kontrowersyjnych momentów, z sędzią przebywającym za stadionem i oglądającym mecz w telewizji. To rozwiązanie ma niewątpliwe plusy, bo daje możliwość zweryfikowania swoich osadów z drugim arbitrem, który przebywa poza stadionem i nie jest narażony na presję fanów oraz inne okoliczności. Problem jednak w tym, że zastosowanie takiego rozwiązania również wymaga zmiany regulaminu i wpisania takiego rozwiązania do przepisów. Nie wiadomo, czy działaczom będzie aż tak mocno zależeć na przeprowadzaniu błyskawicznej rewolucji i testowaniu nowości podczas najważniejszych meczów. Czasu na działanie jest jednak bardzo mało, a działacze obawiają się, że wprowadzenie nowych, niesprawdzonych rozwiązań może przynieść więcej szkody niż pożytku.
Arbitrem podczas meczów finałowych będzie zapewne Krzysztof Meyze i pozostaje wierzyć, że doświadczony sędzia - podobnie jak w poprzednich latach - podoła wyzwaniu i sprawi, że po zakończeniu walki o medale, tematem do rozmów będzie jedynie sportowa rywalizacja zawodników.
Czytaj więcej:
Zamieszki na trybunach w Lublinie
Trener przeprasza za swój błąd