Piotrowi Winiarzowi udało się sięgnąć po kilka medali mistrzostw Polski, które zawisły na jego szyi w trakcie młodzieżowej kariery. W 1997 roku odbierał srebro za wicemistrzostwo kraju w rywalizacji indywidualnej, trzy razy stawał na podium wraz z drużyną (dwa razy złoto 1994, 1995 i raz srebro 1996), odbierał także nagrody za dwukrotne miejsce na podium w MMPPK (srebro 1993, brąz 1997) oraz był w czołówce Srebrnego Kasku (3. miejsce w 1993). W 1998 roku został również Drużynowym II Wicemistrzem Polski.
Jego karierę brutalnie przerwał blisko 20 lat temu upadek na Węgrzech. Cytowany przez polskizuzel.pl Winiarz wspomina, że trener odradzał mu występ w tych zawodach, ale ten postawił na swoim i dziś żałuje swojej decyzji.
- To były jakieś zawody indywidualne. Jechałem pierwszy, wjechał we mnie Węgier i upadłem. Uderzyłem w słupek. Kask cały popękał. Później lekarz powiedział, że miałem szczęście, że uderzenie poszło w kask i go zniszczyło, a nie głowę. Gdyby siła uderzenia poszła w głowę, to po prostu dzisiaj byśmy nie rozmawiali. Jakie to miało konsekwencje? Wiemy wszyscy. Dla mnie żużel się skończył. Nie mogłem się z tym pogodzić. Po tym jak się po trzech miesiącach obudziłem ze śpiączki i walczyłem o powrót do zdrowia, to siłę do walki czerpałem właśnie z tego, że chciałem wrócić na tor. To mnie napędzało. Jak się okazało, że nie będzie to możliwe, przyszło poważne załamanie i próba samobójcza - dodał Winiarz.
ZOBACZ WIDEO Canal+ przygotowuje serial o żużlu? Szef redakcji odpowiada
O tym, że Winiarz chciał odebrać sobie życie niewielu wiedziało. Rzeszowianin zwierzył, że pewnego dnia zażył duża liczbę tabletek i zasnął. - Rodzice oraz żona znaleźli mnie i wezwali pogotowie. W szpitalu leżałem tydzień, pilnowany przez najbliższych, abym znowu czegoś nie zrobił... Na ten ruch zdecydowałem się właśnie z powodu tego, że dotarło do mnie, że na żużlu już nie pojadę - powiedział.
Winiarz we wspomnianym wywiadzie wspomina, że bardzo wiele w kwestii wyjścia z tego dołka uczyniła Marta Półtorak, z którą najpierw w siedzibie klubu z Rzeszowa spotkał się ojciec byłego zawodnika. 46-latek nie ukrywa, że była pani prezes klubu z Podkarpacia mocno mu nagadała, co do tego, co miało miejsce, a on zdaje sobie sprawę z tego, że miała rację.
Obecnie Winiarz prowadzi życie takie, jak każdy, czyli pracuje, spędza czas z dzieckiem i na tyle, na ile może to odwiedza stadiony żużlowe, a przede wszystkim te w Rzeszowie i Krośnie. Pytany, czy ponownie zostałby żużlowcem nie ukrywa, że tak, bo kocha ten sport, ale jedną rzecz by zmienił. Posłuchałby trenera i na Węgry nie pojechał.
Czytaj także:
Smektała stanął murem za swoim trenerem
Czeka na oferty. W przeciwnym razie pójdzie do... kopalni