Do grona murowanych kandydatów do medalu zaliczano oczywiście Górnik Rybnik. Górnicy już trzy razy pod rząd zdobywali złoto DMP. I chociaż przywykli do medali z najcenniejszego kruszcu, nie mieli zamiaru oddać go innym zespołom.
Przed sezonem zbroiła się niemiłosiernie bydgoska Polonia. Szeregi żużlowców z gryfem na plastronie wzmocnił Edward Kupczyński, reprezentujący rok wcześniej barwy Sparty Wrocław, uczestnik finału europejskiego, indywidualny wicemistrz Polski - a przecież to tylko osiągnięcia z sezonu Anno Domini 1958. Poza tym na czele Bydgoszczan stanął nie kto inny jak Olle Nygren, pełniący rolę szkoleniowca!
A co z warszawską Legią, czy drużynowymi wicemistrzami Polski, zawodnikami Sparty Wrocław? Kto jeszcze może pomieszać szyki faworyzowanym żużlowcom z Rybnika?
Przedsezonowy spokój
Chociaż sezon zimowy był bardzo gorący (o czym wyżej i za chwilę) w szeregach drużyny Włókniarza Częstochowa panował spokój. Grupka zawodników przygotowywała się do rozpoczęcia rozgrywek, od stycznia uczestnicząc w zajęciach.
Chwilczyński, Jałowiecki, Kuciak, Kacperak, Kwoczała, Idzikowski, pozyskany ze Świętochłowic Rurarz oraz wciąż pozostający w stanie gotowości do jazdy Miechowski, z uwagą obserwowali poczynania żużlowych władz.
A te były chaotyczne. Celem jaki przyświecał naradom działaczy była odpowiedź na pytanie: "jak wyciągnąć polski żużel z dołka?" Odpowiedź - co wiemy i dzisiaj, niełatwa. Proponowano przejście na 16-biegową tabelę startów obowiązującą w Szwecji. Poza tym zastanawiano się jak przyciągnąć więcej młodzieży na tory, gdyż boom na speedway powolutku cichł. Chciano wprowadzić w każdym spotkaniu dwa dodatkowe biegi, właśnie dla najmłodszych zawodników.
Zmian tych nie wprowadzono, a działacze mieli jeszcze jeden poważny orzech do zgryzienia. Mianowicie nikt nie chciał kupować polskich FIS-ów. Polskie kluby wolały lepsze jakościowo jappy, ewentualnie produkowane przez Jawę maszyny ESO.
Właściwie jedynym, co udało ustalić się działaczom, było unormowanie kwestii zmian barw klubowych. Miesiącem, kiedy można tego dokonać został grudzień. Sezon zbliżał się wielkimi krokami...
Walka o Rurarza
Przygotowania do rozgrywek krzyżowała kapryśna, wiosenna aura, jednak 19 kwietnia sezon ligowy ruszył. 52:25 na "dzień dobry" z Unią Leszno uradowało kibiców, jednak kaprysy fanów i dziennikarzy wydawały się większe niż wspomnianej już pogody. Mimo wysokiego zwycięstwa biało-zielonych "dostało się" Stefanowi Kwoczale, który zdobył zaledwie 6 oczek.
Mecz w Bydgoszczy był ważny szczególnie dla Stanisława Rurarza. Dlaczego? Posłuchajcie...
W roku 1958 należał on do ścisłej czołówki polskich żużlowców. Nęciły go przede wszystkim kluby z Bydgoszczy (milicyjny) i Warszawy (wojskowy). Zawodnikowi ze Świętochłowic, któremu w tamtym klubie nie było najlepiej, nie uśmiechało się wojsko, mimo kuszących propozycji spokojnego życia i szybkich awansów.
W związku z tym uwodziła go milicja. Czym przekonali go Częstochowianie? Oto jak wspomina to sam Rurarz na kartach monografii "Jest tylko jeden taki klub": - W Świętochłowicach pracowałem po 16 godzin. Nie oszczędzałem się, chociaż nikt nie kazał mi tak tyrać. Mieszkałem w wynajętym mieszkaniu. Marzyłem o własnym lokum i tym skusili mnie częstochowscy działacze. Prezes Topczewski i kierownik drużyny Jerzy Sroka, przyjechali porozmawiać, a że nie było mnie akurat w domu, czekali w samochodzie. To była zima, więc gdy wróciłem, zastałem ich zmarzniętych w tym aucie z nogami w gazetach.
Jednak to nie koniec ciekawostek związanych z Rurarzem. Legia Warszawa zrezygnowała z prób kuszenia do zmiany barw klubowych na swoje obiecującego młodzieńca. Na placu boju pozostały dwa kluby: Włókniarz i wspomniana Polonia Bydgoszcz. Działacze Włókniarza ustalili warunki z zawodnikiem i działaczami Śląska. Jednak gwardziści nie zamierzali rezygnować z Rurarza.
Podczas posiedzenia Głównej Komisji Żużlowej, gdy miano zatwierdzić przejście Rurarza do Częstochowy, działacze z Bydgoszczy pokazywali jakiś świstek na którym podpis swój złożył niegdyś zawodnik. Gdy okazało się, że właściwa część karty zawodniczej należy do kierownika Lwów - Sroki i przekazana została w sposób jak najbardziej zgodny z prawem, gwardziści wytoczyli jeszcze jeden argument.
Na stole obok dokumentów wylądował pistolet pułkownika Milicji Obywatelskiej. Wszyscy zamarli, ale kierownik Włókniarza zachował zimną krew i po prostu wyrzucił pistolet za siebie, a ten zniknął w drzwiach balkonowych. Przerażony milicjant rzucił się do drzwi i schodami zbiegł na ulicę. Okazało się, że pistolet wylądował na balkonie i transfer bez przeszkód zatwierdzony został na rzecz Włókniarza.
Rurarz miał co nieco do udowodnienia Bydgoszczanom i... udowodnił to. Zwyciężył cztery wyścigi, w piątym zanotował defekt i Lwy pożarły Gryfy 45:33.
Pierwszy raz, razem ostatnim
W trzeciej rundzie Włókniarz podejmował Górnik Rybnik. Obie ekipy szykowały się do tego pojedynku w szczególny sposób. Częstochowianie uwierzyli w siebie, a zawodnicy z Rybnika podobno oszczędzali najlepsze maszyny na mecz przy Olsztyńskiej. Nie wiadomo, czy tak było naprawdę, jednak takie plotki krążyły w żużlowym światku, a wiadomo przecież, że w każdej plotce jest ziarnko prawdy...
Pierwszy dzień maja nie zakończył się jednak szczęśliwie dla żużlowców z literką W na plastronie. Po zaciętym pojedynku lepsi okazali się mistrzowie Polski zwyciężając w stosunku 42:36.
Ostudzone zostały nadzieje kibiców, które jak wiadomo zapalają się szybko i równie szybko gasną. Ale czy mogli oni przewidzieć, że jest to pierwsza, a zarazem ostatnia porażka ich pupili?
Następne cztery spotkania Włókniarze zwyciężają pewnie. Na półmetku rozgrywek prowadzą żużlowcy z Rybnika mając na koncie komplet zwycięstw. Zawodnicy spod Jasnej Góry mają jedno zwycięstwo mniej. Następowała właśnie wakacyjna przerwa na rozstrzygnięcie batalii o indywidualne mistrzostwo Polski oraz zgrupowania kadry narodowej.
Pierwsze złoto i telewizor
Przez sito eliminacji IMP przebrnęło czterech reprezentantów wicelidera tabeli: Kacperak, Kwoczała, Kuciak i Rurarz. Miejscem finału był stadion w Rybniku. Choć stawiano na reprezentantów gospodarzy: Maja, Tkocza, rzadziej Philipa czy Wieczorka, tor zweryfikował wszystko.
W pierwszej piątce finału znalazło się trzech Rzeszowian i dwóch Częstochowian. Piąty był Rurarz, czwarty Kempa, trzeci Kapała, drugi Malinowski, a na najwyższym stopniu podium stanął ten, który na początku swojej żużlowej drogi od razu zapoznał się z żużlową nawierzchnią, zaliczając już na pierwszym łuku pierwszej jazdy upadek; ten, który kilka tygodni wcześniej dwukrotnie dopychał motocykl do mety po defektach na pierwszych pozycjach, dostarczając klubowi cennych dwóch punktów; ten, którego karierę przerwie za dwa lata tragiczny wypadek na torze w Nowej Hucie - Stefan Kwoczała.
A co powiedzą Państwo na ufundowaną przez klub nagrodę za złoto w postaci telewizora marki Orion? Czyżby pobłażliwe uśmieszki?
Hit w Rybniku
Nastąpiło długo oczekiwane wznowienie rozgrywek ligowych. 6 września do Rybnika za żużlowcami toczyła się karawana autokarów. Jak można było nie zobaczyć spotkania na szczycie?
Kibice, jak to kibice, kalkulowali po swojemu. Czterech Włókniarzy w finale indywidualnego czempionatu zdobyło łącznie 33 punkty, czterech Rybniczan - 27. Mało tego, zawody odbywały się na rybnickim owali w związku z czym istnieje przecież realna szansa na zwycięstwo...
Istniała. Stadion Górnika wypełniony po brzegi. Za mikrofonem legendarny dzisiaj Jan Ciszewski pełniący rolę spikera zawodów. Już w pierwszym wyścigu dwóch częstochowskich żużlowców nie dało się przedzielić Tkoczowi. Dla rybnickich kibiców było to niepojęte, a co gorsza taki stan rzeczy powtarzał się dość często. Przed ostatnim wyścigiem Włókniarze prowadzili 10 punktami.
Ostatecznie zwyciężyli 46:32. Punkty dla Włókniarza zdobywali w tym spotkaniu: Kwoczała 11, Rurarz 9, Idzikowski 8, Jałowiecki 7, Kuciak 7, Kacperak 4. (Wedle niektórych danych Kuciak zdobył 6 punktów, Kacperak 4.)
Jak nietrudno się domyślić w szeregach ekipy spod Jasnej Góry zapanowała euforia. Minorowe nastroje ogarnęły Rybniczan. Niektórzy zawodnicy tego klubu bali się wychodzić z domów. Niedawni ulubieńcy zostali wręcz wyklęci przez fanów.
Jakże inne były nastroje w Częstochowie. Posiadającym lepszy bilans małych punktów od Górnika żużlowcom spod biało-zielonej bandery wystarczyły trzy zwycięstwa. I stały się one faktem.
Moralny mistrz?
Rybniczanie byli zbyt dumni, żeby pogodzić się ze stratą złota. Proponowali nawet, ażeby po sezonie rozegrać trzecie spotkanie, które rozstrzygnie, kto jest moralnym mistrzem Polski. Być może doszłoby do tego, gdyby nie porażka Rybniczan w ostatniej kolejce z warszawską Legią, której zawodnicy zdobyli brązowe medale.
Złotą koronę sezonu 1959 dzierżyli Częstochowianie. W ich rękach znalazła się także złota buława indywidualnego czempionatu. I choć w sezonie 1960 Włókniarze mieli radzić sobie bez wyruszającego na podbój Wielkiej Brytanii Stefana Kwoczały, wierzono w powtórkę minionych rozgrywek, które zakończył triumf Włókniarzy 30 września 1959 na torze w Lesznie...
Bartłomiej Jejda
Wyniki częstochowian w DMP 1959:
Włókniarz Częstochowa- Unia Leszno 52:25
Polonia Bydgoszcz- Włókniarz Częstochowa 33:45
Włókniarz Częstochowa- Górnik Rybnik 36:42
Start Gniezno- Włókniarz Częstochowa 31:47
Włókniarz Częstochowa- Sparta Wrocław 47:31
Włókniarz Częstochowa- Kolejarz Rawicz 54:24
Legia Warszawa- Włókniarz Częstochowa 27:51
Włókniarz Częstochowa- Start Gniezno 58:20
Włókniarz Częstochowa- Legia Warszawa 49:29
Kolejarz Rawicz- Włókniarz Częstochowa 28:50
Górnik Rybnik- Włókniarz Częstochowa 32:46
Sparta Wrocław- Włókniarz Częstochowa 24:54
Włókniarz Częstochowa- Polonia Bydgoszcz 58:20
Unia Leszno- Włókniarz Częstochowa 52:25
W mistrzowskim sezonie punkty dla Włókniarza zdobywali:
Stanisław Rurarz 156
Stefan Kwoczała 145
Bernard Kacperak 136
Zdzisław Jałowiecki 85
Bronisław Idzikowski 84
Julian Kuciak 61
Tadeusz Chwilczyński 23
Waldemar Miechowski 1