Żużel. Po bandzie: Doyle, oszuści i pasożyty [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Jason Doyle
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Jason Doyle

Chyba przeoczyłem moment, w którym świat się stoczył. W którym przestała obowiązywać moralność i uczciwość, a danie komuś słowa miało dokładnie taką samą wartość, jak autograf zostawiony na kartce papieru - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

W tym artykule dowiesz się o:

[color=#000000]

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
[/color]
***

Smokingi, muszki, Szczakiele, hollywoodzkie uśmiechy, Doda, ścianki i jej koleżanki - gale PGE Ekstraligi to bez wątpienia kawałek lepszego świata. Taki wieczór i taka noc po wyczerpującym emocjonalnie sezonie to coś dla duszy, ciała i sponsorów. Miła tradycja. Można nagrodzić takie postaci jak Piotrek Protasiewicz, który wszystkiego w życiu nie wygrał, ale z tej wojny 30-letniej wrócił do domu w jednym kawałku, a Złoty Szczakiel nie jest dla niego nagrodą pocieszenia, lecz formą wielkiego uznania, na które zasłużył jak mało kto. Jak to mawia Marek Cieślak, należało się jak psu miska.

[color=#000000]A teraz możemy wrócić do prawdziwej twarzy żużla - kasa, kasa, kasa… Niedotrzymywanie umów, nurzanie własnego nazwiska w szambie, totalny brak honoru. Poruszyłem ostatnio temat na Twitterze, w kontekście Jasona Doyle'a, a, to, co niektórzy wypisują, ma się w totalnej sprzeczności z moim postrzeganiem świata. Otóż wielu z Was przekonuje, że dopóki ustalenia nie zostaną przelane na papier, to w biznesie nie ma żadnych ustaleń. Że można naobiecywać komuś wszystkiego, a później wszystkiego się wyprzeć. Bo przecież każdy idzie do tej pracy, gdzie dają więcej. Wybaczcie, ale chyba przeoczyłem moment, w którym świat się stoczył i skurwił. W którym przestała obowiązywać moralność i uczciwość, a danie komuś słowa i podanie ręki miało dokładnie taką samą wartość, jak autograf zostawiony na papierze. Sami sramy we własny świat.

ZOBACZ WIDEO Robert Sawina o swojej przyszłości w Toruniu

W 2008 roku Leigh Adams dostał konkretną propozycję z Torunia. O 30 procent korzystniejszą od swojego kontraktu w Lesznie. Odmówił, choć warunków przedłużenia umowy z Unią jeszcze nie ustalił. Był uczciwy. Szanował drugą stronę. Kolega Doyle drugą stronę ma w dupie. Umówił się na konkretne liczby, podpisał pod nimi na kartce papieru, po czym najwyraźniej uznał za niebyłe. To patologia, którą wielu z Was nazywa biznesem. To nie jest zmienianie swojego życia na lepsze, to szarganie swojego imienia.

Ludzie pytają, czym się różni sprawa Doyle'a od gdańskiego tematu Rasmusa Jensena. Otóż różni się pod wieloma względami. Australijczyk już w czerwcu ustalił warunki kontraktu 2023, czym pochwalił się w swoich mediach społecznościowych. Nikt go przy klawiaturze nie szantażował. Doyle świetnie również wiedział, kiedy i dlaczego jego rachunki z klubem zostaną wyrównane. Nikt go nie oszukał. Mało tego. Były mistrz świata już przed rokiem zmieniał wypracowane wcześniej porozumienie. I prezes Rusiecki schował honor do kieszeni, a wyciągnął z niej stówkę ekstra. Plus bonusik za punkty. Widać, Doyle uznał, że warto z takiego procederu uczynić standard. Że to się opłaca. A że mieszkał u prezesa w domu? Że za nic tam nie musiał płacić, ani za steki, ani za ptasie mleczko? No przecież jest bohaterem zbiorowej wyobraźni. Gwiazdą, na której szczęście i zadowolenie winien się zrzucać cały region leszczyński. [/color]

[color=#000000]Co do Jensena, postąpił poniżej krytyki, gdy chodzi o sposób rozstania. Wybrzeże dowiedziało się o jego transferze do Zielonej Góry z mediów. Nie wiem, czy zabrakło mu odwagi, by poinformować pracodawcę o powziętej decyzji, w każdym razie bez wątpienia zabrakło klasy. Jeśli nie szczerej rozmowy, to choćby mejla. SMS-a. Czegoś, co pozwala stwierdzić, na czym się stoi. Duńczyk nie miał skrupułów. Poczekał na brakujący przelew, a nazajutrz się okazało, że należy już do innej żużlowej subkultury.

To wszystko prawda. Natomiast sama decyzja o odejściu - tę potrafię zrozumieć. Na identyczny krok zdecydowali się koledzy z zespołu. Widocznie mieli swoje powody, o których tylko oni mogą publicznie powiedzieć. No ale pewnie nie chcą, bo po co. Ja z prezesem Zdunkiem nigdy do czynienia nie miałem. Znam jednak takich, co mieli. Zatem spuentuję sprawę niezwykle dyplomatycznie - nie widzę możliwości współpracy z kimś, kto nie odbiera telefonów. Chyba się zgodzimy, że byłby Jensen sportowym samobójcą, gdyby po życiowym sezonie chciał zostać w klubie, z którego wszyscy uciekli. Natomiast forma rozstania - poziom kreta na Żuławach, powołując się na klasyka.

Kolejna afera wybuchła na linii Artiom Łaguta - stacja Canal+. Mistrz świata znów strzelił do własnej bramki, twierdząc, że nie wie, co tam się dzieje za wschodnią granicą - czy to wojna, czy może akcja specjalna. Przyznaję, całego filmu nie oglądałem, natomiast trafił do mnie urywek, na którym Piotr Bugajny pyta wyraźnie - "dla Ciebie to jest operacja wojskowa czy wojna?" Po czym pada ta niefortunna odpowiedź, że Łaguta.... nie wie. Nie wiem, czy stacja nie dotrzymała tego, na co się z zawodnikiem - o zgrozo - słownie umawiała. Wiem natomiast, że Łaguta nie powinien się publicznie wypowiadać na tematy drażliwe, bo jest człowiekiem naiwnym, którego łatwo podejść. To prosty chłopak z Rosji, ceniący sobie luksusowe życie, na które całkiem uczciwie zarobił.

Chcę natomiast wierzyć, że ukazany materiał nie miał na celu zdyskredytowania jego czy Emila Sajfutdinowa. Że zestawienie obrazków wojennych z archiwalnymi podobno przebitkami z tańczącym Emilem to nie był świadomy zabieg. Że pokazanie fragmentu wywiadu Łaguty dla jakiegoś rosyjskiego medium to tylko próba stworzenia pełnego obrazu, a nie obrazu, który Łagutę ma nam obrzydzić. Ten przyznaje w materiale, że nie zrzeknie się rosyjskiego obywatelstwa, bo może kiedyś tamtejsza liga będzie najlepsza i tam będą do zarobienia najlepsze pieniądze. A więc ten naiwny Łaguta powiedział coś, co pomyślałby każdy inny zawodnik. Problem w tym, że każdy inny by tak pomyślał, ale tylko Łaguta to powiedział. Inne cwaniaki pięknie by to wszystko opakowały - że przecież nie chodzi o pieniądze, lecz o nowe wyzwania i nowe impulsy.

O chęć propagowania speedwaya w żużlowych krajach trzeciego świata. I tego typu pierdoły. Nikt nie chlapnie czegoś tak, jak Łaguta, w dodatku z tym swoim uśmiechem, który nie wydaje mi się uśmiechem złego, wyrafinowanego człowieka. Po prostu taki ma ten chłopak wyraz twarzy, dziś działający mocno na jego niekorzyść.

Żeby jednak była jasność - nie byłem, nie jestem i nie będę adwokatem rosyjskich żużlowców. Jeśli chodzi o Grigorija, mogę tylko powtórzyć - potępiony na wieki będzie prezes, który kiedykolwiek spróbuje z nim w jakikolwiek sposób romansować. A reszta? Chcę tylko, byśmy ich oceniali wedle najlepszej wiedzy i ze świadomością, że w ich ojczyźnie, będącej krajem terrorystycznym, pozostały ich rodziny. Każdy ma swoją prawdę i swoje racje - również Rufin Sokołowski, twierdząc, że wykluczanie Rosjan ze sportu tylko ich konsoliduje wokół Putina i utwierdza w przekonaniu o złym zachodnim świecie. Bardziej się jednak utożsamiam z potrzebą totalnego wykluczenia Rosjan ze świata sportu. Rosjan i Białorusinów. Bo sport jest może najważniejszy dla nas, kibiców, jednak dla losów świata może być rzeczą najmniej ważną z nieważnych. A to, co jest dziś najważniejsze i najstraszniejsze, dzieje się na terenie Ukrainy. [/color]

Piotrek Protasiewicz powiedział podczas poniedziałkowej gali to samo, co nieco wcześniej mnie w rozmowie - że żużel mu dużo więcej dał niż zabrał, a najcenniejsze są przyjaźnie, które pozostaną na zawsze. Muszę przyznać, że szczęściarz z tego Protasa, jeśli napotkał na swojej drodze tyle wartościowych postaci. Mnie też się udało kilka trafić, choć wielokrotnie musiałem również błądzić i obierać złe ścieżki. Bo jednocześnie poznałem też mnóstwo pasożytów i oszustów. Których Wy próbujecie nazywać biznesmenami.

[color=#000000]Wojciech Koerber

Czytaj również:
- Miedziński w świetnej formie na oficjalnej Gali. "Nie będę wysyłał ofert"
- Półtora okrążenia: Wilki nie chcą podzielić losu Ostrovii. Dlatego licytują wysoko[/color]

Źródło artykułu: