Żużel. ROW ma szansę, żeby włączyć się do walki o awans? Ekspert nie ma wątpliwości

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Patryk Wojdyło
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Patryk Wojdyło

Po stracie Andreasa Lyagera wydawało się, że ROW znalazł się pod ścianą. Zarząd stanął jednak na wysokości zadania i zmontował całkiem solidną drużynę, która, zdaniem Ryszarda Dołomisiewicza, będzie w stanie namieszać.

[b]

Bogumił Burczyk WP SportoweFakty: ROW Rybnik to drużyna z wielkimi tradycjami, ale od ostatnich sukcesów minęło już wiele lat.[/b] Bogatą historię należy traktować jako zamknięty rozdział?

Ryszard Dołomisiewicz, były bydgoski żużlowiec, obecnie związany z Polonią Piła: Czasy się zmieniają. Wiele klubów ma wysokie aspiracje, a światem rządzi dzisiaj pieniądz. Trudno nam teraz wyobrazić sobie ROW, który walczy o mistrzostwo Polski, choć dawno temu to nie było niczym dziwnym. Jest wiele ośrodków, które w przeszłości osiągnęły znaczące sukcesy, a teraz latami dobijają się do najwyższej ligi i to z różnym skutkiem. Zakładam, że kilkanaście lat temu nikt nie wyobrażałby sobie PGE Ekstraligi bez Stelmet Falubazu, czy Abramczyk Polonii.

A jednak. Przeszłość to na pewno miły akcent dla fanów, ale za dawne zasługi nie przysługują dziś żadne bonusy. Trzeba sobie wszystko wywalczyć od nowa. Wprawdzie niegdysiejsze splendory czasami ułatwiają pozyskanie sponsorów, zwłaszcza tych będących jednocześnie kibicami żużla, ale nie jest to regułą. Zwłaszcza w takich czasach.

Zarząd ROW-u miał przed sezonem wielkie ambicje. Ostatecznie zamiast walki o awans, pojawiło się nawet widmo spadku. Najpierw brak Siergieja Łogaczowa, potem nierówna jazda poszczególnych zawodników...

Tor wszystko weryfikuje. Do rozgrywek przystępuje osiem drużyn. Każda ma wielki apetyt, żeby spłatać psikusa konkurencji i awansować do PGE Ekstraligi. Sytuacja na świecie pokrzyżowała plany wielu ekipom. W gronie pokrzywdzonych znalazł się ROW, ale na takie rzeczy nikt nie ma wpływu. Czy ktokolwiek, budując drużynę zakładał, że wojna uniemożliwi starty zawodnikom z Ukrainy i Rosji? Nie wydaje mi się. Żużel to sport specyficzny. I bez takich historii, może wydarzyć się coś, co zrujnuje cały plan na zbliżające się rozgrywki. Zaplecze PGE Ekstraligi jest bardzo wyrównane, a sezon pokazał, że drużyny z końca tabeli wcale znacząco nie odstawały od tych bijących się o awans.

Utrzymanie należy więc oceniać w kategorii sukcesu?

Aspiracje były większe, ale nie należy płakać nad rozlanym mlekiem. Trzeba brać to, co się dostaje. Zasiadając spokojnie w fotelu po zakończonym sezonie i analizując wszystkie czynniki, można uznać, że uniknięcie spadku jednak było sukcesem. Najważniejsze, że ligowy byt został zachowany, a ROW za rok będzie miał kolejną szansę, żeby na przykład powalczyć o awans, czy po prostu poprawić wynik z roku ubiegłego.

Na zdjęciu Siergiej Łogaczow walczący z zawodnikami Arged Malesy Ostrów
Na zdjęciu Siergiej Łogaczow walczący z zawodnikami Arged Malesy Ostrów


Mam wrażenie, że nikt nie zasłużył na spadek. Patrząc w tabelę, nie ma zespołu, o którym można by powiedzieć, że zawodził cały czas.

Właśnie o tym mówię. Ligę wyżej awansowały Cellfast Wilki Krosno, z kolei na ostatnim miejscu w tabeli uplasował się Aforti Start Gniezno. Porównajmy obie ekipy. Uważam, że siła tych drużyn była bardzo podobna. Przecież nie można powiedzieć, że Oskar Fajfer, Antonio Lindbaeck, czy Michael Jepsen Jensen, to słabi zawodnicy. Zresztą ta ekipa rozstrzygnęła na swoją korzyść dwumecz ze Stelmet Falubazem, nie przegrywając z tym rywalem żadnego spotkania.

Z kolei zielonogórzanie w ostatecznym rozrachunku nie awansowali o włos, gdyż zabrakło raptem jednego oczka więcej w piętnastym wyścigu rewanżu z Wilkami. To właśnie pokazuje, jak wyrównany był miniony sezon. Nie było drużyny, którą można było stosunkowo szybko skazać na pożarcie. Wszystkie prezentowały się w pewien sposób kompletnie i miały swoje atuty.

ZOBACZ Skąd wystrzał formy u ekstraligowego juniora? "Dyscyplina robi swoje"

Ktoś jednak spaść musiał. Zadanie ułatwił ROW-owi sprowadzony w trakcie rozgrywek Nicolai Klindt.

Na pewno. To kolejny przykład potwierdzający, że trudno coś przewidzieć przed sezonem. W pewnej chwili w wielkie tarapaty wpadło Zdunek Wybrzeże. Klub z Gdańska zdecydował się jednak pozyskać Timo Lahtiego i diametralnie zmienił się jego potencjał. A przecież gdyby nie dobra wola Witolda Skrzydlewskiego, który wyciągnął rękę do swoich rywali i zgodził się na wypożyczenie, Fin najpewniej przesiedziałby sezon na ławie. Stało się inaczej.

Przecież Lahti punktował prawie na poziomie dwóch punktów i o mało nie znalazł się w najlepszej dziesiątce rozgrywek. Podobnie wyglądała sytuacja z Klindtem. Być może Duńczyk także nie miałby okazji do startów, gdyby nie wypożyczenie z Ostrowa. Jak już mówiłem, tor wszystko weryfikuje, a siła poszczególnych drużyn może w każdej chwili ulec zmianie.

Pytanie, co dalej? Skład ROW-u jest już zamknięty. Wydaje się panu mocniejszy niż tegoroczny?

Tak naprawdę o każdej drużynie można powiedzieć to samo. Są dwa scenariusze. Albo zawodnicy będą spisywali się na miarę oczekiwań i pojadą na maksimum swojego potencjału albo będzie zupełnie odwrotnie. Z pewnością widzę w kadrze prezesa Mrozka kilku bardzo dobrych żużlowców, zdolnych do wielkich rzeczy, natomiast trudno mi powiedzieć, czy oni wykorzystają swoje możliwości. Zwłaszcza że sytuacja jest dynamiczna. Jeszcze niedawno w Rybniku miał jeździć Andreas Lyager. Ledwo co uciekać z ROW-u próbował Paweł Trześniewski, którego kuszą ekstraligowcy. Na dobrą sprawę nie wiemy zbyt wiele.

Na zdjęciu: Andreas Lyager
Na zdjęciu: Andreas Lyager


Załóżmy, że doniesienia się potwierdzą i do klubu trafi Patrick Hansen, wraz z Bradym Kurtzem.


Nie przyglądałem się aż tak uważnie Kurtzowi, ale z całą pewnością to zawodnik, który już wiele w żużlu widział. Na pewno ma wielkie doświadczenie i jeżeli odnajdzie się na tamtejszym torze, będzie solidnym fundamentem drużyny. Wszystko zależy od tego, jak zawodnicy przepracują zimę. Słyszałem o różnych pomysłach, żużlowcy kombinują, jak pozostać w rytmie meczowym. Nie do końca wiadomo, czego można się spodziewać po Patryku Wojdyle i Krystianie Pieszczku, ale końcówka sezonu w ich wykonaniu była lepsza, co daje kibicom z Rybnika przynajmniej nadzieję. Patrick Hansen wydaje się z kolei ciekawym uzupełnieniem całego zestawienia.

Jednak po obiecującym starcie, końcówka sezonu w wykonaniu Duńczyka była po prostu słaba.

Pierwszy sezon jest zazwyczaj najtrudniejszy. To nie jest takie proste wejść do najlepszej żużlowej ligi świata i z marszu zacząć zdobywać dwucyfrówki. Hansen odjechał parę dobrych spotkań i pokazał, że coś potrafi. To na pewno cenne doświadczenie, które powinno stać się dla niego impulsem do dalszego rozwoju.

Co cię nie zabije, to cię wzmocni?

Nie zapędzałbym się aż tak daleko, ale uważam, że trudno wyjść z takiej przygody na minusie. Każda lekcja jest bardzo cenna, a zdobyte doświadczenie nawet zakwalifikowałbym jako bezcenne. Zawodowi sportowcy to raczej nie są ludzie, którzy usiądą na stołku i będą płakać. A w PGE Ekstralidze można się bardzo wiele nauczyć. Zwłaszcza jeżdżąc u boku takich zawodników, jak Bartosz Zmarzlik, Martin Vaculik, czy Anders Thomsen. Uważam, że właśnie to może u Hansena zaprocentować. Chociaż oczywiście nie musi, nic nie jest zerojedynkowe.

Przyjmując najbardziej optymistyczny scenariusz, dokąd zajdzie ROW, jeżeli wszystko pójdzie po myśli prezesa Mrozka?

Nie mam wątpliwości, że powinno być co najmniej dobrze. Jeśli ominą ich kontuzje, a zawodnicy pojadą swoje, to będą w stanie napsuć krwi faworytom do awansu. Myślę, że nawet mogą zagrozić Falubazowi, czy Polonii i włączyć się do walki o najwyższe cele.

A jeżeli ziści się czarny scenariusz?

Jedna, druga kontuzja, ktoś nie trafi ze sprzętem, ewentualnie nie dopasuje się do rybnickiego toru i przepis na ból głowy gotowy. W żużlu jest tak, że jeżeli nie idzie, to trudno wydostać się z dołka. Dlatego gdyby coś podcięło skrzydła zawodnikom ROW-u, mogą mieć kłopoty nawet z utrzymaniem się. Dlatego staram się być powściągliwy i oszczędny w swoich przewidywaniach. W kwietniu i później może wydarzyć się dosłownie wszystko. Potencjał drużyny jest bardzo duży, ale same nazwiska nie pojadą i nie pokonają rywali.

Na zdjęciu: Krzysztof Mrozek
Na zdjęciu: Krzysztof Mrozek

Liga zapowiada się na jeszcze silniejszą, niż przed rokiem.

Rzeczywiście. Żużel w Polsce stale się rozwija. Zawodnicy dostają coraz więcej pieniędzy, zaplecze stara się gonić najlepszą żużlową ligę świata. Z kolei druga liga goni pierwszą. Wszystko poszło do przodu, proszę w szczególności spojrzeć na najniższy szczebel rozgrywkowy. Kiedyś wystarczyło mieć tam dobry sprzęt i jechało się w każdym meczu na dwucyfrówkę albo i lepiej. Teraz można o tym tylko pomarzyć.

Za rok znowu poziom wzrośnie. Układ sił także będzie dość podobny, a na papierze najmocniejsze wydają się Falubaz i Polonia. Ale pozostała szóstka też mierzy wysoko. To nie czas, żeby przyznawać komuś awans. Najlepszym tego przykładem są Wilki, które pogodziły głównych faworytów i sięgnęły po upragnioną Ekstraligę, chociaż w połowie sezonu niewielu by to wytypowało. Nawet przed finałową batalią większe szanse dawano Falubazowi, eksperci byli w tej kwestii raczej jednogłośni.

Prezes Mrozek to właściwa osoba na właściwym miejscu? Wielu nie popiera jego metod, krytykując kontrowersyjne ruchy i wypowiedzi.

Jeżeli chce się kogoś odsunąć od konkretnej funkcji, ma się doń zastrzeżenia, to należy sobie zadać jedno pytanie - gdzie jest następca? Rzeczywiście prezes Mrozek to nie jest osoba pracująca w ciszy. To działacz konkretny, szczery i często problematyczny, ale ja sądzę, że potrzebny Rybnikowi. Kto wie, jak wyglądałby cały projekt, gdyby nie on. Od wielu lat jest sternikiem ROW-u i mimo wszystko radzi sobie dosyć dobrze. Niewykluczone, że gdyby nie Mrozek, kolejny ośrodek zwyczajnie zniknąłby z mapy polskiego żużla.

Ponadto jego zarządzanie wcale nie jest nieskuteczne. Nie wiem, być może w tym krzaczastym wąsie jest specjalny filtr, który pomaga wyławiać talenty (śmiech). Ale faktem jest, że w ostatnich latach przez Rybnik przeszło wiele obiecujących nazwisk. Kto odkrył szalejącego dziś w Grand Prix Daniela Bewleya, jak nie prezes Mrozek? A że konkurencja trzymała rękę na pulsie i z ROW-u wyrwali go bogatsi, to zupełnie inny temat. Natomiast gdyby prezes rybnickiego klubu nie znał się na żużlu, działał źle i w ogóle był taki najgorszy, jak mówią niektórzy... No cóż, Bewleya by tam pewnie nigdy nie było, PGE Ekstraligi też, a niewykluczone, że i samej dyscypliny.

Więc uważa pan, że być może najlepsze dopiero przed ROW-em?

"Być może" to w tym przypadku wyrażenie kluczowe. Trochę poczekajmy. Widzę jednak wiele niezaprzeczalnych powodów do optymizmu. Jeżeli wszystko wypali, to ekipa z Rybnika może namieszać. Myślę, że jej potencjał jest przez niektórych bagatelizowany. Sam jestem ciekawy jak to wszystko dalej się potoczy.

Rozmawiał Bogumił Burczyk, WP SportoweFakty

Zobacz także:
Działanie rynku usprawiedliwia beniaminka. "A co innego prezes Leśniak miał zrobić?"
Sinusoida emocji bydgoskich kibiców, ale sezon bez happy endu

Źródło artykułu: