Żużel. Kariera Piotra Pawlickiego na zakręcie. "Transfer do Betard Sparty nic mu nie da"

Materiały prasowe / Betard Sparta Wrocław / Na zdjęciu: Piotr Pawlicki
Materiały prasowe / Betard Sparta Wrocław / Na zdjęciu: Piotr Pawlicki

- Przez pierwsze pół sezonu z ust Piotra Pawlickiego będziemy słyszeć, że startuje na nowym torze i musi się w niego "wjechać". A w drugiej części cierpliwość Andrzeja Rusko będzie już wyczerpana - mówi nam Rufin Sokołowski, były prezes Unii Leszno.

Przenosiny do Betard Sparty Wrocław mają pomóc Piotrowi Pawlickiemu powrócić do tego, co prezentował przed laty. Za czasów juniorskich zapowiadał się jako ogromny talent. W pewnym momencie jego kariera nie potoczyła się tak, jak można było tego oczekiwać. Po awansie do cyklu Grand Prix i zwycięstwie w turnieju w Daugavpils przyszły chude lata. Z czasem z lidera Unii Leszno stał się jedynie solidną drugą linią. Jego wyniki w ostatnich latach nie były zadowalające dla obu stron, wobec czego doszło do zmiany barw klubowych.

Wydawać by się mogło, że Piotr Pawlicki ma predyspozycje do tego, żeby stać się topowym jeźdźcem. Gdy był jeszcze nastolatkiem, to mówiło się, że ma talent nie mniejszy niż Bartosz Zmarzlik. Teraz obu tych zawodników dzieli przepaść. Trudno przypuszczać, by Pawlicki był w stanie dorównać trzykrotnemu mistrzowi świata. Ze świetnie zapowiadającego się młodzieżowca stał się ligowym średniakiem.

- To niewykorzystany talent. On ma jeszcze przed sobą trochę lat jazdy, ale chłopak popadł w szarzyznę - mówi nam Rufin Sokołowski. - Piotrek i Przemek idą tą samą drogą, ich kariery są bardzo podobne. Nie wiem, z czego to wynika. Kilka lat temu na pytanie, co dalej z Piotrem Pawlickim powiedziałem, że przez dwa sezony będzie jak wańka-wstańka i będzie robił najpierw trzy punkty w meczu, a potem dziesięć, ale następnie się ustabilizuje i zostanie zawodnikiem robiącym dwucyfrowe wyniki. I rzeczywiście był taki moment, że jeździł na poziomie kilkunastu punktów. Nagle jednak zaczęło się coś przytrafiać, psuć - dodaje były prezes Unii Leszno.

ZOBACZ Czterech kandydatów na trenera reprezentacji. Wśród nich Nicki Pedersen!

Nasz rozmówca przypomniał sytuację z przeszłości, kiedy to podziwiał jazdę Piotra Pawlickiego z wysokości trybun. - Kiedyś pojechałem na meczu Unii Leszno do Torunia. W tym meczu Piotr dwukrotnie notował defekty, które polegały na tym, że spadał mu łańcuch. To nie był pech, tylko czysto techniczny błąd, bo zbyt mocno kontrował motocykl, przez co spadał łańcuch. Zwaliłem to na karb młodości i brak doświadczenia. Minęło ileś czasu i znowu te sytuacje się powtarzają, tak jakby nie były wyciągnięte wnioski - zauważa Sokołowski.

W ostatnim czasie Pawlicki musiał mierzyć się ze sporym hejtem ze strony kibiców. Ci nierzadko zarzucali mu, że w stykowych sytuacjach szukał kontaktu z rywalem i kładł się na tor. Przypięta mu została nawet łatka żużlowego Neymara, a na większości stadionów w Polsce miejscowi fani witali go gwizdami. Cała otoczka wokół niego z pewnością mu nie pomagała.

- Żeby wiedzieć, co jest z zawodnikami i jakie są przyczyny słabszej jazdy, trzeba być z nimi na co dzień i obie strony muszą być ze sobą szczere. Zawodnicy powinni mieć możliwość otworzenia się. Jak byłem w Unii, to mieliśmy jeden pokój, który nazywaliśmy pokojem zwierzeń. Tam zamykałem się z zawodnikami i rozwiązywaliśmy problemy. Niekiedy przyczyna słabej jazdy była zupełnie inna, jak np. problemy prywatne - dodaje prezes leszczyńskiej Unii w latach 1994-2004.

Pawlicki od kilku sezonów nieustannie rotuje silnikami i nie potrafi zaufać jednemu dostawcy sprzętu, z którym mógłby pracować przez dłuższy czas. Podobnie jest także z mechanikami, którzy zmieniają się dość często. Tak będzie także i teraz. Na sezon 2023 młodszy z braci ściągnął do swojego teamu Łukasza Jankowskiego, który wcześniej współpracował z Robertem Lambertem.

Piotr Pawlicki po jedenastu latach spędzonych w Unii Leszno zmienił barwy klubowe
Piotr Pawlicki po jedenastu latach spędzonych w Unii Leszno zmienił barwy klubowe

- Jak w trakcie meczu coś Piotrowi nie wychodzi, to wpływa to na jego bardzo nerwową i zbyt niebezpieczną jazdę dla innych. On chce, ale motor nie pozwala. Mówi się o tym, że obwinia mechaników, zmienia tunerów itd. Jak zmienia tunerów, to nikt nie traktuje go jako stałego klienta. On odrzuca od siebie wszelkie uwagi, bo wszyscy są winni, tylko nie sam zawodnik. Jest to o tyle dziwne, że ma przecież obok ojca, który ma bogate doświadczenie. Jego problemem jest organizacja warsztatu i wyciągania wniosków realnych, a nie łatwych do usprawiedliwienia siebie. Mówię to na podstawie analizy jego jazdy i jego wypowiedzi w mediach - podkreśla.

- Zawsze mówiłem zawodnikom, że pracują 5 minut w tygodniu i to tylko przez pół roku, na czas trwania sezonu. Odbywają pięć biegów, które trwają minutę. Mają 6 dni, 23 godziny i 55 sekund, żeby się do tych pięciu minut przygotować. Gdybym ja miał taki zawód jak oni, to nie potrzebowałbym żadnych mechaników. Zrobiłbym wszystko, żeby wiedzieć wszystko o termodynamice, żeby złożyć silnik z zawiązanymi oczami itd. Trzeba wiedzieć wszystko o motocyklu - kontynuuje Rufin Sokołowski.

Nasz rozmówca sceptycznie podchodzi także do transferu Piotra Pawlickiego do Betard Sparty Wrocław. - Pierwsze pół sezonu będziemy słyszeć, że startuje na nowym torze i musi się w niego "wjechać". W drugiej części sezonu cierpliwość Andrzeja Ruski będzie już wyczerpana. Życzę Piotrkowi, żeby mu się udało. Ta kariera jest do odratowania. Na świecie jest tak mało ludzi umiejących jeździć na żużlu, że zawsze gdzieś znajdzie zatrudnienie. Piotrek nie jest człowiekiem strachliwym, więc nie przestraszy się prezesa Sparty. Nie wiem, jak trzeba do niego dotrzeć. Jan Krzystyniak mówił, że Piotrek powinien zmienić miejsce i przejść do innego klubu. Ja uważam, że to nic nie da. Zobaczymy jednak w praktyce, jak będzie - zakończył.

Zobacz także:
Spór o nazwę klubu. Była proponowana ugoda
Informacje nt. stanu zdrowia legendarnego trenera

Źródło artykułu: WP SportoweFakty