Był lubiany przez kibiców. Choć nie był obdarzony dużym talentem, to dobre wyniki zawdzięczał ciężkiej pracy na treningach. Szukał odpowiednich ustawień, a kiedy już je znalazł, to był poza zasięgiem rywali. Najlepiej wspominają jego jazdę fani w Gdańsku i Gorzowie Wielkopolskim. Po latach wyznał, że pokochał właśnie to pierwsze miasto.
Dla Magnusa Zetterstroema najważniejsi byli zresztą kibice. Stawiał na show, widowiskowe akcje, walkę na torze, a potem eksplozję radości. Gdy koledzy z drużyny myślami byli już przy kolejnych zawodach, on cieszył się z fanami. Kręcił bączki, imitował taniec Johna Travolty, skandował razem z nimi.
"Zorro" na żużlowym torze
W żużlowym światku znany był pod ksywką "Zorro". Wyjaśnił, że wzięła się ona z czasów dzieciństwa. - Mieliśmy wielu chłopaków z podobnymi nazwiskami - Zetterstroem, Zetterwahl, Zettergren. Wielu ludzi skracało nazwiska w miejscowym slangu, jednak pewnego dnia ktoś ze szkoły powiedział: "może powinniśmy mówić na niego Zorro?" To przyjęło się w szkole i pomyślałem, że przeniosę to też na żużel i użyję tego pseudonimu na kevlarze. Po co miałbym pisać pod plecami "Magnus" czy "Zetterstroem"? Szczególnie to drugie - musiałbym mieć wielki tyłek, żeby to zmieścić! - żartował.
ZOBACZ WIDEO: Niespodziewany bohater Polaków na mundialu. "To przykład"
Starty w polskiej lidze zaczął w 1999 roku w Lublinie. Pojechał wtedy tylko w trzech meczach, a rok później trafił do Rybnika. Szans dostał więcej, ale był "jedynie" solidnym punktem drugiej linii. Przełom nastąpił w 2002 roku, gdy znów podpisał kontrakt z klubem z Lublina. W trzech meczach z bonusami zdobył aż 43 punkty. Wtedy działacze w Polsce zwrócili uwagę na Szweda.
W 2003 roku był już podstawowym zawodnikiem Stali Gorzów, która miała aspiracje sięgające powrotu do Ekstraligi. Był jednym z liderów, ale po dwóch latach znów zmienił pracodawcę. Przyszedł czas na starty w Gnieźnie i Grudziądzu, ale tam nie był tak skuteczny jak w Stali. Do niej wrócił w 2007 roku i poprowadził zespół do upragnionego awansu do elity.
Sukcesy przed czterdziestką
To był zresztą dla niego najlepszy okres w karierze. W sezonie 2008 podpisał kontrakt z Wybrzeżem Gdańsk, a miasto stało się jego drugim domem. Wtedy jedyny raz w karierze został Indywidualnym Mistrzem Szwecji. Choć zbliżał się do czterdziestki, chciał zrealizować swoje marzenie o awansie do cyklu Grand Prix.
Udało się to zrobić w 2010 roku. "Zorro" wygrał Grand Prix Challenge i został stałym uczestnikiem elitarnego cyklu wyłaniającego najlepszego żużlowca świata. W całym sezonie zdobył 74 punkty, co dało mu trzynaste miejsce. Raz zakwalifikował się do finału (GP Czech w Pradze), a dwukrotnie jechał w półfinałach. Kilka razy niewiele brakło mu do tego, by znaleźć się w czołowej ósemce turniejów.
- Sam nie wiem, jak to wytłumaczyć. Urodziłem się w grudniu, pod koniec roku i może jest jakaś kombinacja, że również karierę rozwinąłem później. Trafiłem do Anglii jak miałem 25 lat, wielu zaczynało wówczas gdy miało 17-18 lat. Zostałem Indywidualnym Mistrzem Szwecji w wieku 38 lat, dostałem się do Grand Prix jako czterdziestolatek. Tak wyglądała właśnie moja kariera i sam nie wiem dlaczego - powiedział "Zorro".
W Wybrzeżu spędził sześć sezonów, w tym jeden w Ekstralidze. Gdy w 2015 roku gdański klub popadł w finansowe problemy i zaczynał starty w II lidze, on podpisał kontrakt i znów był liderem. Po sezonie 2016 zakończył żużlową karierę.
Podczas sześciu sezonów spędzonych w Wybrzeżu, zdobył 874 punkty i jest 14. najskuteczniejszym zawodnikiem w historii klubu i drugim obcokrajowcem. W Gdańsku kupił mieszkanie i cenił sobie anonimowość w niemal pół milionowym mieście, gdzie mógł czuć się swobodnie. Po zakończeniu kariery zajął się biznesem. W Eskilstunie był współwłaścicielem salonu samochodowego.
Czytaj także:
Głośny transfer zakończy się awanturą? "Odpowiedzialność spadnie na kogoś innego"
Przez brak Kubery pod ósemką tracą taktycznie? Mistrz daje spokój w słabszym momencie