Można powiedzieć, że Jason Doyle spadł ze szczytu tak samo, jak się na niego wspiął. W 2017 roku został indywidualnym mistrzem świata, a w dwóch ostatnich sezonach zajmował 9. i 10. miejsce. - Ostatnie dwa lata były dla mnie katastrofą. Brakowało mi szybkości, próbowałem jeździć na motorze bardziej agresywnie, jednak popełniałem przez to więcej błędów, których nie powinienem popełniać na motocyklu - powiedział Australijczyk w rozmowie ze Speedway Star.
Teraz Doyle, który w Polsce będzie reprezentować Cellfast Wilki Krosn, przebywa w Australii, gdzie chce przeprowadzić reset. - Dokonuję dużych zmian i dlatego jestem w Australii. Chcę wyprzedzić konkurencję przed rozpoczęciem cyklu Grand Prix i pokazać, że Jason Doyle z 2017 roku wciąż jest we mnie. Jeśli nie miałbym tego w sobie, wycofałbym się z GP po ostatnim sezonie - przyznał brutalnie.
- Wyjazd do Australii i zabranie ze sobą najlepszego sprzętu kosztuje wiele pieniędzy, ale chcę by to zadziałało w 2023 roku. Czuje że we mnie jest coś, co pozwala popychać mnie do zwycięstw i do osiągania tytułów. Ludzie muszą zrozumieć, że testowanie kosztuje wiele, a najlepszymi testami są wyścigi, a nie treningi. Jazda w czwórkę spod taśmy to jest to - dodał.
U Jasona Doyle'a przeprowadzone zostało swoiste "czyszczenie magazynów". - Zmieniam wszystko. Przeprowadzamy masywne czyszczenie każdego elementu. Znów chcemy postawić na prosty żużel, co sprawi, że odzyskamy radość z jazdy. Przez ostatnie dwa lata goniliśmy za zbyt wieloma rzeczami i to po prostu nie działało. Trzeba wrócić do tego co się zna i nad tym trzeba pracować. Zawsze szybki silnik daje więcej punktów i chcemy odpowiednio przygotować sprzęt, ale również nie zapominać o zabawie. Nigdy nie wiadomo, kiedy będzie twój ostatni sezon - podsumował Australijczyk.
Wielokrotnie żużlowcy z Antypodów pokazywali, że gdy kierują się często beztroskim podejściem do speedwaya, potrafią dzięki swoim umiejętnościom wejść na szczyt. Pozostaje kwestia pozostania na nim. Doyle pierwszy pełny sezon w Polsce odjechał w wieku 29 lat w 2014 roku, w barwach łódzkiego Orła. Trzy lata później był już indywidualnym mistrzem świata. Chociaż w PGE Ekstralidze wciąż trzyma stałą, równą formę, w cyklu Grand Prix przestał być ekscytującym zawodnikiem. Czy tylko na chwilę? Zobaczymy co przyniosą jego deklaracje.
Czytaj także:
- Żużel. Zaliczył koszmarny upadek, w którym przeleciał przez bandę. Widzi w tym... kilka pozytywów
- Żużel. Betard Sparta w liczbach. Brak Łaguty aż nadto widoczny. Od tego wszystko się zaczęło