Był nadzieją duńskiego żużla, ale kilka czynników zahamowało jako rozwój. Ostatnie lata dały mu jednak nadzieje

WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Nicolai Klindt
WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Nicolai Klindt

Nicolai Klindt to zawodnik, który efektowną jazdą na torze rozkochał w sobie wielu kibiców, zwłaszcza w Ostrowie Wielkopolskim, w którym dostał szansę na odbudowę. Po kilku sezonach pożegnał się jednak z klubem, a w czwartek obchodzi 34. urodziny.

Urodził się 29 grudnia 1988 roku w małej duńskiej miejscowości Outrup. Swoją karierę rozpoczął od miniżużla, a licencję do "dorosłego żużla" zdał w 2004 r. Kilka sezonów temu rozpoczął swoją drugą młodość i wydawało się, że niedługo może zawitać nawet w PGE Ekstralidze. Tam faktycznie w końcu się znalazł, ale nie był to pobyt, o jakim marzył.

Nicolai Klindt znalazł się w polskiej lidze dzięki przepisom, które zezwalały na start obcokrajowców na pozycjach młodzieżowców. Bardzo młodego Duńczyka w 2006 roku pozyskał ówczesny Atlas Wrocław. Nie był on wtedy postacią całkowicie anonimową, bo już w sezonie 2005 zdobył brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Świata Juniorów, zapisując obok swojego nazwiska pięć punktów. Wydawało się wtedy, że w naszym kraju pojawił się kolejny bardzo uzdolniony młodzieniec.

Nie ma się czemu dziwić, ponieważ w pierwszym roku startów w polskich rozgrywkach osiągnął średnią 1,103. Wraz ze swoją drużyną sięgnął po złoto Drużynowych Mistrzostw Polski. Dodatkowo wywalczył brązowy krążek w Młodzieżowych Mistrzostwach Polski Par Klubowych. Tego samego koloru medal zawiesił na szyi po finale DMŚJ. Na swoim krajowym podwórku wygrał w Indywidualnych Mistrzostwach Danii Juniorów oraz w ich odpowiedniku wśród zawodników do lat 19. Jak na 17-latka były to naprawdę dobre rezultaty. Na tym jego świetna forma jednak się skończyła, przynajmniej na kilka, a może nawet kilkanaście sezonów.

ZOBACZ "Ewolucja" w Grand Prix. Zmarzlik mówi o zmianie, którą chciałby u siebie wprowadzić w 2023 roku

Lata 2007 i 2008 w polskiej lidze były naprawdę słabe. Wystąpił w zaledwie pięciu meczach i został zmuszony do poszukania klubu na niższym szczeblu rozgrywkowym. Na arenie międzynarodowej było trochę lepiej, ponieważ w 2007 roku wywalczył złoty medal w Indywidualnych Mistrzostwach Europy Juniorów. Przed sezonem 2009, po raz pierwszy w jego karierze, szansę na odbudowę dał mu klub z Ostrowa Wielkopolskiego. W ekipie KM Lazur wystąpił w 14 spotkaniach i zdobywał średnio 1,333 punktu na bieg w pierwszej lidze. Nie była to być może jazda rewelacyjna, ale na pewno dawała nadzieje na lepsze jutro.

Kolejny sezon, już w Rybniku, był nawet lepszy, ponieważ zakończony ze średnią 1,438. Następnie trafił na rok do Lokomotivu Daugavpils, a potem podpisał ponownie kontrakt z klubem z Wrocławia. - Czuję, że jestem w stanie podołać temu zdaniu. Oczywiście w porównaniu z pierwszą ligą będzie mi dużo trudniej zdobywać punkty, ale z drugiej strony ścigam się z najlepszymi zawodnikami w Anglii czy Szwecji. Skoro jestem w stanie ich pokonać tam, to czemu nie w ekstralidze? Ostatnie lata były dla mnie bardzo ciężkie, gdyż Ostrów i Rybnik zmagały się z problemami finansowymi, a w Daugavpils nie miałam zbyt wielu szans, aby startować - mówił wówczas Klindt.

Ta ambicja i chęć powrotu do elity przewijała się w karierze Duńczyka jeszcze wielokrotnie. To jednak nie była udana przygoda z Ekstraligą, w której przez dwa lata wystartował w zaledwie 20 biegach. Trzeba jednak przyznać, że w tym czasie, ale też w późniejszych sezonach bardzo przeszkadzały mu kontuzje. Gdy przejrzymy historię kariery zawodnika z Outrup, a nawet cofniemy się do artykułów sprzed lat, zobaczymy, że właściwie co sezon odnosił on większe lub mniejsze urazy, które co chwilę go hamowały. - Klindt wróci do nas najprawdopodobniej za 6 tygodni - przyznawał w 2012 roku Piotr Baron.

- Z Nicolaiem sprawa wygląda tak, że zawiesił swoją jazdę w tym sezonie. Powiedział, że więcej nie chce już w tym roku startować - mówił ten sam szkoleniowiec już rok później. Duńczyk na początku maja w 2013 roku nabawił się urazu łopatki. Pauzował blisko trzy miesiące, a po powrocie na tor nie prezentował się najlepiej. Tak można by wymieniać jeszcze dalej. Lepiej było w sezonie 2016 w barwach Włókniarza Częstochowa, w którym wystąpił w 13 meczach i osiągnął średnią 1,825. Jednak i wtedy musiał on przedwcześnie przerwać swoje starty. Potem przyszła kolejna zmiana klubu. W Wandzie Kraków zaczął przyzwoicie, ale znów pojawiły się problemy zdrowotne.

- Najpierw rozwaliłem kolano, po czym musiałem poświęcić trzy tygodnie na rehabilitację i powrót do zdrowia. Po tym okresie wróciłem na tor, ale jeszcze nie czułem się optymalnie. Pojechałem w pierwszej rundzie SEC, ale czułem ogromny dyskomfort, co poskutkowało kolejnym wypadkiem. Byłem szczęściarzem, że nie złamałem żadnej kości, ale jednak odczuwałem duży ból w mięśniach w okolicach ramion, szyi, pleców i klatki piersiowej. Po tej kraksie spróbowałem jazdy, co było głupim pomysłem. Wystartowałem w drugiej rundzie SEC, po czym zakończyłem sezon. Bez sensu było to dalej ciągnąć, gdy nawet nie czułem się w 50 procentach gotowy do jazdy - mówił otwarcie sam zawodnik.

Po tej przerwie, po raz kolejny pomocną dłoń wyciągnęli do niego działacze z Ostrowa Wielkopolskiego. Tym razem była to już Arged Malesa. Tę historię zapewne pamięta już wielu fanów żużla. Rok 2018 to mała eksplozja talentu byłego młodzieżowego mistrza Danii. W 2. Lidze zdobywał on średnio 2,5 pkt na bieg. Po awansie do 1. Ligi bez wahania obie strony porozumiały się i lider Ostrovii pozostał w drużynie. Znów pokazywał się z dobrej strony, ponieważ brakowało mu niewiele do przeciętnej zdobyczy punktowej na poziomie 2 "oczek" na jeden wyścig. Ponownie zaczął wspominać o powrocie do Ekstraligi, a z biegiem czasu także o awansie do Grand Prix.

Rok 2020 był jeszcze lepszy, nie tylko pod względem wyników na drugim szczeblu rozgrywkowym w Polsce. Jako gość świetnie spisał się w Stali Gorzów w jedynym meczu w Ekstralidze, a w swoim kraju zdobył srebrny medal Indywidualnych Mistrzostw Danii. Być może, gdyby nie nowy przepis o zawodnikach do 24. roku życia, znalazłby stałe zatrudnienie w elicie. Tak się jednak nie stało. W sezonie 2021 przeszedł mały kryzys formy, notując średnią 1,618. Spełnił on jednak swoje marzenie i awansował z Arged Malesą do PGE Ekstraligi.

Umowę przedłużył, jednakże jego radość szybka musiała się zakończyć, ponieważ dostał zaledwie jedną szansę zaprezentowania się w najlepszej żużlowej lidze świata i w ramach wypożyczenia przeniósł się do pierwszoligowego ROW-u Rybnik. W nim ponownie pokazywał skuteczną jazdę i mocno przyczynił się do utrzymania w lidze swojego nowego pracodawcy. Jak wielokrotnie zaznaczał, Ostrów znaczy dla niego wiele, ale najważniejsze były regularne starty. To był też jeden z powodów, dla których przed przyszłorocznym sezonem zdecydował się przenieść do Zdunek Wybrzeża Gdańsk.

Nicolai Klindt miał być jednym z najlepszych duńskich zawodników, a nawet medalistę Grand Prix. Jego kariera, przynajmniej do tej pory, potoczyła się inaczej, ale trzeba przyznać, że na przeszkodzie wielokrotnie stawały kontuzje. Inną przyczyną był kłopot z radzeniem sobie z presją i gorszymi wynikami. W ostatnich latach jego forma jednak zdecydowanie się poprawiła, a do tego ustabilizowała na przyzwoitym poziomie. Jeśli dalej będą omijać go urazy to, kto wie, czy w przyszłości nie spełni on swoich marzeń. Przecież 34 lata, to w żużlu wiek, w którym można osiągać mnóstwo sukcesów, co udowodniło już wielu zawodników.

Czytaj także:
Przekroczył granicę ukraińską. Oto, co "otrzymał" Polak wiozący pomoc
Żużel. Tam sezon wystartuje już w lutym! Znamy kalendarz rozgrywek - według nowych zasad i z nowym klubem

Źródło artykułu: WP SportoweFakty