Żużlowe środowisko pozostaje pod wrażeniem sobotniej wiktorii Fogo Unii nad Apatorem. I nic dziwnego, bo zespół Rafała Okoniewskiego odjechał mecz idealny. Ci, którzy mieli rzekomo słabsze końcówki, teraz skończyli z przytupem. Ci, którzy nie radzili sobie w biegach młodzieżowych, teraz sobie poradzili. A ci, którzy sami byli wyprzedzani, teraz wyprzedzali innych. I tak dalej, i tak dalej. Najlepsze mecze w sezonie zaliczyli Grzegorz Zengota, Bartosz Smektała, Ben Cook, Nazar Parnicki, Hubert Jabłoński i Antoni Mencel. Każdy z nich wspiął się na wyżyny, a niektórzy świetnie sobie znaną drogą przez górkę i z górki na pierwszym łuku leszczyńskiego toru.
W czym bez wątpienia pomogły też słabości rywala. To jednak nie zmienia faktu, że leszczynianie wykonali kawał pracy, by dopomóc szczęściu. Sukces nie wziął się znikąd, był efektem pracy zespołowej i przekazywania silników z boksu do boksu. Choćby z kwadratu Zengoty na stanowisko Smektały. Nie był to, rzecz jasna, silnik ani pierwszego, ani drugiego wyboru, a jednak pomógł Smykowi udowodnić pewne rzeczy. Sobie oraz kibicom.
No i okazało się przy okazji, że silny rezerwowy może jednak być dla klubu zbawieniem, a nie jego przekleństwem. Że może pomóc zbudować atmosferę, a nie ją zagęszczać. Tymczasem wielu ekspertów - głównie przeciętnych żużlowców, którzy sami mieli problem z walką o skład - przekonuje, że rezerwowy we współczesnym żużlu to samo zło. Bo tylko czyha na czyjeś pieniądze.
ZOBACZ WIDEO: Nie tylko Unia Leszno. Było więcej chętnych na Bena Cooka
A jednak speedway zachował też cechy sportu i radości z poczucia przynależności do jakiejś grupy. Nie jest wyłącznie biznesem. Choć, to fakt, w wielu drużynach problem będzie istniał, co głównie wynika z takiego, a nie innego systemu zarabiania. Z tzw. punktówki.
Podobnie jest w dziennikarstwie. Kiedy byłem w gazecie kierownikiem działu sportu przy systemie wierszówkowym (ile napiszesz, tyle zarobisz), pracownik pytał mnie przy rozdzielaniu roboty - "a dlaczego nie ja?!" Kiedy natomiast przeszliśmy na system ryczałtowy (stały zarobek bez względu na liczbę artykułów), ten sam pracownik atakował - "a dlaczego ja?!"
Ale w Lesznie mogą dziś zaśpiewać:
"Niech żyje nam rezerwa; Przez szereg długich lat; Nasza drużyna prosi; O liter albo dwa."
Wspomniani Parnicki i Cook to, jak się okazuje, przyszłość Fogo Unii. Gdy razem wejdą na wagę, to w kaskach ważą jakieś 70 kg. Co bez wątpienia jest ich wielkim atutem. Oczywiście, lekko zakrzywiam rzeczywistość, niemniej lekkość ich ciał rzeczywiście przekłada się na lekkość poruszania się po torze. Cook robi to mądrze i nie przekracza granicy brawury. Z wyjątkową łatwością potrafi się utrzymywać przy krawężniku, w czym pewnie pomagają mu, obok niewielu kilogramów, osobiste predyspozycje i doświadczenie z angielskich torów.
I jeszcze jedno. Otóż Fogo Unia nie wzięła samego zawodnika, tylko, co kluczowe, wyposażyła go dodatkowo w najwyższej klasy sprzęt, zamówiony we właściwym punkcie. U Petera Johnsa. Otoczyła kompleksową opieką. Samego zawodnika to wzięła Polonia Piła.
I odłożyła na półkę.
Nie zamierzam jednak pastwić się nad pilskim klubem, bo inne są jednak możliwości Polonii, a inne Fogo Unii. Piła walczy, by po prostu przetrwać, Leszno o to, by przetrwać wśród najlepszych. W Pile nie mają tak mocnego gracza, jak Piotr Rusiecki.
Podobnie wygląda sytuacja z Parnickim, który korzysta z podstawionego sprzętu i uwag fachowców. Do których się stosuje. Dlatego tym razem potrafił już się trzymać wewnętrznej linii jazdy i nie tracił pozycji przez nazbyt optymistyczne podróżowanie pod płotem. Teraz musi jeszcze tylko poprawić wyjścia z łuku. Okiem takiego laika jak ja widać, że nadmiernie kantuje wtedy motocykl, przez co traci impet i zbudowaną wcześniej prędkość.
Co teraz? Teraz ze stanu euforii po historycznym zwycięstwie leszczynianie muszą płynnie przejść w stan skupienia. Bo wygraną z Apatorem Fogo Unia nie zapewniła sobie niczego. Poza jednym - zostaniem w grze. Ma jeszcze jednak trzy domowe spotkania - z ZOOleszcz GKM-em Grudziądz, Betard Spartą i ebut.pl Stalą Gorzów. Chyba musi w nich ugrać coś ekstra.
Za chwilę może się też okazać, że Byki będą musiały sobie poradzić z kłopotem bogactwa i szczęśliwie zarządzać dobrobytem. By do składu meczowego wyselekcjonować tych najwłaściwszych. Po powrocie Janusza Kołodzieja, Andrzeja Lebiediewa (przez kibiców pociesznie nazywanego Flinstonem), a być może też Damiana Ratajczaka na nowo przyjdzie sformatować ligowe zestawienie.
Za to w rundzie zasadniczej nic już nie musi Orlen Oil Motor. Lublinianie to taka siła, że nawet w przypadku kontuzji jednego zawodnika - w sumie to obojętne którego, Zmarzlika nie wyłączając - powinni sobie poradzić i pozostać na zwycięskiej ścieżce. Natomiast, mimo wszystko, jestem ostatni, by koronować ich przed rozpoczęciem rundy play-off. Bo żużel widział już wiele, takie miasta jak Bydgoszcz również. Która w jednej chwili straciła Tomasza Golloba i Piotra Protasiewicza, a tym samym tytuł drużynowego mistrza Polski.
Jedne gwiazdy wschodzą, inne zachodzą. Zerkam sobie na punkty ciułane w rzeszowskich barwach przez Nickiego Pedersena i z kolejki na kolejkę wygląda to coraz mniej okazale. No ale Nicki to sprytny biznesmen i kilka umów sponsorskich zdołał dopiąć jeszcze przed rozpoczęciem sezonu.
Pytanie, co i gdzie podpisze przed kolejnym sezonem. Rezerwowym raczej nie będzie.
Wojciech Koerber
Czytaj także:
- To może być jeden z hitów transferowych
- Polski klub będzie zmuszony przenieść się do innego miasta!