Żużel. Półtora okrążenia: Odwieczny problem z umowami. Zawodnicy sami godzą się na szantaż [FELIETON]

Nie dziwi mnie fakt, że dwa kluby zwlekały z wypłatą pieniędzy z tzw. umów sponsorskich. Dziwi mnie, że one ciągle funkcjonują, a zawodnicy je tak chętnie podpisują - pisze Marta Półtorak.

Marta Półtorak
Marta Półtorak
mecz Stal Gorzów - Unia Leszno WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: mecz Stal Gorzów - Unia Leszno
"Półtora okrążenia" to cykl felietonów Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.

***

Nie dziwi mnie fakt, że dwa kluby zwlekały z wypłatą pieniędzy z tzw. umów sponsorskich i potrzeba było interwencji Krzysztofa Cegielskiego, aby problem został rozwiązany. Dziwi mnie, że te umowy ciągle funkcjonują, a zawodnicy je tak chętnie podpisują. Od dawna powtarzam, że regulamin finansowy, zezwalający przez lata na funkcjonowanie takich pozalicencyjnych umów, jest chory i dziurawy.

Prezesi od lat stosują kombinacje, by wszystko zgadzało się w oficjalnym procesie licencyjnym, a dobrze wiemy, że obok funkcjonują umowy sponsorskie, za sprawą których nie wszystko się zgadza. To pole do nadużyć, a przecież gdy się z kimś na coś umawiam, to zawodnikowi się to należy.

ZOBACZ Prezes Włókniarza z aspiracjami politycznymi? Ta odpowiedź mówi wszystko

Oczywiście, czasem ta druga strona jest też winna. Gdy działałam jeszcze w Stali Rzeszów, to sama miałam sytuację, że zawodnik otrzymał pieniądze na przygotowanie się do sezonu, a potem nie wykazał, że zainwestował te środki w sprzęt. Obie strony powinny grać uczciwie. Rzetelność płatnicza to ważny element, może najważniejszy w poważnym sporcie.

Gratulacje należą się przy tym Krzysztofowi Cegielskiemu i redakcji WP SportoweFakty, że po poruszeniu tematu, nagle kluby odblokowały środki i część pieniędzy z tzw. umów sponsorskich została wypłacona zawodnikom.

Na pewno cieszy mnie to, że od tego sezonu regulamin finansowy w PGE Ekstralidze nie będzie wyznaczał maksymalnych stawek dla zawodników, że dodatkowe umowy sponsorskie nie będą już potrzebne. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce. Sama pamiętam, jak zawodnicy w okresie transferowym mówili mi, że chętnie zmieniliby klub, ale wtedy nie dostaną pieniędzy obiecanych im w ramach umów sponsorskich. U mnie w Rzeszowie tego nie było, więc nigdy tego nie rozumiałam.

Oby żużlowcy się nauczyli, że mają dostać pieniądze w ramach głównego kontraktu, że podpisywanie jakichś dodatkowych umów nie jest rozwiązaniem. Tak naprawdę oni przez lata sami godzili się na szantaż. Przecież wiedzieli, co podpisują i mieli świadomość, że mogą nigdy nie zobaczyć pieniędzy z tzw. umów sponsorskich. Jeśli jakaś firma jest zainteresowana sponsoringiem indywidualnym żużlowca, to niech te pieniądze idą przez klub, bez tworzenia szarej strefy.

Marta Półtorak

Czytaj także:
Jaka nazwa Włókniarza w 2023? Świącik zapowiada wisienkę na torcie
To nie był jeden raz. Motor miał więcej problemów z Drabikiem

Czy tzw. umowy sponsorskie szkodą polskiemu żużlowi?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×