18 maja 2007 roku zakończyła się dwudziestoletnia kariera Garry'ego Steada. Brytyjczyk w taki sposób nie zamierzał rozstawać się z żużlem. Kochał ten sport i choć kokosów na nim nie zarobił, to ścigał się w niższych klasach rozgrywkowych. Jego kariera końca dobiegła w Somerset. Jego Stoke Potters jechało wówczas mecz z miejscowymi Rebeliantami.
Jeden błąd zmienił życie
Do fatalnego w skutkach wypadku doszło w trzecim biegu. Stead jechał na prowadzeniu, jednak na wyjściu z drugiego łuku czwartego okrążenia popełnił szkolny błąd. Stracił kontrolę nad motocyklem, uderzył prosto w bandę i upadł na tor. Na leżącego rywala najechał Jordan Frampton. Trafił w plecy.
Stead przez kilkanaście minut był opatrywany na torze. Następnie zabrano go do szpitala. Sytuacja była bardzo poważna. Lekarze walczyli o życie 35-latka. Niezbędna była pilna operacja, aby zatrzymać krwawienie wewnętrzne. Doszło do złamania kręgosłupa, nogi, miednicy i kostki. Wiadomo było, że czeka go długie leczenie.
ZOBACZ Żużel. Piotr Pawlicki grzmi po słowach tunera. "Nie zachował się wobec mnie fair!"
Początkowo informowano o złamaniach, dopiero po kilku dniach przekazano, że Stead jest sparaliżowany od pasa w dół. To był szok dla kibiców, kolegów z toru i angielskich promotorów. Powszechnie lubiany i szanowany zawodnik w jednej chwili stracił zdrowie. Powołano charytatywny fundusz, z którego przekazywano środki na specjalistyczne leczenie.
- Przejdę przez to. Z pomocą wszystkich wokół mnie wiem, że mogę to zrobić. Wszyscy są dla mnie tacy mili. Od lat ścigam się i nigdy nie wiedziałem o tym, ile ludzie o mnie myślą. Kiedy zdobywałem mnóstwo punktów i wygrywałem mecze, nie myślałem tak naprawdę o kibicach. Teraz doskonale wiem, jak bardzo wszystkim na mnie zależy. Dziękuję za to - mówił Stead.
Może liczyć na pomoc kibiców
Całe żużlowe środowisko wysyłało sygnały wsparcia Steadowi. Głos zabrali działacze jego byłego pracodawcy, Workington Comets. - To był straszny upadek. Tego rodzaju kraksa pokazuje, jak niebezpieczny jest ten sport i jakie ryzyko podejmują ci faceci, aby zapewnić kibicom emocje - dodał Tony Jackson, który w 2007 roku był menedżerem Komet.
Garry Stead swą karierę rozpoczął w 1987 roku. "Gazza" - bo tak go nazywali fani - jako dzieciak wspierał Halifax Dukes. Jego pierwszym klubem był Cradley Heath Heathens, a następnie jeździł w Stoke Potters, Newcastle Diamonds, Bradford Dukes, Sheffield Tigers, Hull Vikings, Wolverhampton Wolves i Workington Comets. Sukcesy odnosił także w żużlu na trawie.
Od wypadku przechodzi rehabilitację. Nie poddaje się i ciężko trenuje, by być samodzielnym. Może liczyć na wsparcie kibiców w Wielkiej Brytanii. Coroczny turniej Ben Fund Bonanza to także okazja do tego, by wesprzeć zawodników w potrzebie, takich jak "Steady".
Zresztą on sam niemal co roku obecny jest na charytatywnych zawodach. W 2018 roku wrócił nawet na motocykl żużlowy. - Wszystko będzie w porządku, ponieważ nie będę wiedział, gdzie są moje nogi - żartował. Fani do dziś o nim pamiętają i może liczyć na ich wsparcie.
Czytaj także:
Cegielski mówi o ważnych zmianach dotyczących startów. Kibice będą zachwyceni!
Ma gotowy projekt radykalnej reformy i apeluje o odwagę. "Skorzystają wszyscy!"