Żużel. To największy błąd Falubazu. "Klub zlekceważył wszystkie ostrzeżenia"

WP SportoweFakty / Dawid Borek / Na zdjęciu: Łukasz Mejza
WP SportoweFakty / Dawid Borek / Na zdjęciu: Łukasz Mejza

Kibice w Zielonej Górze są oburzeni, że klub zaprezentował sponsora tytularnego w obecności posła Łukasza Mejzy. Fani dali upust emocjom przed konferencją prasową. - Klub poszedł na pełno ryzyko - mówi Jacek Frątczak, były menedżer Falubazu.

Poseł Łukasz Mejza pojawił się na konferencji Falubazu Zielona Góra, chwaląc się załatwieniem pieniędzy dla klubu. Chodzi o sponsoring tytularny Enei, spółki Skarbu Państwa. Tuż przed spotkaniem w siedzibie Falubazu pojawili się kibice, którzy dosadnie wyrazili swoje niezadowolenie. Wydarzenie odbiło się głośnym echem w całym kraju.

- Sport zawodowy wymaga pozyskiwania środków. Jeszcze kilka lat temu spółki Skarbu Państwa w żużlu na taką skalę mogłyby nas dziwić. To wsparcie oparte o decyzje polityczne i dlatego takie decyzje rzadko są merytoryczne. A to oznacza, że dziś jest tak, a za chwilę z powodu zmiany władzy może być zupełnie inaczej. Budowanie perspektywy obliczonej na takie wsparcie jest zatem mocno ryzykowne. Czy klub powinien wstać i wyjść, olewając te pieniądze? A kto z nas by to zrobił? Zupełnie osobną kwestią jest jednak, jak prezentujemy takie wydarzenie i w jakim robimy to otoczeniu - mówi nam Jacek Frątczak, były menedżer Falubazu.

Zielonogórzanin zwraca uwagę, że Falubaz mógł przewidzieć, jakim skandalem zakończy się czwartkowa konferencja prasowa. - Wyczucie kontekstu społecznego jest bardzo ważne. Próba budowania kapitału politycznego za publiczne pieniądze zawsze budziła mój sprzeciw. Można jednak kogoś wymienić, podziękować lobbystom, politykom itd. W Falubazie zabrakło wsłuchania się w głos ludzi, a sygnały były, bo pan Mejza sam zaczął pewne sprawy komunikować. Odzew był wtedy negatywny, a klub to zlekceważył i postanowił iść na pewne ryzyko - tłumaczy.

ZOBACZ WIDEO: Ten transfer był niespodzianką nawet dla zawodników. Dziennikarka odsłania kulisy

- Falubaz może tłumaczyć, że w świetle prawa pan Mejza jest osobą niekaraną, ale to nie zmienia faktu, że i tak zabrakło troski o wizerunek klubu. Takie rzeczy można zbadać, wypuszczając balon testowy. Informacje wracają i na tej podstawie podejmuje się odpowiednie kroki dotyczące strategii komunikacji. Konferencję prasową można było sformułować inaczej, a tymczasem doszło do eskalacji, bo pojawili się na niej kibice, którzy musieli zostać spacyfikowani, zanim się ona rozpoczęła. Ja czegoś takiego jeszcze nie widziałem - podkreśla.

Frątczak ma również zastrzeżenia do przekazu, który poszedł w świat podczas konferencji. - Bardzo zastanowiły mnie słowa pana Mejzy, który powiedział, że kibice będą go po meczu zapraszać na piwo, przy którym będą toczyć się miłe dyskusje. Zapewne już wie, jak bardzo się pomylił. Z tym piwem może być spory problem. W trakcie tej konferencji padło również hasło, że za rok Falubaz odzyska tytuł mistrza Polski. Myślę, że takim sformułowaniem ktoś nie docenił ludzi i ich inteligencji. Kibice potrafią myśleć samodzielnie i czasami warto zaciągnąć hamulec - tłumaczy.

Czy Falubaz ma zatem wizerunkowy problem, który doprowadzi do odpływu kibiców ze stadionu? - Wizerunkowo na dziś jest źle. Peanów na cześć klubu nie ma i nie będzie. Nadal jednak uważam, że najlepszy marketing to wynik sportowy. Jeśli będą zwycięstwa i awans do PGE Ekstraligi, to wydarzenie z Łukaszem Mejzą nie będzie mieć większego znaczenia. Moim zdaniem nie dojdzie do żadnego strajku, który będzie skutkować odpływem kibiców ze stadionu. Tylko jednostki zdecydują, że nie będą się na nim pojawiać. Za chwilę wypłyną inne tematy, które sprawią, że ten pójdzie w zapomnienie. To jednak nie oznacza, że nic się nie stało - podsumowuje.

Zobacz także:
Łaguta i Sajfutdinow potwierdzeni

Źródło artykułu: WP SportoweFakty