Prezydent Zielonej Góry o skandalu z Mejzą. Ujawnił, kto miał naciskać na zaproszenie polityka

Facebook / Na zdjęciu: Janusz Kubicki
Facebook / Na zdjęciu: Janusz Kubicki

W Zielonej Górze nie milkną echa konferencji z udziałem posła Łukasza Mejzy. Wydarzenie odbyło się na stadionie Falubazu i rozwścieczyło kibiców tej drużyny. O kulisach i skutkach tego wydarzenia mówi prezydent Zielonej Góry, Janusz Kubicki.

Przypomnijmy, że wspomniana konferencja prasowa z kontrowersyjnym politykiem rozpoczęła się od wtargnięcia fanów, którzy krzyczeli w stronę Mejzy "wypier*****". Na klub spłynęła fala krytyki, ale teraz okazuje się, że to nie klub stał za zaproszeniem polityka słynącego z żerowania na nieszczęściu ludzi. Nowe światło na sprawę rzucił prezydent Zielonej Góry, Janusz Kubicki, który jest kojarzony jako stronnik Mejzy.

Mateusz Puka, WP Sportowefakty: Ostatnio o Zielonej Górze zrobiło się głośno w całej Polsce, gdy na konferencji klubu żużlowego Falubaz pojawił się polityk Łukasz Mejza. To wywołało złość najwierniejszych fanów, którzy pojawili się przed konferencją w siedzibie i skandowali, co myślą o tym pomyśle. Co pan na to?

Janusz Kubicki (prezydent Zielonej Góry): W pełni rozumiem oburzenie kibiców, dlatego wydałem polecenie władzom MOSiR i klubu, które zakazuje im organizowania w przyszłości podobnych wydarzeń. Stadiony i inne obiekty sportowe w Zielonej Górze to nie jest miejsce na robienie sobie kampanii wyborczej. Mogę zagwarantować, że nic podobnego w naszym mieście nie będzie miało już miejsca. Polityków zapraszamy, ale na trybuny jako kibiców.

Duża część krytyków uważa, że to pan stał za pomysłem zaproszenia Łukasza Mejzy na tę konferencję. Dobrze się znacie i od lat współpracujecie.

Mogę zapewnić, że nie miałem z tym nic wspólnego. Sam uważam, że stadion to nie jest miejsce na politykę. Z tego powodu nakazałem kategorycznie zakazać organizowania podobnych akcji. Za chwilę zacznie się kampania wyborcza i pokusa będzie duża, ale w Zielonej Górze jasno ustaliliśmy zasady.

Może więc pan wyjaśnić, jak to się stało, że poseł Mejza pojawił się na słynnej już konferencji i przedstawił jako zbawca klubu, który załatwia wagon pieniędzy?

To nie ja jestem stroną tej sprawy, więc pytania należy zadać komuś innemu. Z tego, co słyszałem, to przedstawiciele spółki Enea naciskali na obecność polityka. To jednak moja wiedza nieoficjalna i nie wiem, czy tak było w rzeczywistości. Mleko się rozlało i dziś trzeba zrobić wszystko, by podobne wydarzenia już więcej nie miały miejsca. Wiele klubów dostało ostatnio wsparcie spółek Skarbu Państwa, my też jesteśmy wdzięczni Enei, ale polityka na stadionach nie powinna mieć miejsca. Barwy polityczne nie mają znaczenia.

ZOBACZ WIDEO: Ten transfer był niespodzianką nawet dla zawodników. Dziennikarka odsłania kulisy

To zresztą nie jedyna rzecz, która denerwuje kibiców. Klub od wielu miesięcy nie ma ani prezesa, ani zarządu. Co się dzieje?

Problem w tym, że do konkursu zgłosiła się jedna osoba, która bardzo chętnie mówiła o tym, jak wydać pieniądze, ale nie miała żadnego pomysłu na pozyskanie dodatkowych środków dla Falubazu. Uznaliśmy więc, że to nie ma sensu. Więcej kandydatów nie było.

I zdecydowaliście, że lepiej będzie, jak klub w ogóle nie będzie miał zarządu, a do poszczególnych zadań będą delegowani członkowie Rady Nadzorczej?

Mam jednego kandydata na stanowisko prezesa i liczę, że gdy tylko pozna lepiej perspektywę działacza, to bez problemu zdecyduje się objąć to stanowisko. Chodzi oczywiście o naszego dyrektora sportowego, Piotra Protasiewicza. Chciałbym takiego człowieka jako on na tym stanowisku, ale - przynajmniej na razie – nie jest to realne. Czas pokaże, co będzie dalej. Obecnie władzę w klubie sprawuje przewodniczący Rady Nadzorczej Wojciech Domagała, który z Falubazem jest związany od kilkunastu lat i ma spore doświadczenie. To nie jest tak, że klub został zostawiony samemu sobie.

Przyzna pan, że nie wygląda to jednak zbyt poważnie.

Ja rozumiem te argumenty, ale trzeba wiedzieć, że presja w Zielonej Górze jest tak duża, że nikt nie jest gotowy wziąć na siebie tej odpowiedzialności. Kibice kochają drużynę, gdy wygrywa, ale gdy przegrywa, to oczekują natychmiastowej zmiany prezesa, mówiąc kolokwialnie, jego głowy. Mam wrażenie, że kandydaci na to stanowisko boją się takich reakcji. Kiedyś jeden z potencjalnych kandydatów powiedział, że woli pomagać, ale zachować prywatność. To czasami wygląda tak, że ktoś poświęci swój czas i swoje pieniądze, a potem jest największym przegranym, bo wszyscy wieszają na nim psy.

Nie wierzę, że w Zielonej Górze, zakochanej w żużlu od dziesięcioleci, nie ma nikogo gotowego objąć taką funkcję. Na pewno dobrze pan szukał?

Jeśli ktoś jest chętny, to proszę się zgłosić. Klub cały czas czeka na osoby, które chciałyby się zaangażować, pomóc. Najłatwiej jest usiąść za klawiaturą i krytykować, najgorzej jest jak trzeba coś samemu zrobić, coś dać od siebie. Wtedy już tak wielu chętnych nie ma. Od razu jednak zaznaczam, że nie możemy pozwolić sobie na eksperymenty. Obecnie w mieście jest zbyt dużo poważnych zadań, a ja jako kibic kocham żużel, ale jako prezydent nie zajmowałem się i nie będę się zajmował klubem. Postawiłem więc na osoby, które o tym sporcie wiedzą praktycznie wszystko.

Problem jednak w tym, że Wojciechowi Domagale zaczął się czwarty rok władzy w klubie, a na liście "dokonań" są praktycznie same porażki. Za jego rządów klub spadł z ligi, stracił największe gwiazdy, w tym Patryka Dudka, zespół, mimo gigantycznego budżetu nie był w stanie awansować, a dodatkowo Domagała nie był w stanie znaleźć nawet trenera drużyny.

O spadku zdecydował jeden bieg i jeden bieg zdecydował także o braku awansu. Wiemy, że mogło być lepiej, dlatego przed tym sezonem zatrudniliśmy dyrektora sportowego Piotra Protasiewicza, by wziął na siebie część obowiązków związanych z drużyną. Będę się jednak upierał, że Domagała to znakomity specjalista, który wie, co robi. Proszę zwrócić uwagę, że jeszcze za czasów rządów w klubie Roberta Dowhana, to on przygotowywał wszystkie umowy, a Robert błyszczał w mediach.

Złośliwi twierdzą, że Domagała po prostu przelewał na papier, to co Dowhan mu podyktował.

To nieprawda. Domagała to bardzo dobry prawnik, który od lat uczestniczył we wszystkich rozmowach kontraktowych i doskonale się na tym zna. Ludzie lubią krytykować, a mało kto chce wziąć na siebie jakąkolwiek odpowiedzialność. Tak samo było z obsadą stanowiska trenera po Piotrze Żyto. Proszę wierzyć, że nikt nie chciał tego przejąć.

Nie dało panu to do myślenia, że klub jest po prostu źle zarządzany i nikt nie chce tu pracować?

Powód jest inny. Wszyscy wiedzą, że w Zielonej Górze jest presja na powrót do PGE Ekstraligi i trenerzy po prostu bali się tutaj przyjść. Wielu mówiło, że chętnie przyjdzie, ale po sezonie. W klubie wszystko jest dobrze poukładane, płatności regulowane są na czas, szkolimy juniorów, a warunki pracy są bardzo dobre. Wszyscy w klubie wiedzą, kto jest szefem, bo faktycznie wcześniej były z tym małe problemy.

I kto jest szefem? Pan jako przedstawiciel Urzędu Miasta Zielona Góra, które posiada największy pakiet udziałów?

Nie ja, a Wojciech Domagała. Ja się nie znam aż tak dobrze na żużlu i dlatego stawiam na kompetentne osoby. Wierzę w ludzi, którzy są obecnie w klubie.

W tym, że dyrektor sportowy klubu Piotr Protasiewicz jest zatrudniony przez Urząd Miasta jako podinspektor też nie widzi pan nic złego?

To normalna praktyka. Jeszcze niedawno umową związany był choćby były trener Falubazu Piotr Żyto, a do dziś pracownikiem ratusza jest były koszykarz Paweł Szcześniak. Każdy z nich wykonuje swoje obowiązki, do których zobowiązał się w umowie. W przypadku Protasiewicza chodzi o kwestie doradcze. Proszę sobie jednak nie wyobrażać, że mowa o wielkich pieniądzach, bo podinspektorzy w Zielonej Górze zarabiają 4800 złotych miesięcznie i Piotr Protasiewicz też jest na takich warunkach. Z tego co wiem, to również w klubie ma jakąś umowę. Moim zdaniem powinniśmy się cieszyć, że w ten sposób wiążemy go bardziej z naszym miastem i tak zasłużony zawodnik nie będzie pracował dla innego klubu.

Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Mówi o straconej szansie Zmarzlika. "To były niepotrzebne słowa"
Wygląda na zbudzonego żużlem?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty