Po bandzie: Łagutowie jak bracia Kliczko [FELIETON]

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Artiom Łaguta
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Artiom Łaguta

- W miniony weekend otrzymaliśmy kolejne dowody na to, że w żużlu nie ma znaczenia, czy pauzujesz, jak każdy, pół roku czy jak nieliczni, półtora. Jeśli robisz coś całe życie, masz to zakodowane - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

W żużlu bez zmian. Smyk ze Smocz(y)kiem, a Łaguta asem. Weekendowe występy Sajfutdinowa w Zielonej Górze i mistrza świata w Bydgoszczy okazują się ważnym materiałem dla historyków i metodyków dyscypliny. Bo oto mamy kolejne przykłady zawodników, którzy po nietypowo długiej przerwie wracają w glorii chwały.

Darcy Ward, Patryk Dudek, Grigorij Łaguta... Oni m.in. też musieli się mierzyć z podobnym problemem, co ostatnio dwaj Rosjanie. I każdy wracał wielki, kolekcjonując efektowne dwucyfrówki. Nawet takie z dwójką z przodu, że wspomnę 20 oczek Warda w Gorzowie, gdy na stadion dotarł spóźniony, a jedynej porażki doznał na rozkaz sztabu szkoleniowego Falubazu. By zwiększyć możliwości taktyczne drużyny w biegach nominowanych.

ZOBACZ WIDEO Wraca do Ekstraligi po 7 latach. "Wtedy były duże braki, dziś jestem silniejszy"

W miniony weekend otrzymaliśmy po prostu kolejne dowody na to, że w żużlu nie ma znaczenia, czy pauzujesz, jak każdy, pół roku czy jak nieliczni, półtora. Bo jeśli robisz coś całe życie na wysokim poziomie, masz to zakodowane i przechowujesz w pamięci mięśniowej. Mało tego. Po dłuższej przerwie jesteś niesamowicie głodny, a do tego wypoczęty. Jakby powiedział prezes Tajner - wyświeżony.

W niedzielę, podczas bydgoskiego Kryterium Asów i Cieniasów (naprawdę nielicznych), Łaguta był właśnie taki wyświeżony. Co ciekawe, to on wskazał ryzykowną ścieżkę pod samym płotem, gdzie po pierzynce można było rozwinąć kosmiczną prędkość. A jednak nikt inny się nie zdecydował, by pojechać jego śladem. Choć, dla przykładu, Kacper Woryna lubi tego typu wyzwania. Na tym etapie sezonu drugiego chętnego jednak nie było. I dobrze.

Jeszcze przed paroma laty Artiom uchodził za tego mniej brawurowego, mniej mężnego i mniej odpornego psychicznie z rodzeństwa Łagutów. Coś jak posągowy, ale łatwiejszy do złamania Władymir Kliczko przy charyzmatycznym, lecz nie tak wyrzeźbionym bracie Witaliju (jak słusznie mawiają pięściarze - rzeźba nie walczy). W zasadzie to żaden wielki mistrz się Artioma nie obawiał. Wszyscyśmy widzieli w nim wybitnie szybkiego ligowca, który robi się jednak za mały i za krótki w cyklu Indywidualnych Mistrzostw Świata.

Aż w końcu przyszedł sezon 2021 i młodszy brat heroicznie, a co najważniejsze, zwycięsko walczył ze Zmarzlikiem o tytuł globalnego championa. Każda kolejna wygrana nie pętała mu nóg, lecz czyniła silniejszym. Cały ten sezon stał się punktem zwrotnym w postrzeganiu Łaguty, jego umiejętności, możliwości i charakteru.

Nie ma co się podniecać pierwszymi rozdaniami sezonu, niemniej podczas Kryterium Asów był Łaguta, a cała reszta jakieś dwie sekundy z tyłu. Co w żużlu jest przepaścią. Taki Bartek Zmarzlik zebrał nieco brudu na okulary i sporo materiału do przemyśleń, bo prędkością nie imponował ani w gościnie u Piotra Protasiewicza, ani nazajutrz w Bydgoszczy. Przy czym Bartosz wróci zapewne, i to dość szybko, do swojej normalnej dyspozycji. Po prostu gdy się ma niemal nieograniczony budżet i poszukuje czegoś, co jest lepsze od dobrego, można tego od razu nie znaleźć. Albo w ogóle.

Pamiętam przypadek Krzyśka Cegielskiego z 2003 roku, gdy trafił do Wrocławia. Chciał mieć coś, czego nie mają inni. I obłowił się na zakupach u Michaela Blixta, byłego szwedzkiego zawodnika, a wtedy tunera próbującego wbić się na rynek. Nie jechało to kompletnie, chociaż musiało upłynąć sporo czasu, nim Krzysiek w to uwierzył. Najpierw poszukiwał, dostrajał i trenował. Głównie w pojedynkę, np. w Witnicy, a wtedy pozory mogą mylić. I Krzysiek po takich zajęciach czuł poprawę, po czym przychodził mecz ligowy i po nim czuł się znów fatalnie. Dopiero odstawienie tych wynalazków i powrót do sprawdzonych, zeszłorocznych rozwiązań przywróciły prawdziwego Cegłę. Nie na długo, niestety, bo przyszedł feralny 3 czerwca.

Wiecie, czego mi najbardziej brakuje w obecnym speedwayu? Zaznaczam, że mam na myśli wyłącznie aspekt sportowy, a pomijam zupełnie uwarunkowania społeczno-polityczne. Otóż brakuje mi Łaguty i Sajfutdinowa w cyklu Grand Prix. A na pewno brakowało przed rokiem, była to jedna z najbardziej niemrawych edycji w historii. Choć z polskiego punktu widzenia udana - po raz czwarty w dziejach mieliśmy na końcowym podium dwóch reprezentantów.

Brak ledwie dwóch nazwisk naprawdę znacząco obniżył poziom najbardziej prestiżowych rozgrywek na świecie.

Niektórzy tęsknią też za Nickim Pedersenem w Grand Prix. Ja, przyznaję, nie. Mimo że jestem entuzjastą tej wielkiej postaci. Jednak na tym etapie kariery Pedersen to typ zawodnika, który wciąż potrafi brylować w lidze, lecz w IMŚ już niekoniecznie. Zresztą, pokazywał nam to podczas swoich ostatnich startów w elicie, gdy rywale się z nim nie patyczkowali i do wielu punktów nie dopuszczali. A dla takiego wielkiego mistrza byłoby to mocno frustrujące.

Trzymam kciuki, by Pedersen jeździł cało i zdrowo, bo bezpiecznie jeździł nie będzie. A obowiązków wziął na siebie dużo. Może nawet za dużo jak na juniora starszego.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Usłyszał tragiczną diagnozę. Były zawodnik walczy z nowotworem złośliwym
Mistrzowie Polski w opałach. Inauguracja PGE Ekstraligi zagrożona?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty