29-latek we wspomnianym biegu zrobił show. Po starcie dość szybko pokazał plecy Grzegorzowi Zengocie i zaczął dobierać się do prowadzącego Jaimona Lidseya, którego wyprzedził w połowie dystansu. Łotysz przez cały bieg jechał niezwykle widowiskowo, obierał ścieżki po zewnętrznej części toru.
Wydawało się, że nic już nie odbierze trzech punktów Andrzejowi Lebiediewowi. Na ostatnim łuku, na kilkadziesiąt metrów przed metą, Łotysz zanotował defekt. Pierwsze informacje mówiły o tym, że w motocyklu zawodnika Cellfast Wilków Krosno zatarł się silnik. Z pewnego 3:3 zrobiło się 5:1 dla Fogo Unii Leszno.
Po chwili zaskakujące doniesienia napłynęły z parku maszyn. Piotr Kaczorek, reporter Canal+, przekazał, że defekt motocykla Łotysza był spowodowany... brakiem odpowiedniej ilości metanolu w baku. Lebiediew nie miał litości dla swoich mechaników, którzy usłyszeli od 29-latka kilka niecenzuralnych słów.
Złości Lebiediewa nie ma się co dziwić. Defekt motocykla przydarzył się w najgorszym możliwym momencie. Po 10. biegu w meczu mógł być remis, jednak przez niedopatrzenie mechaników Łotysza na czteropunktowe prowadzenie wyszli gospodarze. Ostatecznie krośnianie przegrali w Lesznie 44:46, a do zwycięstwa zabrakło im właśnie tych punktów, które stracili na defekcie Lebiediewa.
- To jeden z większych pechów w mojej karierze. Nie pamiętam, kiedy w ogóle miałem ostatni raz defekt. Teraz się zdarzył i to akurat w tak niecodziennych okolicznościach. Na tych zbiornikach jeździłem w Zlatej Prilbie na sześć okrążeń i wszystko było w porządku. Nie wiem, dlaczego "zjadło" tyle paliwa. Myślałem, że uda mi się ten ostatni łuk przejechać na pół gwizdka - powiedział Andrzej Lebiediew w pomeczowej mixzonie.
ZOBACZ WIDEO: Janowski o medalu w Grand Prix: Krąży wśród znajomych. Dobrze, że wreszcie jest