"Sadoffski szanuj kibica swego, bo nie będziesz miał żadnego" - taki transparent pojawił się we wtorek na sektorze, który zajmują przedstawiciele stowarzyszenia kibiców. Chwilę później interweniowała ochrona, która doprowadziła do jego usunięcia.
O tym wydarzeniu w Gorzowie jest cały czas głośno. Prezes Waldemar Sadowski o incydencie mówi niewiele. Szef ebut.pl Stali w rozmowie z WP SportoweFakty stwierdził, że nie wie, co było przyczyną zachowania kibiców i bardzo chciałby się tego dowiedzieć.
Od kilku dni sprawie przygląda się także były prezes gorzowskiego klubu Władysław Komarnicki.
ZOBACZ WIDEO: Czy powiększanie ligi ma sens przy takiej pogodzie? Eksperci wspominają październikowy finał na błocie
- Wywieszenie tego transparentu było rzeczą bardzo złą. W klubie byłem przez 11 lat i wszystkie takie problemy staraliśmy się rozwiązywać w racjonalny sposób. Jestem już po rozmowie z zarządem klubu i wiem, że są gotowi do spotkania z przedstawicielami stowarzyszenia o każdej porze dnia. Potrzeba rozmowy, ale problem jest jeden: jej nie ma i nie było. Zamiast tego są tylko pomówienia. Chcę jednak też dodać, że interwencja z użyciem gazu była niepotrzebna. Zarząd na pewno nie miał takich intencji. Ktoś zadziałał nerwowo i źle. W takich sytuacjach najlepszym rozwiązaniem jest słowo przepraszam - mówi nam Komarnicki.
W ocenie senatora RP największy problem polega na tym, że ze strony stowarzyszenia nie ma żadnego dialogu z zarządem klubu. - Dotarły do mnie informacje, że stowarzyszenie jest w rozsypce, więc współczuję zarządowi, bo nie ma z kim rozmawiać. Moim zdaniem wywieszanie takich transparentów i wyrażanie takich opinii bez jakiegokolwiek kontaktu i dialogu jest niewłaściwe. Uważam też, że ci kibice nie występują w imieniu całego stadionu. Nastąpiło jakieś totalne nieporozumienie. Po wtorkowym meczu dostałem wiele telefonów, żebym zajął stanowisko w tej sprawie. Jeszcze raz powtarzam, że musi dojść dialogu, a wszystko wskazuje na to, że obecnie nie ma z kim go prowadzić - zaznacza Komarnicki.
Były prezes nie widzi obecnie żadnych powodów, by kibice uderzali w Waldemara Sadowskiego. Nie przekonują go nawet zarzuty dotyczące dystrybucji biletów na ubiegłoroczny finał z Motorem Lublin, zatrudnienie w klubie Piotra Śwista czy niedawna grafika dotycząca zasad kibicowania na gorzowskim stadionie. - Na ten moment nie słyszałem o żadnym zarzucie, który został wprost wypowiedziany w pod adresem prezesa i ciężko pracującego zarządu. Sprawy, które pan wymienił, nie powinny nigdy doprowadzić do takich wydarzeń. To można bez problemu wyjaśnić, ale trzeba rozmawiać, a to się nie dzieje - tłumaczy Komarnicki.
Prezes honorowy Stali jest gotowy do zaangażowania w rozmowy pomiędzy zarządem a przedstawicielami stowarzyszenia. - Jestem do dyspozycji. Mam nadzieję, że obie strony dogadają się same, ale nie ma też problemu, żebym wystąpił w roli mediatora. Zapewniam, że mogę wkroczyć i zrobić to z szacunkiem dla obu stron tego sporu. Od razu mam też propozycję, od czego można zacząć uzdrawianie relacji. Jeden z gorzowskich kibiców Daniel Jackiewicz miał ciężki wypadek. Ma 26 lat i trzeba go szybko rehabilitować. Powinniśmy zorganizować wspólnie zbiórkę. Chętnie się włączę, ale uważam, że powinna wziąć w tym udział przede wszystkim Stal Gorzów i stowarzyszenie kibiców. Niech to będzie dobry początek - podsumowuj Komarnicki.