Żużel. Wilki i Motor nie zapłacą kary za kiepskie przygotowanie torów. PGE Ekstraliga tłumaczy

WP SportoweFakty / Michał Krupa
WP SportoweFakty / Michał Krupa

To nie była idealna inauguracja rozgrywek PGE Ekstraligi na torach w Krośnie i Lublinie. Na szczęście obyło się bez poważniejszych wypadków, ale oba tory nie były przygotowane na ściganie na najwyższym poziomie. Organizatorzy unikną jednak kar.

Największe kontrowersje dotyczyły obiektu w Krośnie, który sam trener For Nature Solutions KS Apator Toruń, Robert Sawina, uznał za niebezpieczny dla zawodników. - Niestety tor jest dziurawy, są miejsca gdzie poodparzała się nawierzchnia. Są kamienie na torze, bardzo niebezpieczne dla samych zawodników. Niestety, ale przygotowanie tego toru jest fatalne. Wygląda to zatrważająco. Nie spotkałem się z żadnym torem w Polsce, który tak wygląda - przyznał Robert Sawina na antenie Canal+ Sport 5.

Ostatecznie warunki do ścigania faktycznie były trudne, a o kolejności na mecie decydował głównie start. Podczas całych zawodów odnotowano tylko kilka mijanek, a większość z nich była dziełem bardzo szybkiego tego dnia Emila Sajfutdinowa.

Ogromne pretensje o taki stan nawierzchni mieli nie tylko torunianie, ale w mediach społecznościowych odezwał się także prezes Fogo Unia Leszno, Piotr Rusiecki, który zauważył, że gdyby podobny tor przygotowano w Lesznie, klub miałby olbrzymie problemy.

ZOBACZ WIDEO: Miał być następcą Zmarzlika. Były prezes o zjeździe formy juniora. "Do tego się nie przyzna"

- Trzeba rozdzielić sytuację, w których tor wygląda fatalnie przez zaniedbania gospodarzy lub ich intencjonalne działanie, od przypadków, w których warunki atmosferyczne uniemożliwiły przygotowanie dobrej nawierzchni - przyznaje przedstawiciel PGE Ekstraligi, Przemysław Szymkowiak.

Tylko nieco lepiej było na stadionie Platinum Motoru Lublin, gdzie mimo chłodu kurzyło się niesamowicie, a każdy odjazd od krawężnika kończył się stratą pozycji. Ostatecznie emocji torowych związanych ze zmianami pozycji na dystansie było bardzo mało, a nawet najlepsi zawodnicy skupiali się głównie na tym, by po starcie utrzymać się na motocyklu i nie stracić swojej pozycji.

W tym momencie wszystko wskazuje jednak na to, że mimo dużych kontrowersji, żaden z gospodarzy czwartkowych meczów nie zapłaci kary za stan nawierzchni.

- W przypadku obiektu Cellfast Wilków Krosno był to pierwszy mecz po przebudowie toru. Nawierzchnia toru została poddana ekspresowej renowacji, gdyż jeszcze dwa miesiące temu była placem budowy. Warunki pogodowe też nie były idealne, więc to zrozumiałe, że nie wszystko ułożyło się zgodnie z planem gospodarzy. Każdy tor trzeba oceniać pod dwoma aspektami: bezpieczeństwa i widowiskowości. Ten pierwszy został spełniony, ale drugi na pewno wymaga poprawy i klub z Krosna doskonale zdaje sobie z tego sprawę, został już przez PGE Ekstraligę poinformowany o konieczności poprawy tego aspektu. Na niedzielny mecz gospodarze otrzymali nakaz rozłożenia plandeki ze względu na przewidywane opady, jednak będziemy z uwagą obserwować jak zachowa się tor w niedzielę - tłumaczy Szymkowiak

Podobnie sytuacja ma się z odpowiedzialnością lublinian.

- O problemach Lublina słyszymy od dawna i są one spowodowane rekordowo wysokim poziomem wód gruntowych. Tor został mocno przesuszony, bo obawiano się wybijania wody. Należy się więc cieszyć, że mimo takich przeciwności losu, udało się przygotować bezpieczną nawierzchnię. W obu czwartkowych meczach nie ma mowy o błędach organizatorów czy o ich celowym działaniu. Nie ma więc mowy o żadnych karach, ale na pewno PGE Ekstraliga zwróci uwagę na to, aby w przyszłości oba tory umożliwiały nie tylko bezpieczne, lecz również atrakcyjniejsze ściganie zawodnikom - wyjaśnia przedstawiciel PGE Ekstraligi.

Czytaj więcej:
Wielki mistrz krytykuje Janowskiego
Fredrik Lindgren broni Bartosza Zmarzlika

Źródło artykułu: WP SportoweFakty