Żużel. Adrian Miedziński w pogoni za resztą. "Nie od razu Kraków zbudowano"

WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Adrian Miedziński
WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Adrian Miedziński

Jazda Adriana Miedzińskiego wygląda coraz pewniej. W ostatnim występie ligowym pokonał rywala na wymagającym terenie. Jak sam przyznał, będzie chciał w tym sezonie jeszcze pozytywnie zaskoczyć.

Adrian Miedziński nie tylko wrócił do zdrowia po fatalnym wypadku w zeszłym roku na torze w Zielonej Górze, ale również do ścigania i to w PGE Ekstralidze. Trapiona kontuzjami Fogo Unia Leszno postanowiła przedstawić mu ofertę, na którą wychowanek Apatora Toruń przystał.

Nikt od Miedzińskiego nie wymaga cudów. Zresztą jeden z jego udziałem już się wydarzył, bo jego stan po wspomnianej kraksie w Grodzie Bachusa był bardzo poważny. Żużlowiec nie zatracił jednak swojej ambicji, która cechuje go przez całą karierę.

Pierwsze biegi w jego wykonaniu wyglądały słabo, ale trudno się temu dziwić. Wszak Adrian Miedziński nie był przygotowany na to, że w tym roku dane mu będzie rywalizować w rozgrywkach i to na dodatek ekstraligowych. - Stawiałem sobie taki cel, że jeżeli będzie taka sytuacja, w której będą chłopaki do pomocy oraz chętny klub, to wówczas spróbuję w tym roku się pościgać. Na siłę na pewno bym tego nie robił. Dawałem sobie mały procent szans, że taka sytuacja się zdarzy, ale jednak się zdarzyła - przyznał zawodnik w rozmowie z WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Patryk Dudek nauczył się, jak unikać hejtu w internecie

Za nim udział w niedzielnym meczu leszczyńskiej Unii na torze w Częstochowie, gdzie Byki w eksperymentalnym składzie, który wymusiły kontuzje kilku zawodników, postawiły twarde warunki. Sam Miedziński zaś w swoim pierwszym starcie pokonał Jakuba Miśkowiaka. Łącznie dla Fogo Unii zdobył on w tym spotkaniu 3 punkty w trzech startach.

- Z każdymi zawodami nabiera się pewności i jedzie się lepiej. Wyciągałem wnioski po każdym biegu i próbowałem dopasować motocykl do toru. Wbrew pozorom, w wyścigu, w którym nie przywiozłem punktów, najlepiej się czułem na motocyklu. Popełniłem jednak błąd na drugim łuku. Podniosło mnie i wybiło mnie to z rytmu - wyjaśnił Miedziński.

Adrian Miedziński przed Jakubem Miśkowiakiem
Adrian Miedziński przed Jakubem Miśkowiakiem

Do zawodów podchodzi on z dużym spokojem, bo zdaje sobie sprawę, że nie da się w krótkim czasie nadrobić przygotowań i rozjeżdżenia względem innych zawodników. - Cieszę się, że idę w dobrym kierunku. Nie od razu Kraków zbudowano. Nie jeżdżąc tyle czasu z innymi zawodnikami, trudno jest to wszystko nadgonić. Naprawdę musiałbym mieć szczęście, abym się wstrzelił w stu procentach ze wszystkim, żeby móc rywalizować na równi - wytłumaczył.

Odniósł się też do sytuacji Fogo Unii. W klubie panuje istny szpital. Z kontuzjami zmagają się bowiem Janusz Kołodziej, Grzegorz Zengota, Chris Holder i Nazar Parnicki. Mimo tych osłabień, Unia dała się we znaki faworyzowanemu Tauron Włókniarzowi Częstochowa. Ostatecznie drużyna prowadzona przez Piotra Barona przegrała 37:53 (tu przeczytasz relację ->>).

- Nikt nie przyjeżdża na zawody po to, by jeździć z tyłu. Każdemu zależy na tym, aby pokazać się jak najlepiej. Szkoda, że mamy taką sytuację. Bardzo mocno trzymam kciuki za chłopaków, żeby wrócili jak najszybciej do zdrowia - skomentował Adrian Miedziński.

Zdradził on także, że w dalszym ciągu otrzymuje wsparcie od teamu Chrisa Holdera, bo trudno na obecnym etapie sezonu znaleźć doświadczonych majstrów. Mechanicy Australijczyka dbają o sprzęt, a także są obecni z torunianinem w boksie podczas zawodów. Ponadto Miedzińskiemu pomaga klub.

-  To bardzo duża pomoc, bo samemu człowiek by tego nie ogarnął. Tyle ile w tym krótkim czasie będę mógł wyciągnąć dobrego, to to zrobię. Dam z siebie wszystko i postaram się jeszcze pozytywnie zaskoczyć - zakończył Polak.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty