Dwa tygodnie temu ogłoszono, że do Świętochłowic znów wróci żużel. Znów, bo odkąd zespół Śląska wycofano w 2002 roku z rozgrywek, już kilkukrotnie próbowano reaktywować ten sport. I choć plany były wielkie, to zawsze kończyło się tak samo. Tym razem ma być jednak inaczej. - Mogę obiecać, że kolejnej reaktywacji już nie będzie. Będzie kontynuacja - mówił podczas zawodów prezes Śląska, Krzysztof Sichma.
Jednak zanim przeprowadzono zawody, było wiele stresu, nerwów, przygotowań i organizacyjnych zawirowań. Wszyscy obawiali się o nowo ułożony tor, dla którego Nice Cup był tak naprawdę pierwszym realnym sprawdzianem. Organizatorzy zdecydowali się przeprowadzić turniej z udziałem 12 zawodników, a nie jak w poprzednich rundach 24. Ta decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę.
Tor zdał egzamin. - Z tym tematem, to wydaje mi się, że było za dużo paniki i potrzeba było po prostu czasu oraz spokoju - mówił po zawodach trener Śląska, Krzysztof Bas. - Jestem zadowolony, że na nowo powstałym torze udało się rozegrać zawody młodzieżowe i to bez większych perturbacji - dodał prezes Sichma.
ZOBACZ WIDEO: Kto powinien pojechać w finale DPŚ? Andrzej Rusko wskazuje pewniaków
Nad nawierzchnią pracowano przez ostatnie dwa tygodnie. Wylano na niego wiele wody, ale nie pomagała pogoda. W sobotę było prawie 35 stopni Celsjusza w cieniu. W słońcu temperatura sięgała nawet 50 stopni. To była iście tropikalna aura. Fanom to jednak nie przeszkadzało. Już na godzinę przed zawodami dwie mobilne trybuny były pozapełniane kibicami spragnionymi żużla. Wielu z nich na zawodach na Skałce było po raz pierwszy.
Tutaj kochają żużel
- Chopie, jo pamiyntom tukej żużel w latach 70, kej klub walczył o medale - mówił nam śląską gwarą pan Gerard. W sobotę na Skałce po prostu musiał być. Żużel w Świętochłowicach jest dla niego jak religia. Takich rozmów na stadionie można było usłyszeć zdecydowanie więcej. Wspomnień było pełno. Fani doskonale się bawili. Cieszyli się z pojedynczych skutecznych akcji na dystansie.
Do Świętochłowic przybyliśmy tuż przed otwarciem bram. Już na dwie godziny przed zawodami obecni na trybunach byli pierwsi kibice. - Czekałam w kolejce na bilet ponad godzinę. Na żużlu nigdy wcześniej nie byłam, ale mój mąż to wielki fan - mówiła pani Maria. Inna z fanek dodała, że to na Skałce odbywały się jej pierwsze randki z obecnym mężem. Atmosfera była iście rodzinna.
Po zaparkowaniu samochodu pod położonym nieopodal kościołem kierowca od razu proponował podwózkę. - Pan na żużel? Zawiozę. Z jedną osobą czy z pięcioma, bez różnicy. Każdemu pomogę - mówił z uśmiechem kierowca podstawionego busa, który bezpłatnie dowoził pod stadion kibiców. Mimo upału krótki spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Im bliżej Skałki, tym więcej było kibiców czarnego sportu. Większość z nich z szalikami, klubowymi koszulkami. Zresztą z okazji powrotu żużla można było zaopatrzyć się w podstawowe gadżety. Koszulki dostępne były za 30 zł, szaliki po 50 zł. Momentami w kolejce stało kilkanaście osób. - Prosimy o gotówkę. Dla wszystkich wystarczy - słychać było od sprzedawców.
Sukces mimo obaw
Tuż obok można było kupić kiełbaskę z grilla i piwo. To stoisko bez wątpienia cieszyło się największą popularnością wśród fanów czarnego sportu. Tak jest jednak wszędzie na żużlowych arenach. Sprzedawcy z trudem zdążali przygotowań odpowiedniej jakości wuszt, by zadowolić głodnych i spragnionych fanów.
Do Świętochłowic przybyło wielu kibiców z innych miast. Byli częstochowianie, opolanie, rybniczanie, ale także przyjezdni z Gdańska. Na stadionie zawisła też flaga Landshut Devils.
Zawody w Świętochłowicach zakończyły się organizacyjnym sukcesem. - To miejsce zasługuje na żużel. Fajnie, że to się udało. Tyle tutaj już zrobiono, żeby speedway wrócił - mówił Leszek Demski. Z kolei wiceprezydent miasta Sławomir Pośpiech przypomniał powiedzenie, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. - Historia żużla w Świętochłowicach zacznie się na nowo - cieszył się.
Nie byłoby tego powrotu, gdyby nie Krzysztof Bas. To on stoi za tym, że mimo braku stadionu żużel nie zniknął w Świętochłowicach. - To on mnie zarażał tym, żeby działać. Dla tych kibiców warto to robić - komentował Sichma.
Władze polskiego żużla cieszą się, że zawody w Świętochłowicach okazały się sukcesem. Organizacja Nice Cup była obarczona ryzykiem, ale wszystko zakończyło się pozytywnie. - Od lat współpracujemy z Polskim Związkiem Motorowym i dostaliśmy propozycję, aby wpleść w kalendarz rundę w Świętochłowicach. Znaleźliśmy termin, który wszystkim pasował i podjęliśmy to ryzyko, że spróbujemy. Kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije, a teraz możemy mówić o sukcesie - mówił po zawodach organizator Nice Cup, Wojciech Jankowski.
Po pierwszych zawodach mogą w Świętochłowicach pić szampany. Ci ludzie znani są z tego, że dla żużla zrobią wszystko. O to, że czarny sport wróci do tego śląskiego miasta na stałe można być spokojnym.
Czytaj także:
Kolejna w tym sezonie kartka w meczu polskiej ligi
Drugi raz finał SGP3 skończył na czwartym miejscu. "Chciałem zdobyć złoto"