Ino żużel. Świętochłowice znów się cieszą

W Świętochłowicach znów można było usłyszeć i zobaczyć żużlowe motocykle. I to nie podczas pokazu na pikniku. W sobotę odbył się tam Nice Cup, który przyciągnął wielu fanów. Sprawdziliśmy, jak wyglądały przygotowania i organizacja zawodów.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
Mikołaj Czapla WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Mikołaj Czapla
Dwa tygodnie temu ogłoszono, że do Świętochłowic znów wróci żużel. Znów, bo odkąd zespół Śląska wycofano w 2002 roku z rozgrywek, już kilkukrotnie próbowano reaktywować ten sport. I choć plany były wielkie, to zawsze kończyło się tak samo. Tym razem ma być jednak inaczej. - Mogę obiecać, że kolejnej reaktywacji już nie będzie. Będzie kontynuacja - mówił podczas zawodów prezes Śląska, Krzysztof Sichma.

Jednak zanim przeprowadzono zawody, było wiele stresu, nerwów, przygotowań i organizacyjnych zawirowań. Wszyscy obawiali się o nowo ułożony tor, dla którego Nice Cup był tak naprawdę pierwszym realnym sprawdzianem. Organizatorzy zdecydowali się przeprowadzić turniej z udziałem 12 zawodników, a nie jak w poprzednich rundach 24. Ta decyzja okazała się strzałem w dziesiątkę.

Tor zdał egzamin. - Z tym tematem, to wydaje mi się, że było za dużo paniki i potrzeba było po prostu czasu oraz spokoju - mówił po zawodach trener Śląska, Krzysztof Bas. - Jestem zadowolony, że na nowo powstałym torze udało się rozegrać zawody młodzieżowe i to bez większych perturbacji - dodał prezes Sichma.

ZOBACZ WIDEO: Kto powinien pojechać w finale DPŚ? Andrzej Rusko wskazuje pewniaków
Nad nawierzchnią pracowano przez ostatnie dwa tygodnie. Wylano na niego wiele wody, ale nie pomagała pogoda. W sobotę było prawie 35 stopni Celsjusza w cieniu. W słońcu temperatura sięgała nawet 50 stopni. To była iście tropikalna aura. Fanom to jednak nie przeszkadzało. Już na godzinę przed zawodami dwie mobilne trybuny były pozapełniane kibicami spragnionymi żużla. Wielu z nich na zawodach na Skałce było po raz pierwszy.

Tutaj kochają żużel

- Chopie, jo pamiyntom tukej żużel w latach 70, kej klub walczył o medale - mówił nam śląską gwarą pan Gerard. W sobotę na Skałce po prostu musiał być. Żużel w Świętochłowicach jest dla niego jak religia. Takich rozmów na stadionie można było usłyszeć zdecydowanie więcej. Wspomnień było pełno. Fani doskonale się bawili. Cieszyli się z pojedynczych skutecznych akcji na dystansie.

Do Świętochłowic przybyliśmy tuż przed otwarciem bram. Już na dwie godziny przed zawodami obecni na trybunach byli pierwsi kibice. - Czekałam w kolejce na bilet ponad godzinę. Na żużlu nigdy wcześniej nie byłam, ale mój mąż to wielki fan - mówiła pani Maria. Inna z fanek dodała, że to na Skałce odbywały się jej pierwsze randki z obecnym mężem. Atmosfera była iście rodzinna.
Kibice zajmowali miejsca nie tylko na przygotowanych trybunach Kibice zajmowali miejsca nie tylko na przygotowanych trybunach
Po zaparkowaniu samochodu pod położonym nieopodal kościołem kierowca od razu proponował podwózkę. - Pan na żużel? Zawiozę. Z jedną osobą czy z pięcioma, bez różnicy. Każdemu pomogę - mówił z uśmiechem kierowca podstawionego busa, który bezpłatnie dowoził pod stadion kibiców. Mimo upału krótki spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził.

Im bliżej Skałki, tym więcej było kibiców czarnego sportu. Większość z nich z szalikami, klubowymi koszulkami. Zresztą z okazji powrotu żużla można było zaopatrzyć się w podstawowe gadżety. Koszulki dostępne były za 30 zł, szaliki po 50 zł. Momentami w kolejce stało kilkanaście osób. - Prosimy o gotówkę. Dla wszystkich wystarczy - słychać było od sprzedawców.

Sukces mimo obaw

Tuż obok można było kupić kiełbaskę z grilla i piwo. To stoisko bez wątpienia cieszyło się największą popularnością wśród fanów czarnego sportu. Tak jest jednak wszędzie na żużlowych arenach. Sprzedawcy z trudem zdążali przygotowań odpowiedniej jakości wuszt, by zadowolić głodnych i spragnionych fanów.

Do Świętochłowic przybyło wielu kibiców z innych miast. Byli częstochowianie, opolanie, rybniczanie, ale także przyjezdni z Gdańska. Na stadionie zawisła też flaga Landshut Devils.
Flaga Landshut Devils na stadionie w Świętochłowicach Flaga Landshut Devils na stadionie w Świętochłowicach
Zawody w Świętochłowicach zakończyły się organizacyjnym sukcesem. - To miejsce zasługuje na żużel. Fajnie, że to się udało. Tyle tutaj już zrobiono, żeby speedway wrócił - mówił Leszek Demski. Z kolei wiceprezydent miasta Sławomir Pośpiech przypomniał powiedzenie, że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. - Historia żużla w Świętochłowicach zacznie się na nowo - cieszył się. Nie byłoby tego powrotu, gdyby nie Krzysztof Bas. To on stoi za tym, że mimo braku stadionu żużel nie zniknął w Świętochłowicach. - To on mnie zarażał tym, żeby działać. Dla tych kibiców warto to robić - komentował Sichma.
Władze polskiego żużla cieszą się, że zawody w Świętochłowicach okazały się sukcesem. Organizacja Nice Cup była obarczona ryzykiem, ale wszystko zakończyło się pozytywnie. - Od lat współpracujemy z Polskim Związkiem Motorowym i dostaliśmy propozycję, aby wpleść w kalendarz rundę w Świętochłowicach. Znaleźliśmy termin, który wszystkim pasował i podjęliśmy to ryzyko, że spróbujemy. Kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije, a teraz możemy mówić o sukcesie - mówił po zawodach organizator Nice Cup, Wojciech Jankowski.

Po pierwszych zawodach mogą w Świętochłowicach pić szampany. Ci ludzie znani są z tego, że dla żużla zrobią wszystko. O to, że czarny sport wróci do tego śląskiego miasta na stałe można być spokojnym.

Czytaj także:
Kolejna w tym sezonie kartka w meczu polskiej ligi
Drugi raz finał SGP3 skończył na czwartym miejscu. "Chciałem zdobyć złoto"

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×