"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Po niedzielnym meczu z Betard Spartą, w Krośnie mogli wreszcie zaśpiewać, za Dawidem Podsiadło - nie ma fal, nie ma fal, nie ma fal... No, nie ma też punktów, choć na te niewielu liczyło. Mnie natomiast cieszą doniesienia o życzliwości tamtejszej publiki względem drużyny przyjezdnej, a nawet sędziego. Że nie ma szowinizmu, za to jest normalność. I szacunek. Warto to podkreślić.
Trudno było zakładać, że swoją zwycięską ścieżkę wrocławianie zakończą w Krośnie. Choć akurat tę porażkę Andrzej Rusko mógłby szybko przetrawić, a nawet przekuć w sukces. Jeśli się domyślacie, co mam na myśli.
ZOBACZ WIDEO: Czy Wiktor Przyjemski trafił na złoty silnik? Zawodnik Polonii odpowiada
Nie zakładałem też porażki Tauron Włókniarza w Toruniu. W kluczowych momentach częstochowianie okazali się równie szybcy, co Michał Świącik, z którym zamieniłem ostatnio trzy przyjacielskie słowa przy okazji częstochowskiej rundy Tauron SEC. Dzień wcześniej prezes był jeszcze w Krośnie, skąd musiał wracać w pośpiechu. Nie zdradzę, jaką prędkość zmierzyła mu telemetria w czasie podróżny powrotnej, choć mogę się posłużyć anegdotą.
Otóż pytają faceta na rozmowie kwalifikacyjnej, ile ma lat.
- Nooo, bliżej mi do trzydziestki, niż do dwudziestki.
- Proszę pana, ale konkretnie! Ile?
- Nooo pięćdziesiąt.
Dlatego możemy sobie tylko podywagować, ile się pojawiło na zegarze w beemce prezesa Świącika - bliżej dwustu, czy stu...
W czwartek Włókniarz znów się wybiera do Krosna, a niektórzy twierdzą, że dla Wilków kluczowy będzie ostatni mecz z Fogo Unią. Nie do końca. Mianowicie jeśli krośnianie mają się utrzymać, to muszą zrobić coś ekstra. A coś ekstra mogą zrobić już tylko u siebie z Włókniarzem lub Platinum Motorem, ewentualnie w Grudziądzu. Potem będzie już za późno.
Sporo mamy ostatnio narzekania i na tory, i na młodzież. Że te pierwsze dziurawe, a ta druga marnie wyszkolona. Widać, takie się trafiło zróżnicowane pokolenie, do tego doszło kilka wypadków, za którymi stoją juniorzy. Pludra zalazł za skórę Holderowi, Paluch wygasił aktywność Kołodzieja, a ostatnio Buszkiewicz wysłał do szpitala Beckera, który dopiero co wykaraskał się z poprzedniej kontuzji. To boli.
Nie chciałbym jednak, by te fakty niebezpiecznie wyolbrzymiono. Paluch okazał skruchę i po wielokroć kajał się za karambol w Lesznie. To bystry chłopak i zapewne wnioski wyciągnie. Buszkiewicz? Trzymał gaz, a przed nim wyrósł nagle rywal. Pech, natomiast trudno się doszukiwać celowości. Nie każdy rodzi się ze zdolnością przewidywania na poziomie Macieja Janowskiego.
To oczywiste, że najwięcej błędów popełnia się za młodu. Nie tylko na torze, lecz generalnie w życiu. Sajfutdinow też zaczynał od wjeżdżania rywalom na plecy, a dziś jest żużlowcem akuratnym, tzn. z jednej strony twardym, zadziornym i brawurowym, ale z drugiej panującym świetnie nad motocyklem i szanującym zdrowie przeciwników.
Kontuzje spowodowane przez młodzieżowców tworzą osobną listę, jednak można też stworzyć konkurencyjną, dotyczącą seniorów. I pewnie nawet grubszą, za którą nie stoi młodzieńcza brawura, lecz po prostu żużel. Grzesiek Zengota obalił się sam i szczęście w nieszczęściu, że nie nikt w niego nie wjechał. Dominik Kubera podobnie - jechał w pojedynkę. Po prostu obaj szli na całość. Obaj walczyli o jak najlepsze punkty i jak najlepsze czasy. Tomek Gapiński złamał ostatnio dwie ręce, ale nie od kontaktu z juniorem. Adrian Gała? To już junior starszy, taki blisko trzydziestoletni. Można by wymieniać...
W mediach społecznościowych ubolewanie z powodu urazu Beckera wyraził Greg Hancock, zaznaczając, że to kolejny wypadek jego podopiecznego, spowodowany przez niedoświadczonego zawodnika, bo na takich ciąży wielka presja. Trudno się dziwić bezradności mistrza, taka sytuacja musi być frustrująca. Tym bardziej, że uraz jednego Amerykanina oznacza koniec żużla w tym kraju.
Jednocześnie Hancock złożył publiczną przysięgę, przed wszystkimi trenerami klubowymi, że będzie uczył młodych zawodników podstaw kontroli motocykla. I wierzę, że dotrzyma słowa. Bo ta presja nie wzięła się znikąd. Ta presja to efekt potężnych pieniędzy, które leżą na torze i są do zarobienia. Nie w USA, nie w Australii czy w Danii, lecz właśnie w Polsce. Z których to pieniędzy Greg również korzystał przez trzydzieści lat, układając sobie całkiem wygodne życie. I z jakichś powodów nadal przyjeżdża do Polski, nie próbując szkolić młodych Amerykanów za oceanem. Co ma zatem robić teraz innego, jak nie szkolić? Trzeba wspomóc dyscyplinę, która dla wielu stała się całym życiem. Nasz kraj wspierał jego karierę, teraz Hancock może delikatnie wesprzeć kilka tutejszych karier.
Żużel to niełatwy sport, choćby z uwagi na odmienne preferencje zawodników. Jeden rozkwitnie dopiero przed trzydziestką, a polski junior Wiktor Przyjemski już jako nastolatek będzie się prezentował nad wyraz dojrzale. Jednego taki tor, jak ostatnio w Toruniu, wykończy, ale Kacper Woryna złego słowa nań nie powie.
W piątek w Gorzowie też nie było łatwo. Jedni walczyli o ocalenie, a ktoś inny czerpał z jazdy wręcz euforyczną przyjemność. Tym wyjątkowym kimś był akurat polski junior, Mateusz Cierniak.
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Artiom Łaguta zawieszony. Podpadł władzom ligi
- Żużlowy król Polski dogonił poprzedniego króla