O rozstaniu Wiktora Lamparta i Rafała Trojanowskiego mówiło się niewiele (więcej o tym pisaliśmy TUTAJ), ale do czasu, kiedy zawodnik For Nature Solutions KS Apatora Toruń zabrał głos w tej sprawie w magazynie żużlowym na antenie Eleven Sports.
22-letni żużlowiec nie szczędził słów krytyki wobec swojego byłego już mentora. Zarzucał mu, że ten w przypadku słabszych występów seniora przywoływał najmniejsze szczegóły z życia rzeszowianina. Uważał, że treningi na motocrossie są złe, a dodatkowo nie znalazł Lampartowi klubu w lidze zagranicznej (więcej o tym TUTAJ).
Rafał Trojanowski początkowo nie chciał komentować rozstania z młodszym z braci Lampartów, ale wobec wypowiedzi, jakie ten wygłosił w programie telewizyjnym, zdecydował się odpowiedzieć na kilka faktów.
ZOBACZ WIDEO: Mateusz Cierniak kolekcjonuje buty. Liczba robi wrażenie
Były żużlowiec w wywiadzie, którego udzielił "Tygodnikowi Żużlowemu" przyznał, że niestety dla niego, ale oglądał program z Lampartem i gdyby informacje przedstawione przez zawodnika były prawdziwe, to przełknąłby to i tyle. Ale po tym, co wygłosił jego, były już podopieczny, musiał zabrać głos.
- O niedogadywaniu się dowiedziałem się od niego z wywiadu w telewizji. Oczywiście były między nami sprzeczki, po których wszystko było dobrze, nie sądzę nawet, że można je nazwać kłótniami. Ale to trzeba byłoby potwierdzić u naszych mechaników, bo może tylko ja to widzę inaczej? Natomiast ostatnią naszą rozmowę, można już uznać za poważną kłótnię - powiedział Trojanowski.
Wychowanek Stali Rzeszów skomentował samo rozstanie, co miało być kłamstwem ze strony Lamparta. Były żużlowiec opowiedział, że to nie było dzień przed meczem, a dzień przed treningiem, a jego niechęć do wyjazdu nie wzięła się z niczego, a było to po rozmowie związanej z wyjazdem z nimi narzeczonej Lamparta.
Brązowy medalista Drużynowych Mistrzostw Polski z 1998 roku przyznał, że zaskoczeniem były dla niego opinie mówiące o tym, że ten miał mieć zarzuty co do zimowych treningów Lamparta. Trojanowski przyznał, że rozmawiał o tym z trenerami, ale nie na zasadzie czepiania się, a szukania przyczyn słabszych wyników.
Jednak nie chodziło wyłącznie o kondycję, ale również o ustawienia silnika, o same jednostki napędowe, czy gaźniki i inne szczegóły, które mają wpływ na dobre wyniki w czarnym sporcie.
Trojanowski za bzdurę uznał to, że miał być przeciwnikiem treningów crossowych i przyznał, że to on doradzał mu zakup pierwszego motocykla. Potwierdził za to, że odradzał swojemu podopiecznemu jazdy enduro po lasach, czego przeciwnikiem miał być również trener kadry narodowej.
- Ostatnio rozmawialiśmy o pitbikach i rzeczywiście powiedziałem, że może ciągła jazda na tych motorkach, w sumie więcej niż na żużlu, po prostu źle wpływa na jego ułożenie na motocyklu żużlowym. Doradzałem ewentualne trenowanie startów na pitbike. Od razu wpadł w złość - dodał Trojanowski.
Wiktor Lampart miał również za złe Trojanowskiemu, że ten nie znalazł mu klubu w lidze zagranicznej. 22-latek chciał spróbować swoich sił w lidze angielskiej, ale powiedział przed kamerami, że jego były już opiekun miał mu sugerować, że brytyjski speedway cofa w rozwoju. Żużlowiec się z tym nie zgadzał i za przykład podał Emila Sajfutdinowa i Artioma Łagutę.
- Przynajmniej tu jest ziarenko prawdy. Uważam, że szukanie na siłę jazdy w Anglii w czerwcu i to zawodnikowi, który jest w dołku w Polsce, doprowadziłoby do jeszcze gorszej formy w tym sezonie - skomentował Trojanowski, dodając, że kontaktował się z menadżerem Maciejem Pietraszką w sprawie startów w Wielkiej Brytanii i znalezienia tam mechanika.
Zaufana mu osoba odpowiedziała jednak wprost, że w tej chwili nie ma szans na to, by stworzyć Lampartowi odpowiednie warunki do tego, by ten posiadał bazę na Wyspach. Trojanowski zauważył, że bez doświadczonego mechanika jazda w Anglii jest niewykonalna, a on sam nie chciał brać za to odpowiedzialności. Zdawał sobie sprawę, że w przypadku kontuzji mieliby w Polsce bardzo duże problemy.
Trojanowski zdradził również, że posiadali w teamie dodatkowego menadżera, którego ten opłacał ze swoich prywatnych pieniędzy. Przyznał jednak, że jedynym błędem, jakim było to brak odpowiedniej komunikacji, a konkretnie szczerze przekazanie swojemu podopiecznemu, że nikt nie jest zainteresowany jego usługami.
Czytaj także:
Słowa dotrzymali i żużel wrócił do Świętochłowic. "Warto polegać na pewnych ludziach"
Po wielu latach intensywnych działań dopięli swego. "Dla tych kibiców warto to robić"