W klubie nikt nie ma zamiaru przekonywać menadżera do zmiany decyzji i wszystko jest już tak naprawdę przesądzone. Wiele mówiło się, że decyzja Piotra Barona ma dużo wspólnego ze zwolnieniem Jana Chorosia, z którym szkoleniowiec współdziała od długiego czasu.
Pojawiały się również głosy, że zakończenie współpracy z dotychczasowym toromistrzem było za to związane z Januszem Kołodziejem, który miał inne spojrzenie na przygotowanie toru i to miało być powodem jego konfliktu z Chorosiem. Niektórzy twierdzili nawet, że zawodnicy po prostu się zbuntowali.
- Nie wiem, czy był bunt. Do mnie takie informacje nie dotarły, więc jeśli coś takiego było, to nie brałem w tym udziału. Dowiedziałem się w poniedziałek, że faktycznie toromistrz ma zostać zwolniony i rozmawialiśmy o tym z zarządem. Myślałem jednak, że Jan Choroś z nami będzie do końca sezonu - powiedział trener Byków w trakcie Magazynu PGE Ekstraligi.
ZOBACZ WIDEO: Andrzej Rusko o zagranicznym juniorze. "Ponosimy straty wizerunkowe tu i teraz"
Dodał również, że nie ma żadnego spięcia pomiędzy nim a Kołodziejem, a dodatkowo zapewnił, że nie słyszał, aby zawodnik kogokolwiek zwalniał. Jego zdaniem ma on dobre relacje z kapitanem drużyny i cały czas pracują nad tym, wraz z całym zespołem, aby jak najlepiej przygotować tor do następnych meczów. Dodatkowo przekazał on, że klub na tę chwilę zatrudnił dwie osoby w roli toromistrzów.
Kibice mimo wszystko zastanawiają się, dlaczego akurat teraz Piotr Baron podjął taką decyzję. Ten jednak nie rozwiał wszystkich wątpliwości i odpowiedział, że to po prostu zbieżność terminów. - Nie planowałem tego, ale przyszedł taki czas, gdy był to odpowiedni moment. Generalnie to jest tak, że mam prawo nie przystąpić do umowy na kolejny sezon i w sumie w tę stronę poszedłem - poinformował.
Dodatkowo zaznaczył, że nie porozumiał się z żadną inną drużyną przed ogłoszeniem swojej decyzji. - Mówię to z ręką na sercu. Z nikim nie rozmawiałem i do środy faktycznie żadnej oferty pracy nie miałem. Będę chciał ten czas poświęcić rodzinie i ją poznać, bo przez te wszystkie lata ten kontakt był trochę gorszy - przyznał.
Za to w środę po konferencji z 49-latkiem od razu skontaktowało się kilku prezesów różnych klubów. Ten jednak zapewnia, że nie szuka w tym momencie pracodawcy na przyszły sezon i takich prawdziwych ofert nie otrzymał. Dla niego najważniejsza jest obecnie Fogo Unia Leszno, ponieważ wraz z zawodnikami mają jeszcze sporo do zrobienia i mają szanse nie tylko pojechać w fazie play-off, ale również powalczyć o medale.
Z Baronem od razu zaczęto łączyć For Nature Solutions KS Apator Toruń, jednak sam zainteresowany powiedział, że nie dostał od klubu z województwa kujawsko-pomorskiego żadnego telefonu. - Szczerze, to nie czytałem niczego, bo wiem, że burza się rozpętała. Staram się skupić na pracy i drużynie. Każdy ma prawo pisać, co chce. Nie mam oferty pracy z Torunia. Dopóki sezon trwa, nie będzie żadnych rozmów odnośnie mojej pracy w innym klubie - uciął szybko dywagacje.
Co więcej, powiedział on, że nie wie nawet, czy na pewno w przyszłym roku będzie zajmował się żużlem, ponieważ bez niego również poradzi sobie w życiu. Jak wiadomo, Baron już dwa lata temu mógł odejść z Unii, ale postanowił kontynuować swoją karierę trenerską w Lesznie. Nie żałuje on jednak tego wyboru, ponieważ jest zaszczycony, że mógł pracować w tym miejscu przez siedem lat. Tym samym poznał wielu ciekawych ludzi, bez których nie byłoby takich sukcesów.
Jeśli chodzi o obecny skład, to w środę szkoleniowiec spotkał się ze swoimi podopiecznymi i faktycznie porozmawiał z nimi, ale głównie o tym, co trzeba poprawić. - Skupiliśmy się kompletnie na pracy. Myślę, że nic się nie zmieniło. Ten sezon należy pojechać dobrze do końca. Motywacja będzie większa, bo mamy ambitny zespół i to w końcu w całości zdrowy. Sprawdzian mamy trudny, ale drużyna wysoko postawi poprzeczkę Betard Sparcie Wrocław - podsumował Piotr Baron.
Czytaj także:
- Po bandzie: Żużel. Stworzony, by się kłócić [FELIETON]
- Ino żużel. Świętochłowice znów się cieszą