Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Nie o take lige chodziło!

Za nami dwie kolejki Ekstralipy żużlowej. Za chwilę pójdziemy na trzecią kolejkę ( u mnie to już będzie 150 gramów na twarz). I sam nie wiem, po co. Przecież w ostatnią niedzielę Czewa rozbiła u siebie Unię Tarnów 69:23, Marma Rzeszów upadla u siebie w meczu z królową Unią Leszno aż 27:65. Co prawda, gospodarze byli bez kontuzjowanego Nichollsa oraz Zagara, co to miał zobowiązania w jakichś mistrzostwach, bodaj Macedonii i Czarnogóry, ale wynik poszedł świat. Krótka ławka. Do tego dodajmy wcześniejsze baty rzeszowian w Toruniu 28:63. To jakieś popierdółki, a nie Ekstraliga!

W tym artykule dowiesz się o:

W poprzednim sezonie nawet ostatnia w tabeli Polonia Bydzia stawiała się faworytom i gdyby nie kontuzje i nadmiar adrenaliny u „Adrenaliny” Jonssona, to miała szanse się utrzymać. Choć skład też posiadała cienki jak postny barszczyk. A ja głupi tak narzekałem na ubiegłoroczne rozgrywki. To nad bieżącymi powinienem już tylko zapłakać. Nie o take lige nam chodziło panowie magnaci prezesi!

Nie ma KSM-ów (powtarzam, to sprawa do dyskusji), większość preziów klubowych przy akceptacji „pana Krzysztofa Jarzyny” (to takie żartobliwe nawiązanie do śmiesznego filmu „Poranek kojota”), czyli szefa wszystkich szefów: Rysia Kowalskiego, prezia spóły – muły Ekstraliga, przegłosowała zniesienie limitów finansowych dla klubów. No i poszło: zastaw się, a postaw się, weź kredyt i zbuduj Dream Team. Nie wszyscy to wytrzymali finansowo i mamy to co mamy. Dwie ligi w jednej: dla bogatych (na kredyt?) i dla bidaków. I mamy nudne mecze do jednej bramki. Powtarzam: polski żużel działa na zasadzie naczyń połączonych. Jedno ogniwo pada, to wszyscy bierzemy w d…ę. Samolubni prezesie niebawem się o tym przekonają (ciekawe jaka, poważna firma w tej sytuacji zechce być sponsorem strategicznym tak nierównej Ekstralipy?). Już teraz prezio Maślanka z Czewy (ten co sobie fundnął za dwie bańki misia świata Pedersena) nawija po mediach mniej więcej: - Szto ja nadiełał!

I rwie włosy z głowy, bo teraz musi wypłacić swym zawodnikom punktówkę za zdobyte przez nich 69 oczek w masakrze, jaką sprawili u siebie Unii Tarnów. Co tam 69 (to moja ulubiona liczba, zresztą)?! Dochodzą przecież bonusy m.in. za 5:1. A nie mówiłem, nie mówiłem, nie mówiłem!!! Skromny chopak jestem, nie?

Oliwa na wierzch wypływa

Możecie sobie tam mnie uważać za zimnego sk….a, ale ja naprawdę zawsze staję za słabszymi, dlatego teraz kibicuję głównie Unii Tarnów, Marmie Rzeszów, no i Atlasowi z mego Wrocka. Ale w ostatni poniedziałek ściskałem jednak kciuki za to, żeby osłabiona Zielonka (z czterema juniorami w składzie) w przełożonym meczu uwaliła „Jaskółki”. - Sąd, sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie - jak mawiała babcia Pawlakowa z „Samych Swoich”. Pamiętamy bowiem te przeboje z rozegraniem meczu Unia T.- ZKŻ w pierwotnym terminie. Zielonka zarzuciła gospodarzom, że ci zrobili wszystko, by to spotkanie się nie odbyło i że potem nie chcieli się oni zgodzić na kolejną datę pasującą gościom, bo ponoć wtedy sami nie mogliby skorzystać ze swoich „championów” Doolana i Hougaarda (kto to w ogóle jest?). Obaj wymienieni, a bliżej za bardzo mi nieznani panowie, uciułali w poniedziałek, w przełożonym meczu, w sumie 3 punkty plus jeden bonus. Nie obeszłoby się bez nich? Okazało się, że tarnowianie nawet u siebie są aż tak ciency, iż ekipa z grodu Bachusa objechała ich bez Lindgrena i Iversena (ci nie mogli wystąpić w terminie, jaki narzucał nasz bezsensowny regulamin i na jaki oczywiście nastawały „Jaskółki”).

Ale powtarzam, generalnie, poza tym przypadkiem, kibicuję słabszym, czyli Tarnowowi jak najbardziej też.

Kiedy mniej znaczy więcej

Niektórzy obruszają się na mnie, że piszę i mówię nielogicznie, iż Stal Gorzów męczyła się u siebie, wygrywając z Atlasem Wrocław 53:40, natomiast dostała mocno w plecy w Zielonej, choć przegrała tam 39:53. Ależ w tym jest logika, a suche bezduszne liczby nie zawsze oddają rzeczywistość. Atlas w Gorzowie był cieniutki jak jabajabaj, był „Teatrem Jednego Aktora” rudego Crumpa, który zdobył połowę punktów swego zespołu. To co to była za drużyna?!

Natomiast przypominam, że przed tym, ponoć skredytowanym (?) sezonem, mottem kibiców gorzowskich i ich prezia imć Komarnickiego było „dwa razy wp….ol sąsiadom zza miedzy”. Nawet tytuł mistrzowski nie był dla nich taki ważny. I co? I w d…ę w Zielonce. Tam nawet przez moment wysoka wygrana gospodarzy nie była zagrożona. Nie te emocje po prostu.

Czarny koń, czy lelum polelum?

Dobra, kibicuję słabszym, ale w górnej części tabeli ściskam kciuki za Zielonkę i… Gorzów właśnie. Dlaczego? To proste, chcę bowiem, by wzorem Marmy Rzeszów z ubiegłego roku, te dwie ekipy przewietrzyły naszą Ekstraligę, gdzie rządzą Unia Leszno, Unibax Toruń, ewentualnie Czewa, a poprzednio jeszcze WTS i Unia Tarnów. Trzeba świeżej krwi, trzeba, by nowe kluby walczyły o medale, wygrywały z żelaznymi faworytami, a nawet sięgały po mistrzostwo. To tylko dobrze zrobi naszemu żużlowi.

Stalówce gorzowskiej kibicuję szczególnie, także i z innego powodu. Wiecie już, że mnie 49-latkowi (ale wyglądam i czuję się młodziej, po prostu późno dojrzewam) amatorski Włókniarz Częstochowa zaproponował starty i treningi u siebie. Na razie mam problemy ze skompletowaniem sprzętu i ubioru, pomaga mi diler żużlowej jawy Piotrek Baron z „Tornado” i zwrócę się po prośbie do mego ulubionego podopiecznego z Atlasa (gdy byłem tam menago) Rafała Haja, co to teraz jest prawą ręką Grega Hancocka. Dziś jednak sercem jestem, co powinno być dla was zrozumiałe, za gorzowskim ZBOWiD-em czyli Peterem Karlssonem (39 lat), Gollobem (37), Holtą (35) oraz Ferjanem i Monbergem (po 31).

Wyobraźcie to sobie: gdyby dziś w Gorzowie pod taśmą stanęli Karlsson, Gollob ze Stalówki oraz Hancock (38 lat) i Drabik (42) z Czewy, to na starcie w sumie mielibyśmy…156 lat. Toż to cała historia speedwaya z ogromnym naddatkiem. Sławek, zdaje się, nie stanie, bo go „Jaskółki” chcą porwać.

Tak więc dziś moje serce będzie po stronie „Kabaretu Starszych Panów” z Gorzowa i ewentualnie Hancocka z Czewy, który choć jest „dziadkiem”, to wciąż zasuwa w światowej czołówce aż miło, acz zauważyłem, że ostatnimi czasy pod koniec sezonu zawsze brakuje mu sił. Niemniej to najbardziej sympatyczny facio w żużlowym biznesie. Powtarzam (choć winienem być bardziej lojalny wobecz Czewy), że dla Ekstraligi lepiej będzie, gdy dziś wygra Stalówka.

A jeśli ona polegnie u siebie, to znaczy, że raczej żaden z niej tam czarny koń rozgrywek, a jedynie za przeproszeniem „Caelum – lelum polelum”. I już. I zamiast brylować w czołówce będzie tylko takim łącznikiem między najlepszymi a Marmą, Atlasem i Tarnowem. Za takie pieniądze? A więc Gallop do galopu! I do poprawki dziś wystąp!

Mistrz z… Madagaskaru

Tomcio Gollob w minionym weekendzie odjechał w Ekstralipie 11 wyścigów, z których wygrał ledwie trzy. Jak na niego, to mało, zwłaszcza w obliczu zbliżających się turniejów Grand Prix (wiem, wiem, jak zawsze pilotował parowego i tracił punkty…). A przecież jemu wciąż się marzy tytuł misia świata. I ja uważam, że choć raz mu się taka nagroda należała (należy?). Tylko ten, kto sobie wsadził przyjemność między nogi, czyli dosiadł motocykla żużlowego, ten docenia, co Gollob potrafi wyczyniać z taką narowistą maszyną i jak potrafi nad nią panować.

Jako urodzony malkontent twierdzę, ale tylko po tym, co na razie widziałem, że pan Tomasz jest, póki co, jakby słabo przygotowany do tego sezonu. A chwalił się w mediach, że cudownie przygotował się tej zimy gdzieś w USA z dala od żużlowych torów. To ja mu radzę, żeby następnym razem potrenował np. w San Marino, na Madagaskarze lub na wyspach Bora Bora, gdzie są równie dobre warunki do uprawiania speedwaya.

Ludzie listy piszą, czyli bronię żużlowców

Świat ma co najmniej tysiąc wiosek i miast,

list w życiu człowiek pisze co najmniej raz.

Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie,

zamknij gaz, to co że za granicą wujka masz.

Ludzie zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie,

hamuj bo, rower ten każdy tutaj dobrze zna,

dostaniesz od wujka list.

Pamiętacie te „Medytacje wiejskiego listonosza” Skaldów? Tym razem listy piszą prezie klubowi. A teraz to prawdziwe osobowości: Dworakowski, Komarnicki, Dowhan, Maślanka, Półtorak, Kloc…

Gorzowski kniaź Komarnicki wystosował pocztex do swoich kiboli, żeby nie nadymili w Zielonce, a potem im podziękował, że nie zadymili. Zabawne. Ciekawe, czy mi podziękuję, za to, że co dzień rano wstaję do pracy. Szefostwo poznańskich Skorpionów w otwartej korespondencji przeprosiło swoich fanów za postawę miejscowych żużlowców, którzy u siebie dostali straszne smary od Ostrowianki. Piękna prezia Półtorak (a kto nie widzi, że jest piękna, ten gamoń i ślepiec) kajała się, że jej chłopcy w spotkaniu z królową z Leszna na własnym torze nawet nie potrafili indywidualnie wygrać biegu!

A ja wam szanowne prezesostwo powiem tak: wy powinniście przeprosić swoich kibiców jedynie za własną zimową działalność, a raczej za jej brak i zbudowanie takiego (słabego), a nie innego składu drużyny!

Bo wasi zawodnicy robią co mogą, na pewno starają się, tyle że są słabsi od rywali i już. Gdybyście poszukali kasy, to teraz nie musielibyście się popisywać tymi swoimi umiejętnościami epistolarnymi. I coś wam podpowiem - na zakończenie filmu Love Story (zawsze na nim płaczę) zrozpaczony syn (po śmierci swej równie młodej żony) powiedział do ojca (niechętnego ich związkowi): - Jeśli ktoś kocha, to nie musi przepraszać!

Światełko w tunelu?

Mądry osioł krzyczał do Schreka: - Tylko nie idź do światełka w tunelu! Ale my musimy iść, żeby się pocieszyć, iż poziom tegorocznej Ekstraligi zacznie się wyrównywać i meczów do jednej bramki będzie już jakby mniej. Bo oto, jak słyszę „Jaskółki” sięgają po zgrywusa Drabika. On z pewnością je natchnie do wyższych lotów, ale nawet z nim (jeśli w ogóle przejdzie do Unii), Tarnów wciąż będzie pewniakiem do spadku. I nic tu nie pomogą zaklęcia Piasta Kołodzieja, że jego Unia nie spadnie z ligi, „na pewno nie tą razą”.

Marma już z Nichollsem w pełni zdrowia i Zagarem (Bjerre jeszcze się rozjeździ, Watt pewnie tyż) powinna być już mocniejsza. Zwłaszcza u siebie. Tyle że „Szkot” nie ma startów, łamie się, raz jedzie na 12, a raz na 7 punktów, a z Zagarem jest jak w piosence: „nie wie nikt, czy dobrze jest, czy jest już źle?”. Nierówny grojek i jak podczas (nie)sławnej polsatowskiej transmisji z ubiegłorocznego finału ligi w Toruniu Mirek Kowalik żalił się: „Matejowi zbyt wcześnie uderzyła sodówka do głowy i jest niegrzeczny nawet wobec swoich kolegów z drużyny”. A trzeci z maruderów Atlas Wrocław?

Ale jaja: we Wrocku odwrót od zagranamiczniaków!

Koleżka Mike Max dał ciała na maksa i wystawiony pod nr „1”, tudzież „9”, w dwóch meczach w sumie przywiozł cztery kible (zera) czyli audi, a jedynym jego błyskiem było wygranie z Gollobem w Gorzowie. Na koniec obalił się i poobijał we wrocławskim spotkaniu przeciw „Krzyżakom”. No dobra, nie sam, ale nie zgadzam się, by z „Krzyżaka- Miedziaka” robiono jakiegoś killera. „Miedziaka” po prostu pociągnęło na koło z wyjścia na koleinie czy hopce jakowejś. Stał się niesterowny i niechcący zahaczył Maxa, choć bardzo starał się Szweda uratować, ale mu nie wydało.

Max jednak po kontuzji i stawaniu w pierwszej lidze, wciąż ma za mało ekstraligowych jazd i na razie niech spada na drzewo. Może kiedyś? Może za kilka tygodni?

Inny wynalazek WTS-u Schlein również jechał na „u,wu,du,jeden, zero” i do tego wyciągnięty na tej samej hopce czy koleinie co „Miedziak”, widowisko obalił się przed wrocławskim fan-clubem spod wieży. Popelina. Poobijał się przy tym. Na razie to facet w sam raz do RKM-u Rybnik. Ale nie skreślałbym go jeszcze, jak chciałoby wielu rozzłoszczonych fanów Atlasa. No i tej sytuancji WTS, panie dziejku, jadzie do dalekiego Rzeszowa (a tam ponoć, jak podaje pogodynka z TVN, z nieba padupadupadupa) tylko z Crumpem i Siterą. Reszta to krajówka. I rodowici wrocławianie: Słaboń oraz utalentowany Janowski. Sie porobiło! I szkółkę tam utworzono. Byłem na zapisach u sławnego Darka Śledzia i o tym wam jeszcze niebawem opowiem. Nie ten Wrocek, normalnie.

Kapral Jedziniak na tropie, przepraszam, na topie

Dziadek Poszeprzyński z legendarnej audycji radiowej zawsze wspominał mitycznego kaprala Jedziniaka, z którym wojował na wojence w Mandziurii. Ów mityczny kapral chyba objawił się na torze Stadionu Olimpijskiego i wywalczył sensacyjny komplet 15 punktów przeciw mocnemu Toruniowi, a Andersena woził po torze, jak jakąś kukłę. Wolę przezwisko „Kapral Jedziniak” od prostackiego „Ogóra” , jak nazywacie Tomka Jędrzejaka. To był mój pupil, gdy robiłem za menago Iskry Ostrów. W turniejach juniorów wyprzedzał rywali niczym tyczki slalomowe. Nie wiem dlaczego nie zrobił kariery, do jakiej był predestynowany, aczkolwiek zaliczył pudło w IMP, co nie każdemu jest przecież dane. W zeszłym sezonie „Jedziniak” był w Ekstralidze lekkopółśredni. Dojrzewał jak dobry ser, po tym jak WTS wyjął go z zamrażarki, czyli z pierwszej ligi. I teraz Tomek zaskoczył. Na długo?

Na taki sam zaskok tym razem w wykonaniu „Jelenia” liczą wrocławscy kibole. Na to jednak trzeba czasu. Ze startu „Jeleń” potrafi być rączy i trudno go złapać, ale po takim jednorazowym „sztychu” potem punktuje głównie na swoich. Tak właśnie było z Toruniem.

Uważam, że Apator-Mulator ma, jak w zeszłym roku, najmocniejszy skład, ale we Wrocku, zwłaszcza w pierwszej połowie impry, mocno mnie zawiódł (acz nie zmieniam zdania, że to bardzo dobry, wyrównany zespół). I nie zwalajmy winy na tor. Choć był on bardzo wymagający dla zawodników i przyczepny, to jednak zarazem jak najbardziej nadawał się do jazdy. Tylko trzeba było trzymać gaz i zasuwać. Nawet filigranowy Jaguś, co to wrocławskiego obiektu na ogół nie lubi, obudził się i wyrównał jego rekord! A więc, jak się chce, to daje radę!

Hans, ile kosztujesz, czyli przyśpiewki ludowe

Na odwiecznej świętej wojnie w Zielonce, jak podają media, tym razem wyjątkowo obyło się bez ekscesów. Czy to nowa dobra świecka tradycja? Oby! Kibice obu drużyn za pomocą flag, szalików, konfetti itp. stworzyli na trybunach świetne widowisko. Brawo! Ładnie też wyglądała na Polsacie kibicowska oprawa pierszoligowej potyczki Bydzi z Gdańskiem. A i we Wrocku kibole spod wieży popisali się fajną oprawką. Ci z Torunia też byli widoczni. „Wieża” na Olimpijskim wywiesiła na płocie napis po angielsku: „Hans, ile kosztujesz!”. Andersena - podejrzewanego tu o zbyt wczesne ubiegłoroczne konszachty z Toruniem i odpuszczenie półfinałów ligi pomiędzy Atlasem a Unibaksem właśnie (a dowodów przecież nie ma!) - chyba to sfrustrowało, bo jeździł bardzo średnio. Jak na niego.

„Wieża” zaś chyba już pogodziła się z WTS-em na dobre, bo w oficjalnym programie meczu zamieszczono teksty jej przyśpiewek np. „ Więc wstań, do góry głowę wznieś. Śpiewaj naszą pieśń – heja WTS, WTS, WTS…. La, la,la….

Niestety, na meczu ja słyszałem spod wieży na Olimpijskim jeno ordynarne: „Je…ać Toruń, je…ać”.

A fuj! La, la, la. Co z tymi kibolami? Będzie spokojnie i gut mamut w tym w tym sezonie, czy znowu będą kwasy?

Sorry, że sporo napisałem dziś o meczu Atlas- Unibax… bo byłem i widziałem. Ot, co.

Niejasne typy

I na koniec, jak zwykle, pomylę się w swoich typowaniach. Leszno u siebie rozjedzie Tarnów. To mamy jak w banku. Torunianie - mimo świetnego Dobruckiego w barwach Zielonki i Protasa, który zna tamtejszy tor niczym własną kieszeń - powinni z palcem w… słoiku z dżemem wygrać z Bachusami. W Gorzowie przy pięknych, nowoczesnych trybunach wynik jest otwarty. Ja bym chciał, żeby ZBOWiD na własnych śmieciach wygrał dziś z Czewą, co powtarzam, zrobi Ekstralipie i nam wszystkim dobrze. Ale niech zwycięży lepszy. Marma też będzie faworytem na własnym podwórku w potyczce z innym maruderem Atlasem. Ale wrocławianie, mimo porażki z Toruniem, pokazali w tym meczu, że chłopcami do bicia raczej nie będą. Aczkolwiek Węgrzyka i Słabonia czeka trudny tegoroczny debiut w lidze. Z kolei Marma początkowo zgłosiła tylko jednego krajowego zawodnika – Lamparta. Musi więc dołożyć albo drugiego polskiego juniora (w miejsce Vaculika) tj. Szostka, na co się zanussi, albo wstawić Dawida Stachyrę jako seniora. Jak widać, rzeszowska Stalówka ma tu do wyboru kilka możliwych wariantów. Ale warianty nie jadą. Jadą te „wariaty” żużlowcy, o czym donosi wam ten wariat

Bartłomiej Czekański

PS W pierwszej lidze mamy koncert trzech tenorów: Ostrowa, Bydzi i Gdańska. Z tym, że Lazur – Glazur za głośną aferę korupcyjną jest wykastrowany o siedem punktów.

Wszystkim moim adwersarzom, którzy w swoich postach nie polemizują z tym, co napisałem w felietonie, tylko z nienawistną lubością znęcają się nade mną jako nad człowiekiem (chociaż przecież wcale mnie nie znają) odpowiem tak: Jestem małym, złośliwym gnomem, żadnym żużlowcem, menedżerem, ani dziennikarzem. Po prostu maksymalne dno. Beztalencie wszelakie. Do tego kuleję, nie mam dykcji, nie wymawiam „r”, a pcham się do telewizji. No i jestem frustratem. To chcieliście usłyszeć? Nie wiem, po co to piszę, skoro wy zawsze wiecie lepiej, nawet na odległość. Tylko tak się zastanawiam, kto i co powstrzymuje was od tego, żebyście zaczęli pisać lepsze i mądrzejsze felietony od moich, żebyście pokazali mi, że jesteście odważniejsi i szybsi w jeździe na żużlu, że lepiej wypadacie na tiwi? Przeszkadza wam brak talentów, strach czy może zwykłe lenistwo? Przepraszam, że tak zapytałem, ale wy przecież już wiecie, że ze mnie mały, złośliwy, sfrustrowany gnom i….. (tu miejsce na dalsze epitety- dobrej zabawy). Bartek Cz.

Komentarze (0)