Żużel. GKM Grudziądz zamknął skład na kolejny sezon. "Zostawili sporo prezentów dla Falubazu"

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Max Fricke
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Max Fricke

ZOOleszcz GKM ma gotowy skład na sezon 2024. Działacze przeprowadzili dwa transfery i liczą, że dzięki temu drużynie w końcu uda się awansować do fazy play-off. Jednak nasz ekspert Ireneusz Maciej Zmora dość krytycznie ocenia ruchy grudziądzan.

Przypomnijmy, że w zespole z Grudziądza mają zostać Wadim Tarasienko (ważnt kontrakt), Max Fricke i Kacper Pludra oraz juniorzy. Przesądzone są już transfery Jasona Doyle'a i Jaimona Lidsey'a. Ten pierwszy wskoczy w miejsce Nickiego Pedersena, a drugi najprawdopodobniej zajmie miejsce Frederika Jakobsena. W tej sytuacji Duńczyk, który ma ważną umowę z klubem, będzie mógł udać się na wypożyczenie lub powalczyć o miejsce w podstawowym składzie.

W Grudziądzu wierzą, że po tych zmianach drużyna będzie skuteczniejsza i awansuje wreszcie do fazy play-off. - A ja mam poważne wątpliwości. Moim zdaniem ten zespół nie powala na kolana. Jakość drużyny po zmianach jest bardzo porównywalna z tym, czym ZOOleszcz GKM dysponował w tym roku. To nie tylko nie gwarantuje fazy play-off, ale może skończyć się nawet spadkiem, bo moim zdaniem w przypadku awansu Falubazu ten klub wcale nie będzie w takim tragicznym położeniu - mówi nam Ireneusz Maciej Zmora.

Były prezes Stali wyjaśnia również, dlaczego transfery GKM-u go nie przekonują. - Jason Doyle jest młodszy i zdrowszy od Nickiego Pedersena. Pewnie stać go na bardziej ofensywną jazdę i lepsze wyniki na wyjazdach. To jednak ciągle nie jest lider z prawdziwego zdarzenia. Australijczyk to dla mnie pistolet, który dość często się zacina. Co roku ma okres, kiedy jedzie zdecydowanie słabiej - zaznacza.

ZOBACZ WIDEO: Mała liczba treningów Wilków. To był powód spadku z PGE Ekstraligi?

- A Jaimon Lidsey? Wielkim talentem był kilka lat temu i nie rozwinął się na miarę swojego potencjału. Cały czas jeździ w kratkę. Dobre występy przeplata z kiepskimi. Nie ma żadnej gwarancji, że to będzie wartość dodana i lepszy zawodnik od Frederika Jakobsena. Dodam jednak, że niczego nie gwarantowałby również Andrzej Lebiediew, którym interesowali się grudziądzanie. Cały czas mówimy o zawodnikach z podobnej półki, a w Grudziądzu potrzebny jest skok jakościowy. Wydaje mi się jednak, że Łotysz i tak byłby lepszą opcją od Australijczyka - kontynuuje Zmora.

Były działacz jest także nieco zaskoczony przebiegiem okresu transferowego. Kluby z Grudziądza i Leszna, które musiały drżeć w tym roku o utrzymanie, mają już zamknięte składy, a na rynku ciągle pozostają takie nazwiska jak Jarosław Hampel czy Piotr Pawlicki.

- Dziwię się, że pozostawiono takie prezenty dla beniaminka, którym najpewniej będzie Enea Falubaz. Zielonogórzanie przy zatrzymaniu swoich liderów i wzmocnieniu się tymi zawodnikami, mogą realnie myśleć o utrzymaniu. To spore ryzyko ze strony GKM-u i Unii, które tłumaczę sobie w jeden sposób. Mamy pierwszy sezon, w którym nie obowiązuje regulamin finansowy. Kto wie, jaka jest kondycja klubów. Być może niektórzy nie mogą sobie pozwolić na więcej. W normalnych realiach takie nazwiska nie powinny być dostępne dla beniaminka - podsumowuje Zmora.

Zobacz także:
Giełda transferowa PGE Ekstraligi
Ślączka zasypany propozycjami

Źródło artykułu: WP SportoweFakty