Aktualnie trzeci zawodnik klasyfikacji Speedway Grand Prix na łotewskim obiekcie prezentował się w kratkę, lecz zdołał awansować do półfinału. W nim przyjechał drugi, co oczywiście dało mu przepustkę do wielkiego finału.
W decydującej gonitwie za drugie ostrzeżenie wykluczony został Tai Woffinden, a to oznaczało, że Martin Vaculik już na pewno stanie na podium. Ostatecznie nie nawiązał walki z Bartoszem Zmarzlikiem oraz Fredrikiem Lindgrenem, którzy kwestię zwycięstwa rozstrzygnęli pomiędzy sobą.
- W finale skupiłem się już tylko na tym, aby dojechać. Widziałem, że chłopacy byli nakręceni, a moje czwarte pole w tej fazie było już bardzo trudne. To są bardzo ważne punkty dla mnie i się z nich cieszę - powiedział po zawodach 33-latek w trakcie rozmowy na antenie Eurosportu.
ZOBACZ WIDEO: Lebiediew nie zajmuje się wyłącznie żużlem. Jego prywatny biznes mierzy się z kryzysem
W sobotę razem ze swoim teamem ciężko pracował i praktycznie przed każdym biegiem dokonywali oni zmian w motocyklach. Jego zdaniem, otrzymał też kilka prezentów, chociażby za sprawą powtórek, w których potrafił wykorzystać tę sytuację. Przyznał również, że te zawody były w pewnym sensie wyjątkowe. - Jechałem na kosmicznych przełożeniach, na których w życiu nie jechałem - przekazał żużlowiec ebut.pl Stali Gorzów.
O wiele gorzej sobotni turniej zakończył się dla jego klubowego kolegi Andersa Thomsena. Duńczyk już w drugiej gonitwie uderzył w tylną część motocykla Jasona Doyle'a, a następnie pojechał prosto w dmuchaną bandę, uderzając w nią z pełnym impetem, po czym przeleciał przez nią i wylądował na pasie bezpieczeństwa (więcej TUTAJ)
29-latek stracił na chwilę przytomność i nie pamiętał samego zdarzenia. Oprócz wstrząśnienia mózgu podejrzewa się u niego złamanie nadgarstka. Szczegółowe badania przejdzie jednak w szpitalu. - Przede wszystkim mam nadzieję, że z Andersem jest wszystko dobrze, ponieważ to mój kolega z drużyny, a miał naprawdę straszny wypadek. Najważniejsze jest, aby szybko powrócił do zdrowia - skomentował trzeci zawodnik GP w Rydze.
Na sam koniec odniósł się jeszcze do wyników pomiaru tętna przed wyścigami, które są prezentowane widzom na ekranach. W nich najczęściej najwyższe wyniki osiąga Daniel Bewley. W sobotę wskazania pokazywały blisko 200 uderzeń na minutę. Dla porównania Słowak miał tętno mniej więcej o 25 procent mniejsze. W rozmowie z Marceliną Rutkowską-Konikiewicz wytłumaczył, z czego może to wynikać.
- Daniel jeszcze do pięciu sekund przed startem kopie koleiny i kiedy robi to tak długo, to rośnie mu tętno. Gdybym ja tak robił, to też pewnie by mi podskoczyło do 180. Fajnie, że miałem takie niskie, ale trzeba też pamiętać, że ktoś normalnie ma wyższe, a ktoś niższe tętno. Jak czasami jeżdżę na rowerze pod górkę, to też dobijam do 190 - zakończył Martin Vaculik.
Czytaj także:
- Żużel. Zmarzlik zwyciężył pomimo dużych problemów. Skomentował także wybór Madsena
- Żużel. Nie ma siły na Polaka! Bartosz Zmarzlik najlepszy w Grand Prix Łotwy w Rydze!