Żużel. "Dokonał cudu". Sukcesu Zmarzlika mogło nie być

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

Bartosz Zmarzlik męczył się, ale wyszarpał 3. miejsce w GP w Cardiff. Tego sukcesu nie byłoby, gdyby nie multum szczęścia, jakie miał Polak.

Przez rundę zasadniczą przeszedł z ośmioma punktami i bez żadnej "trójki" przy nazwisku. Awans Bartosza Zmarzlika do półfinału wisiał na włosku. Ostatecznie trzykrotny indywidualny mistrz świata znalazł się na 8. miejscu, a w półfinale w kapitalnym stylu dojechał do mety na pierwszym miejscu.

W finale zanosiło się na czwarte miejsce, jednak Polak nie odpuszczał i na ostatnim łuku szalonym atakiem wyszarpał trzecią lokatę Fredrikowi Lindgrenowi. Tym samym Zmarzlik mimo ogromnych problemów z prędkością zakończył rundę w Cardiff na podium.

- Dusza mi się radowała. Zmarzlik dokonał cudu - ocenił Władysław Komarnicki. - Tak na dobrą sprawę, to od początku szło mu bardzo słabo. Nie szła mu w ogóle maszyna. To, co zrobił w finale, było palce lizać. Oglądałem wiele różnych tego typu Grand Prix, ale to czwarte okrążenie Lindgren będzie chyba pamiętał do końca życia. Jeśli jest się trzykrotnym mistrzem świata i ma się problem z prędkością w motocyklach, to zdobywa się trzecie miejsce umiejętnościami - dodaje honorowy prezes Stali Gorzów.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Krużyński, Lidsey i Dowhan

Sukcesu Zmarzlika mogło nie być, gdyby nie kontuzja Taia Woffindena. - Bartek zaświadcza swoimi umiejętnościami fakt, że nawet jak mu nie idzie, to on potrafi to nadrobić. Obiektywnie trzeba też przyznać, że miał furę szczęścia. Gdyby nie kontuzja Taia, to Bartka w półfinale by nie było. Miał sporo szczęścia, ale słynne jest powiedzenie, że każdy dobry zawodnik ma szczęście. Te wszystkie wyliczenia były koszmarne dla Bartka. Zwłaszcza że nie miał ani jednej "trójki", a byli tacy, co mieli po dwa zwycięstwa. Ułożyło się jednak bardzo szczęśliwie - kontynuował

Sobotnia runda Grand Prix w Cardiff padła łupem Martina Vaculika. Władysław Komarnicki przyznaje, że ucieszył go triumf Słowaka.

- To jest wspaniały zawodnik. Napisałem mu SMS, że jemu się to od dawna należało. Martin jest osobą, którą bardzo lubię. Jest świetnym człowiekiem i zawodnikiem. Radowało mi się serce, jak widziałem, że dwaj przyjaciele stali na podium - podsumował nasz rozmówca.

Szymon Michalski, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Oskarżył go o podrzucenie skradzionego silnika
Zwrot akcji ws. przyszłości Krawczyka?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty