Koniec z płaceniem diamentami. W polskim klubie wróciła normalność

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Ireneusz Nawrocki
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Ireneusz Nawrocki

Gdy Ireneusz Nawrocki przejął klub z Rzeszowa, oferował zawodnikom płatności w diamentach. Stal pod jego wodzą szybko upadła, a teraz ośrodek na prostą wyprowadzają nowi ludzie. - Chcemy płacić realne pieniądze - mówi prezes Michał Drymajło.

Ireneusz Nawrocki pojawił się w rzeszowskim żużlu pod koniec 2017 roku. Na kolejny sezon zbudował skład, który przeczył logice - w myśl zasady "zastaw się, a postaw się". Do jazdy w 2. Lidze Żużlowej nakłonił chociażby czterokrotnego mistrza świata Grega Hancocka. Na starty na najniższym szczeblu rozgrywek zdecydował się też były mistrz Polski Tomasz Jędrzejak.

Żużlowy Dyzma. Zostawił po sobie tylko długi

W trakcie tamtego sezonu Jędrzejak popełnił samobójstwo, a wpływ na tragiczną decyzję żużlowca miały m.in. zaległości finansowe względem jego osoby. Wdowa po byłym mistrzu Polski do teraz nie zobaczyła pieniędzy, jakie jej mąż zarobił w Rzeszowie.

Szybko bowiem się okazało, że Nawrocki był "żużlowym Dyzmą". Kreślił ambitne plany, obiecywał wielkie rzeczy, a dużo gorzej wyglądała ich realizacja. Zostały po nim tylko długi.

ZOBACZ WIDEO: Bartosz Zmarzlik opowiada o relacjach z RK Racing

Sztandarowym pomysłem biznesmena była organizacja cyklu Speedway Diamond Cup. Zawodnicy mieli w nim startować w zamian za diamenty o sporej wartości. W tym przypadku Nawrocki też minął się z prawdą. Grzegorz Zengota po wygraniu turnieju oddał nagrodę do sprawdzenia i okazało się, że jest warta o 100 tys. zł mniej niż deklarował to ówczesny prezes Stali.

Oszukanych osób było więcej. Tomasz Gapiński wylosował przy okazji jednego z turniejów samochód, którego nie zobaczył na oczy i na pamiątkę pozostał mu jedynie efektowny voucher. Pojazdu nie otrzymał też kibic ze Szwecji, który wylosował podobną nagrodę przy okazji wizyty na zawodach Diamond Cup. - Nawrocki zrobił wokół siebie dużo szumu, a wiele osób pozostało z długami po jego zniknięciu z żużla - powiedział nam Krzysztof Cegielski, szef Stowarzyszenia "Metanol".

Chociaż dream team z Rzeszowa wygrał II-ligowe rozgrywki w sezonie 2018, to w kolejnym roku zabrakło go na żużlowej mapie Polski. Okazało się, że król jest nagi i nie ma pieniędzy. Nawrocki zniknął z "czarnego sportu" tak szybko jak się w nim pojawił, a rzeszowskie "Żurawie" nie otrzymały licencji na starty w lidze.

Żużel w Rzeszowie budowany od zera

Nawrocki odciął się od żużla, nie sposób się z nim skontaktować. Po upadku zarządzanego przez niego klubu udzielił tylko wywiadu portalowi "Po Bandzie". Powiedział w nim, że w roku 2020 przeżył poważny wypadek samochodowy, wyleczył trzy nowotwory głowy i czerniaka lekiem, którego jest przedstawicielem na Polskę. Oskarżył też innych prezesów o "kopanie dołów" pod nim. - Trochę zdrowia oprócz pieniędzy ten żużel mnie kosztował - podsumował.

Biznesmen pozostawił po sobie spaloną ziemię, a za odbudowę żużla w stolicy Podkarpacia wzięli się nowi ludzie. Klub powrócił na mapę w roku 2020, a pojawienie się w zarządzie nowych osób z prezesem Michałem  Drymajłą na czele poskutkowało szybkim sukcesem sportowym. "Żurawie" właśnie świętowały awans do 1. Ligi Żużlowej, we wtorek potwierdziły transfer trzykrotnego mistrza świata Nickiego Pedersena.

- To duża sprawa dla żużla, który jeszcze parę lat temu niestety był sportem niszowym z powodu pewnych perturbacji. Na szczęście pojawiła się grupa aktywnych ludzi, która zaczęła pewien proces. Napisaliśmy strategię rozwoju na 10 lat, którą zaakceptował prezydent Rzeszowa. Nie chcieliśmy płacić diamentami, a realne pieniądze - powiedział prezes Drymajło, a słowa o "niepłaceniu diamentami" to oczywiste nawiązanie do Nawrockiego.

W przeciwieństwie do kreatywnego biznesmena, prezes Drymajło z grupą swoich ludzi twardo stąpa po ziemi. W sezonie 2024 na Podkarpaciu nie będzie żadnego dream teamu ani przepłacania za zawodników. - Naszym celem jest wejście do play-offów, a tam jest nowe otwarcie. Jak daleko ujedziemy, to zobaczymy. Na pewno nie będziemy hamowali. Budujemy zespół, który nie wygra wszystkich meczów, ale będzie walczył. Potrzebujemy lidera i takim jest Nicki Pedersen - wyjaśnił sternik Texom Stali Rzeszów.

Klub budowany z głową

Warto rozróżnić przy tym transfery Hancocka i Pedersena. Amerykanin trafiał do Rzeszowa za czasów Nawrockiego jako niedawny mistrz świata (2016). Duńczyk najlepsze lata ma za sobą. Problemy z kontuzjami i zdrowiem sprawiły, że kluby w PGE Ekstralidze nie były zainteresowane jego osobą. Również I-ligowe ośrodki nie garnęły się do zakontraktowania 46-latka.

- To była inicjatywa menedżera Piskorza, który stwierdził, że w ubiegłym sezonie drużyna była wyrównana, ale brakowało jej lidera - tak prezes Texom Stali Rzeszów tłumaczy zakontraktowanie Duńczyka.

Z pozyskania trzykrotnego mistrza świata zadowolony jest Paweł Piskorz. - Priorytetem było pozostawienie tych zawodników, którzy tworzyli sukces w 2023 roku. Stworzyliśmy sobie listę żużlowców, którymi jesteśmy zainteresowani. Potrzebowaliśmy lidera i jest Nicki. Jestem z tego powodu zadowolony. Nie sądziłem, że będę miał okazję do współpracy z trzykrotnym mistrzem świata - skomentował menedżer rzeszowskiej Stali.

Texom Stal Rzeszów odradza się po latach kryzysu
Texom Stal Rzeszów odradza się po latach kryzysu

Poza pozyskaniem Pedersena, rzeszowianie skupili się na przedłużeniu współpracy z dotychczasowymi zawodnikami - na Podkarpaciu zostaną Jacob Thorssell, Peter Kildemand, Marcin Nowak i Krystian Pieszczek. - Chciałem od początku, żeby Rzeszów był twierdzą nie do zdobycia. To się udało i jestem z tego dumny. Oby podobnie było w sezonie 2024. Wielu zawodników rywali nie jeździło na naszym torze, więc to też będzie nasz handicap - dodał menedżer Piskorz, zwracając uwagę na brak porażki Stali na domowym torze w roku 2023.

Dla kibiców z Rzeszowa oznacza to jedno - do klubu wróciła normalność. To coś, czego Stali tak bardzo brakowało w czasach Nawrockiego.

Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
- Pedersen to spore ryzyko, które może się nie opłacić? "Lepszy już nie będzie"
- "Krok do tyłu był dobrą decyzją". Pedersen postąpił słusznie?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty