Po bandzie: Czas powiększyć PGE Ekstraligę [FELIETON]

- Nie uwierzę, że Pedersen znów będzie rozstawiał rywali po kątach na dziurawych torach. Jednak na ładnie rozłożonym dywanie, gdy do stołu zostanie podane jak należy, wciąż będzie Dzikiem - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber

Wojciech Koerber
Wojciech Koerber
Nicki Pedersen w kasku czerwonym WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Nicki Pedersen w kasku czerwonym
"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Słusznie zauważył Piotr Protasiewicz, że awans Enea Falubazu to "nie jest sukces, a realizacja celu". Takie marki jak Falubaz sukcesy mogą odnosić wyłącznie w PGE Ekstralidze. Wszystko, co poniżej to tylko kwarantanna. Co, rzecz jasna, nie zmienia faktu, że realizację celu również warto świętować i również należy jej gratulować.

Powrót zielonogórzan do elity to nie jest żadna podróż w nieznane. Oni świetnie wiedzą, jak bardzo smakują w niej sukcesy, ale też jak bolesne bywają porażki. Z pewnością jednak będzie to dla nich rejs po wzburzonym morzu.

ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik opowiada o swoich inwestycjach w sprzęt

Z rynku transferowego beniaminek zebrał to, co dało się zebrać najlepszego. Zresztą cały miniony sezon to było notoryczne trzymanie ręki na pulsie i wykupywanie polisy ubezpieczeniowej na wypadek zdarzeń losowych. Można odnieść wrażenie, że Piotr Protasiewicz i orkiestra ani razu nie machnęli ręką z nadzieją, że jakoś to będzie.

A jak będzie w nowym sezonie? Na papierze może brakować w tej ekipie armat na ostatnie wyścigi. Takich, które potrafią wziąć w swoje ręce losy zespołu i powalczyć jeśli nie ze Zmarzlikiem, to z Łagutą, Madsenem, Kołodziejem czy Sajfutdinowem. To jednak tylko papier, a nowe rozgrywki dopiero za pół roku. Nigdy nie wiadomo, kto z jaką formą wystrzeli.

Tak czy siak, brawa dla Falubazu za powrót na swoje miejsce. Wierzę, że ten zespół utrzyma się w najlepszej lidze świata swoimi siłami i nikt nie będzie musiał rzucać Myszce Miki koła ratunkowego. Choć nie wiem, czy nie odbędzie się to w sposób naturalny w wyniku strukturalnej ewolucji. Mianowicie przyjęcie drugiego poziomu rozgrywek pod zarząd PGE Ekstraligi może oznaczać przygotowania do powiększenia obu lig.

W ofercie reklamowej mielibyśmy wówczas minimum dwadzieścia ośrodków, w tym tak sporych jak Wrocław, Poznań, Gdańsk, Lublin, Łódź, Bydgoszcz, Częstochowa, Toruń, Zielona Góra, Rzeszów... Nie wierzę, że sternicy ligowego speedwaya nie dostrzegają w tym potencjału marketingowego. Jak i w tym, że Zmarzlik, Kołodziej czy Sajfutdinow mogliby odwiedzić więcej żużlowych ośrodków.

Wiszące nad polskim speedwayem powiększenie PGE Ekstraligi zawsze się jednak wiąże z uderzeniem w bieżące rozgrywki. Z odarciem ich z emocji. Bo niby nikt nie spada. Choć zawsze się mogą zdarzyć takie cuda jak przed ponad trzema dekadami. Otóż w 1991 roku Sparta-ASPRO zajęła dopiero czwarte miejsce w niższej lidze, lecz bez większego problemu poradziła sobie w barażach z przedostatnią ekipą ekstraklasy - Unią Leszno, zwyciężając i u siebie (54:36), i na wyjeździe (46:44). Co ciekawe, trzecie na zapleczu Wybrzeże Gdańsk uporało się z kolei z zamykającym ekstraklasową tabelę ROW-em Rybnik, zatem przy ówczesnym powiększeniu ligi nastąpiła spora fluktuacja elitarnych kadr. Bo do najwyższej z lig dostały się aż cztery drużyny: oprócz wspomnianych Sparty i Wybrzeża również Stal-Westa Rzeszów i Włókniarz Częstochowa, pewne bezpośredniego awansu.

Czas pokaże, kiedy po raz kolejny władza zechce się zmierzyć z 10-zespołowym formatem. Ostatni raz mieliśmy z nim do czynienia w 2013 roku, kiedy to uszczuplanie rozgrywek okazało się bolesne dla Lechma Startu Gniezno, skladywegla.pl Polonii Bydgoszcz oraz PGE Marmy Rzeszów. Świetnie pamiętam, dlaczego degradacja dotknęła tę ostatnią ekipę. Bo w czasie meczu rzeszowian we Wrocławiu Nicki Pedersen nie zechciał upaść po bezpardonowym ataku Troya Batchelora. A sędzia Marek Wojaczek nie miał na tyle odwagi, lub przekonania, by ten ostatni wyścig przerwać, a z powtórki wyrzucić, mimo braku karambolu, reprezentującego Betard Spartę Australijczyka. W efekcie Duńczyk musiał zamknąć gaz i przyjechał ostatni, a Marma nie wywiozła z Wrocławia punktu bonusowego na wagę swojego utrzymania i spadku Betard Sparty.

Dziś niespełna 47-letni Pedersen znów się staje... nadzieją Rzeszowa. Nieco złośliwie powiedziałbym nawet, że zmuszenie działaczy Texom Stali do podpisania kontraktu to najskuteczniejszy atak Nickiego w mijającym roku. Choć takim legendom jak Duńczyk będę kibicował do końca i wspomnę tylko, jak rozpoczął ostatni sezon - od dużego kompletu przeciwko Tauron Włókniarzowi. Oczywiście nie uwierzę w opowieści, że Pedersen znów będzie rozstawiał rywali po kątach na dziurawych torach. Jednak na ładnie rozłożonym dywanie, gdy do stołu zostanie podane jak należy, wciąż będzie wykorzystywał swoje doświadczenie, prędkość i cechy wolicjonalne.

A że czasem, z powodu zbyt niskiego poziomu cukru u Duńczyka, ktoś zostanie pozbawiony bonusu i związanych z nim kilku tysięcy złotych? Taka uroda tego mistrza speedwaya.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
Koniec współpracy. Po ośmiu latach opuszcza Canal+
Porozumienie w Toruniu. Ważne zobowiązanie Termińskiego!

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×