Żużel. Brakuje ponad 30 mln złotych, by powiększyć PGE Ekstraligę. Znamy obliczenia

WP SportoweFakty / Julia Podlewska / Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow (kask czerwony) i Jaimon Lidsey (żółty)
WP SportoweFakty / Julia Podlewska / Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow (kask czerwony) i Jaimon Lidsey (żółty)

Zawiodą się ci, którzy liczyli, że od 2026 roku w PGE Ekstralidze będzie startować dziesięć drużyn. Wysoko postawieni działacze przekonują, że taka zmiana nie jest możliwa ze względów... finansowych. Klubom na ten moment brakuje 30 mln złotych.

W tym artykule dowiesz się o:

Jeszcze niedawno zmiana wydawała się naturalnym kierunkiem dla rozwoju ligi i całej dyscypliny. Powiększenie PGE Ekstraligi sprawiłoby, że rozgrywkami pasjonowałoby się jeszcze więcej kibiców, a do rozgrywek miały szansę dołączyć kolejne wielkie ośrodki. To znacznie uatrakcyjniłoby nie tylko ligę, ale sprawiło, że dyscypliną zainteresowaliby się nowi fani. Obecnie jednak wszystko wskazuje na to, że w perspektywie najbliższych pięciu lat nie ma na to szans.

Powodem nagłej zmiany poglądów są finanse i konkretne wyliczenia, które przygotowały władze polskiego żużla. Okazuje się, że aby zrekompensować poszerzenie rozgrywek, do klubów musiałoby trafić około 30 milionów złotych więcej niż do tej pory.

Szanse na to są minimalne, bo obecny kontrakt telewizyjny, który obowiązuje do 2025 roku, opiewa na kwotę 60,5 mln złotych rocznie i raczej nie należy się spodziewać, by kolejny miał być znacząco wyższy. Obecnie poza Canal+ i Eleven Sports nie widać żadnego innego nadawcy, który włączyłby się do walki o prawa i mógł wpłynąć na znaczące podbicie wartości praw do pokazywania rozgrywek żużlowych. To z kolei może sprawić, że cena za kontrakt zamiast wzrosnąć, może spaść i to bez względu na liczbę meczów do rozgrania.

ZOBACZ WIDEO: Grzegorz Zengota: Rany się zabliźniły, ale wciąż zostały we mnie

Gdyby zdecydowano się poszerzyć ligę o dwa kolejne zespoły, to tylko w rundzie zasadniczej każdy z klubów musiałby rozegrać cztery mecze więcej. Każde spotkanie to koszt od 350 do 450 tysięcy złotych. Łatwo więc obliczyć, że każdy klub musiałby się liczyć z dodatkowym wydatkiem 1,4-1,6 mln złotych. Większe pieniądze trzeba byłoby znaleźć nie tylko na pokrycie wypłat za punkty, ale także zwiększone koszty zawodników na przygotowanie do sezonu. Nikt nie wierzy bowiem, że zawodnicy zgodzą się na takie same stawki, jak w przypadku 14-20 meczów w sezonie.

Każdy z ośmiu dotychczasowych klubów PGE Ekstraligi potrzebowałby co najmniej dwóch milionów złotych więcej, a więc 8,5 mln złotych zamiast obecnych 6,5 mln złotych. Część wydatków zostałaby pokryta z przychodów z biletów, ale to stosunkowo niewielki procent. Prezesi poszczególnych klubów już teraz sygnalizują, że trudno liczyć na większe przychody od dotychczasowych sponsorów, czy zwiększone wsparcie miast, bo to i tak jest obecnie na wysokim poziomie. Różnicę musiałby więc pokryć nowy kontrakt telewizyjny.

Łatwo policzyć, że chodzi o dodatkowe 16 mln złotych dla dotychczasowych uczestników rozgrywek oraz około 17 mln złotych dla dwóch nowych klubów.

Innym rozwiązaniem mogłaby być głęboka reforma regulaminu finansowego i zdecydowana obniżka wynagrodzeń zawodników. Obecnie średnie wynagrodzenie w PGE Ekstralidze to 700 tysięcy złotych za podpis na kontrakcie i 7-8 tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Naiwnością byłoby sądzić, że większa liczba meczów spowoduje nagły spadek oczekiwań finansowych zawodników. Z kolei po ostatniej interwencji UOKiK i karach nałożonych na PGE Ekstraligę i PZM, nikt z działaczy nie chce już wychodzić z inicjatywą kolejnych odgórnych przepisów dotyczących limitów płac.

Czytaj więcej:
Wybrzeże dopięło kolejny transfer
Trener Stali nawołuje do natychmiastowych zmian

Źródło artykułu: WP SportoweFakty