[tag=39403]
Marcin Majewski[/tag] 10 lat był szefem redakcji żużlowej w Canal+. Zbudował zespół, który wprowadził transmisje z meczów żużlowych na niespotykany wcześniej poziom. To przełożyło się na znakomitą oglądalność PGE Ekstraligi i gigantyczny wzrost wartości praw telewizyjnych do tych rozgrywek.
Dziennikarz był dobrze znany nie tylko kibicom żużla, bo przez ponad 20 lat prowadził także serwisy sportowe w TVN. Po zakończeniu pracy w telewizji w listopadzie 2022 roku dość niespodziewanie zmienił branżę i obecnie pracuje w Caritas Polska.
Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Jak to się stało, że aż tak zmieniłeś branżę?
Marcin Majewski, były szef żużla w Canal+: Ogromny wpływ na tę decyzję miała akcja zbiórki pieniędzy dla Niny, bratanicy sędziego żużlowego Pawła Słupskiego, która zachorowała na SMA. Zorganizowaliśmy ją na szeroką skalę, kiedy pracowałem w Canal+, i udało nam się uzbierać wtedy dziewięć milionów złotych. Dzięki temu Nina mogła otrzymać najdroższy lek świata. Pamiętam dokładnie, kiedy zadzwonił do mnie Tomasz, tata Niny, i powiedział, że się udało, że to koniec zbiórki. Nie tylko wiem, kiedy to się wydarzyło, ale także mam zakodowany fragment trasy, którą wtedy podróżowałem. Regularnie, kiedy tamtędy przejeżdżam, przypomina mi się ten telefon. Od tego momentu chęć pomocy innym jeszcze mocniej we mnie rezonowała.
Od dawna zresztą myślałem o tym, by pomagać innym. Po części wynikało to z tego, że miałem niepełnosprawnego tatę, więc doskonale rozumiałem, jak ważna jest pomoc ludziom, którzy jej potrzebują.
ZOBACZ WIDEO: Czy Janusz Kołodziej marnuje się w Fogo Unii Leszno?
Caritas zgłosił się do ciebie, czy ty do nich?
Ja do nich. Po zakończeniu pracy w telewizji zobaczyłem ogłoszenie, że szukają ludzi. Postanowiłem aplikować. Kontakt z drugiej strony nastąpił bardzo szybko. Doszliśmy do porozumienia i tak zostałem koordynatorem do spraw mediów.
Na czym zatem polega twoja praca?
Moim głównym zadaniem jest to, by opinia publiczna jeszcze więcej wiedziała o tym, jak świetne rzeczy robi Caritas Polska. Dzisiaj, mam poczucie, opinia publiczna nie do końca jeszcze o nich wie. Niektórzy patrzą na naszą działalność przez pryzmat świec wigilijnych, które rozprowadzamy. Caritas to jednak instytucja, której Magazyn Press drugi raz z rzędu przyznał nagrodę Top Marka. Chciałbym, żeby coraz więcej ludzi spoglądało na nią inaczej, bo zapewniam, że jest świetnie zarządzana i robi niesamowite rzeczy.
Jakieś przykłady?
Mamy misje w Syrii i Libanie oraz Jemenie. Szefem tej ostatniej jest Radosław Sterna, który zarządza misją nie wychodząc praktycznie z pomieszczenia. Jest tam tak niebezpiecznie. W Jemenie od ośmiu lat trwa wojna domowa, ponad trzy miliony ludzi musiało opuścić swoje miejsce zamieszkania, a wg ONZ 13 milionów mieszkańców tego kraju, czyli blisko połowa populacji, cierpi z powodu głodu. Caritas Polska niesie tam ogromną pomoc. Z kolei do Libanu wysyłaliśmy niedawno samolot z pomocą humanitarną, przygotowując wcześniej blisko tysiąc wyprawek dla dzieci, które pójdą tam do szkół. Pomagamy także w Wenezueli, a trwający tam konflikt, też został zapomniany. Kiedyś był to najbogatszy kraj Ameryki Południowej, a dzisiaj jest to bankrut. Caritas Polska cały czas niesie pomoc mieszkańcom Ukrainy, nie tylko tu w Polsce, ale też na miejscu.
Czy twoja praca polega także na wyjazdach w te miejsca?
Oczywiście, trochę nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Miałem ostatnio jechać do Libanu, ale musiałem zrezygnować z powodów zdrowotnych. Tam, gdzie tylko będzie okazja, to będę się starał być razem z kamerą. Razem z zespołem pracujemy nad tym, żeby każdy mógł zobaczyć jak działamy w Caritas Polska i ile dobra z tego płynie.
Ostatnio zorganizowaliśmy forum dobroczynności, które było dla mnie wzruszającym wydarzeniem ze względu na rozmowy, które odbyłem. Kiedy nagrywałem Zygmunta, lat 34, który 12 lat spędził na ulicy i który dziś układa sobie życie, to byłem głęboko poruszony. Tak samo było, kiedy rozmawiałem z Tadeuszem, lat 38, który z powodu uzależnienia od alkoholu, nie miał za co wrócić z Wysp Kanaryjskich, a teraz jest na czwartym roku Politechniki Warszawskiej. To są piękne historie. Nie żałuję, że zdecydowałem się na coś zupełnie nowego.
Z Canal+ rozstałeś się w listopadzie 2022 roku. Dla wielu widzów ta informacja była dużym zaskoczeniem.
Nie nazwałbym tego rozstaniem. Wydaje mi się, że to słowo nie jest właściwe. Wiele zawdzięczam Canal+, ale uważam też, że tak szanowana firma powinna popracować nad tym, jak rozstaje się ze swoimi pracownikami, którym obiektywnie patrząc, wiele zawdzięcza. Nie jest to z mojej strony żadna złośliwość, ale bardziej życzliwość.
Co dziś uważasz za swój największy sukces jako szefa sportowej redakcji?
Szefem żużla byłem dokładnie od lipca 2013 roku. Zastąpiłem na tym stanowisku Darię Kabałę-Malarz, bo kierownictwo Canal+ uznało, że to, co było na antenie, nie zadowalało ani Canal+, ani Speedway Ekstraligi. Dostałem misję. Trzeba było coś zmienić, bo jakość pokazywania żużla i realizacji magazynu pozostawiała sporo do życzenia. Jestem dumny z tego, co udało się zrobić razem z zespołem. Nawet nie marzyłem, że żużel będzie w takiej kondycji jak obecnie. Myślę, że sporo mówi o tym także wartość praw telewizyjnych do PGE Ekstraligi. To Canal+ w dużej mierze na to zapracował, rzecz jasna przy pomocy Speedway Ekstraligi. Przecież przy pierwszym kontrakcie kluby dostawały w granicach trzech milionów złotych za sezon. Teraz mamy ponad 60 milionów. Skoro ktoś za to tyle zapłacił, to najlepiej pokazuje, do jakiego skoku jakościowego doszło przez te lata.
A za największy sukces uważam jednak akcję wsparcia dla Niny Słupskiej. Bardzo dobrze pamiętam, w jakim stanie była Nina, kiedy nagrywaliśmy spot telewizyjny. Pękało mi wtedy serce. Przecież też jestem ojcem, mam trójkę dzieci. Tomek Słupski opowiadał mi wtedy, że regularnie z żoną musieli wstawać w nocy, by przewrócić Ninę z jednego boku na drugi. Jeśli porównamy to do tego, w jakim miejscu jest dzisiaj Nina, to zmiana jest wręcz kosmiczna. Przy wielkim wsparciu całego środowiska żużlowego udało się ją uratować. Czuję z tego powodu ogromną radość i wszystkim jeszcze raz bardzo dziękuję. Również stacji Canal+ za zaangażowanie, za dołączenie do akcji. Wydaje mi się, że bez tej zbiórki, bez tej akcji, nie robiłbym obecnie tego, co robię.
Cieszę się również, że pomogliśmy Tomkowi Gollob. Jest w środowisku, jeździ na mecze, komentuje spotkania, walczy o swój powrót do zdrowia. Czuje się potrzebny i to jest super. Przecież na to w jakim miejscu jest żużel, Tomek też bardzo mocno zapracował. Czekam na chwilę kiedy razem, wyprostowani pójdziemy na spacer. Mocno wierzę, że kiedyś tak się stanie.
Zobacz także:
Będzie rewolucja w polskich ligach od sezonu 2025?
Komarnicki odpowiada kibicom Motoru