Sprawa kradzionego silnika należącego do For Nature Solutions KS Apatora Toruń była jedną z najdziwniejszych sytuacji minionego sezonu PGE Ekstraligi. Traktowaną ją jednak bardzo poważnie, bo zamieszane w nią było wiele znanych osób, a ostateczne zatrzymanie silnika przez policję odcisnęło się dość mocno na formie jednego z liderów Apatora, Patryka Dudka. Pośrednio uderzyło to też w klub.
Początkowo wydawało się, że sprawę uda się załatwić błyskawicznie, ale już teraz wiadomo, że były to zbyt optymistyczne założenia. Postępowanie przygotowawcze wciąż jest prowadzone w Komisariacie Policji Toruń Śródmieście
- Sprawa jest w toku, obecnie oczekujemy na opinię biegłego, która ma wpłynąć najwcześniej na początku przyszłego roku. Szczegóły prowadzonego dochodzenia nie stanowią informacji publicznej - poinformowała nas asp. Dominika Bocian, oficer prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Toruniu.
ZOBACZ WIDEO: Problemy z formą Macieja Janowskiego. Żużlowiec zdołał je zdiagnozować
Nie dość, że powołany biegły może w każdym momencie poprosić o więcej czasu na sporządzenie opinii, to wciąż nie wiadomo, czy jego wiedza pozwoli na jednoznaczne stwierdzenie, czy znaleziony w boksie Dudka sprzęt, to faktycznie silnik Apatora Toruń skradziony wcześniej z warsztatu Krzysztofa Lewandowskiego.
Przypomnijmy, że w tym roku władze Apatora trafiły na trop wskazujący, że w boksie Patryka Dudka znajduje się motocykl, który rok wcześniej mógł został skradziony z boksu juniora toruńskiej drużyny, a który był własnością klubu. Przedstawiciele Apatora poinformowali o tym policję, a ta przyjęła zgłoszenie i do czasu wyjaśnienia sprawy postanowiła zabrać przedmiot sporu. Wciąż nie wiadomo, czy to faktycznie ten silnik, ani tym bardziej, kto jest złodziejem i jak ten silnik trafił do Patryka Dudka. Wyjaśnienia w tej sprawie składało już kilka osób, ale na tym sprawa się skończyła.
Do tej pory wszystko wskazuje na to, że jeśli faktycznie zarekwirowany silnik został wcześniej skradziony klubowi, to z oryginalnego sprzętu pozostały tylko pojedyncze części, a biegły będzie musiał stwierdzić, czy to pozwala na uznanie silnika za dokładnie tę samą jednostkę napędową, której właścicielem był klub sportowy. Na razie policja nie chce odpowiadać na pytanie, czy samo sporządzenie opinii biegłego pozwoli na zakończenie pewnej części postępowania przygotowawczego i oddanie silnika właścicielowi.
Sprawa okazuje się więc bardzo skomplikowana, a strony muszą pogodzić się z myślą, że wciąż jest prawdopodobne, że do startu kolejnego sezonu silnik nie wróci do żadnej ze stron.
Czytaj więcej:
Tyle trwały rozmowy Unii z Lebiediewem
Komarnicki ocenił skład Falubazu