Prezes Fogo Unii: Żużel zmierza w niebezpieczną stronę i trzeba o tym mówić

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Piotr Rusiecki na fecie z okazji złotego medalu Unii Leszno w sezonie 2017
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Piotr Rusiecki na fecie z okazji złotego medalu Unii Leszno w sezonie 2017

- Sytuacja w żużlu zmierza w niebezpieczną stronę i trzeba o tym mówić - przyznaje prezes Fogo Unii Leszno, Piotr Rusiecki. Współwłaściciel najbardziej utytułowanego klubu w Polsce mówi, ile dzieli jego zespół od walki o mistrzostwo Polski.

Jeszcze niedawno działacz przekonywał, że celowo zamierza przeczekać "gorący” okres w polskim żużlu, ale wkrótce jego klub znów włączy się do walki o najwyższe cele. Teraz już tyle optymizmu nie ma, bo przez dwa ostatnie sezony, ceny za najlepszych zawodników wzrosły niemal dwukrotnie.

- Według moich wyliczeń, musielibyśmy w Lesznie wykładać rocznie na żużel przynajmniej kilka milionów złotych więcej niż teraz, by móc powiedzieć, że Fogo Unia Leszno znów ma szansę na mistrzostwo Polski. To szaleństwo. Zapewniam, że nie zamierzam defraudować prywatnych pieniędzy - przyznaje Piotr Rusiecki, który w ostatnich 10 sezonach aż pięciokrotnie zdobywał z drużyną mistrzostwo Polski.

Dzisiaj o takiej serii w Lesznie mogą już tylko pomarzyć. Najlepsze kluby w PGE Ekstralidze zbliżają się już do budżetów na poziomie 30 milionów złotych, a takich pieniędzy w 60-tysięcznym Lesznie raczej nie uda się uzbierać w najbliższych latach. Wyliczenia prezesa Rusieckiego o brakujących kilku milionach do walki o mistrzostwo wcale nie wydają się przesadzone. Klub dysponuje dzisiaj jednym z najniższych budżetów w lidze, a do najbogatszych może tracić nawet więcej niż 10 milionów złotych. Takich dysproporcji finansowych w PGE Ekstralidze nie było jeszcze nigdy.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Jensen, Krużyński, Cegielski i Szymański

Klub musi więc korzystać z tego co ma, czyli stawiać na zdolnych wychowanków i liczyć, że ambitni zawodnicy będą rozkwitali w tym klubie.

Z tego też powodu w tym roku nie zdecydowano się na rewolucję w składzie, a jedyną zmianą było przyjście Andrzeja Lebiediewa za Chrisa Holdera. Poza finansowymi możliwościami leszczynian okazali się nie tylko Piotr Pawlicki, ale także choćby Jarosław Hampel, o liderach innych drużyn nawet nie wspominając.

- W klubie ustaliliśmy, że nie zamierzamy uczestniczyć w tym absurdalnym wyścigu zbrojeń. Mam przeczucie, że wcześniej czy później to zakończy się problemami finansowymi naszych rywali. My mamy racjonalną politykę i nie zaryzykujemy upadku klubu nawet jeśli na szali byłoby utrzymanie w PGE Ekstralidze - zapewnia doświadczony prezes.

Poza składem, kolejnym zmartwieniem w Lesznie są problemy z coraz wyższymi wymogami dotyczącymi infrastruktury stadionowej. Miasto nie zamierza wydawać milionów na poprawę stadionu, a PGE Ekstraliga - przynajmniej na razie deklaruje, że nie ustąpi z drogi ciągłego podwyższania standardów.

Czytaj więcej:
Grand Prix pokrzyżuje szyki Motorowi?
Nigdy nie przeżywał takiego szczęścia

Źródło artykułu: WP SportoweFakty