Związek odpowiada właścicielowi klubu. "Ignorancja prowadzi do głupoty"

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: David Bellego na torze w Nagyhalasz
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: David Bellego na torze w Nagyhalasz

Opublikowaliśmy ostatnio wywiad - rzekę z Jozsefem Albokiem, prezesem klubu z Nagyhalasz, w którym podaje powody dla których zdecydował się zamknąć swój stadion. O komentarz do jego słów poprosiliśmy Henrika Hermanna.

W tym artykule dowiesz się o:

To najważniejsza osoba w węgierskiej federacji motocyklowej. Trzeba przyznać, że namówić go do wyrażenia swojej opinii nie było łatwo.

Przypomnijmy, Jozsef Albok w mocnych słowach wypowiedział się na temat współpracy z federacją. - Raz - dostaję karę za odwołanie mistrzostw Węgier. Dwa - dostaję karę za brak szkolenia. Trzy - przenoszą moje kwalifikacje GP do Debreczyna. Cztery - kiedy jest szansa na organizację kolejnych zawodów, torpedują ją w zarodku. Wtedy zrozumiałem - mamy poważny problem. I to ja się nim stałem - grzmiał działacz (cała rozmowa dostępna jest TUTAJ -->>).

Odpowiedź Henrika Hermanna:

"Gdybym miał prostować każdą bzdurę, jaka płynie z Nagyhalasz musiałbym w zasadzie robić to na pełen etat, a być może nawet brać nadgodziny. Wbrew krążącym plotkom jestem z tematem na bieżąco, ale nie jestem w stanie po wielokroć odnosić się do tego samego. W ciągu ostatnich dziesięciu lat nie pojawiło się w mediach tyle informacji o żużlu, ile przez ostatni rok o ludziach z federacji i jej przeklętym prezesie.

ZOBACZ WIDEO Trudniejszy proces licencyjny. Czy kluby mogą zostać wyrzucone z ligi?

Sytuacja z którą mamy do czynienia jest bezprecedensowa i nie zdarzyła się nigdy wcześniej, choć kierownictwa poszczególnych ośrodków żużlowych zmieniały się. Na dzień dzisiejszy żużel na Węgrzech tworzą kluby z Debreczyna, Vasad i właśnie Nagyhalasz, do niedawna również z Gyuli i Miszkolca. Przedstawiciele trzech funkcjonujących klubów wspólnie wybierają prezesa sekcji żużlowej. Erik Fuzesseri wcale nie palił się do podjęcia się tej niewdzięcznej roli. Ani on, ani w przeszłości jego ojciec, nie jest człowiekiem, który pcha się przed szereg. To raczej zadaniowiec, sumiennie wywiązujący się z obowiązków.

Podobnie jak w innych dyscyplinach, prezes sekcji nie podejmuje decyzji samodzielnie, gdyż ma nad sobą radę nadzorczą. Reguły według których funkcjonują kluby żużlowe są tworzone przez radę i przedstawiane do zatwierdzenia prezydium. Dlatego szkalowanie jednej osoby i obarczanie jej całą odpowiedzialnością, jest nonsensem. Poza tym, jeśli działalność pana Fusezzeri - zdaniem Jozsefa Alboka - jest tak negatywna, to w każdej chwili istnieje możliwość odwołania go ze stanowiska. Na to szef klubu z Nagyhalsasz się nie zdobył, gdyż prościej jest głośno krytykować niż rozwiązywać domniemane problemy.

W mojej opinii pan Albok żyje w urojonej rzeczywistości. Schemat myśli w jego głowie wygląda mniej więcej tak:

"Wybudowałem tor za grube miliony i przez dziesięć lat będę robił wszystko, żeby stał się on jedynym torem w kraju, ponieważ chcę mieć monopol na ten sport. Potem ubzduram sobie domniemane krzywdy, jakich doznałem od prezesa sekcji węgierskiego speedwaya, którego sam wybrałem, ale zamiast go odwołać... zamknę stadion. Z przytupem, w blasku fleszy i z udziałem mediów. Logiczne! Od końca 2022 roku będę ubliżał federacji żużlowej na każdym możliwym froncie: pisemnie, ustnie, telefonicznie, w internecie i gdzie tylko się da. Mimo to przyznają mi dwie imprezy międzynarodowe w sezonie 2023, chociaż nie przeprowadziłem mistrzostw krajowych rok wcześniej. Czy oni są jacyś głupi? Tyle sobie na nich używam, a oni nic, żadnej kary, żadnych konsekwencji, nawet nie zabrali przyznanych mi wcześniej imprez! Pomimo mojego zachowania, wciąż dostaje wielomilionowe dotacje rządowe na organizację zawodów. W takim razie z rozmachem ogłoszę światu, iż z powodu nieporozumień z ludźmi, którzy chcą zniszczyć moją pracę, zamknę stadion! Miesiąc później urządzę trening przy sztucznym oświetleniu dla blisko dwudziestu zawodników. Później podam federację do sądu, ale na rozprawę nie przyjdę, ustami swojego prawnika poproszę o zakończenie sprawy, gdyż moje roszczenia będą bezpodstawne. Dzięki temu koszty sądowe wyniosą tylko 10%."

Niezależnie od tego, muszę przyznać panu Albokowi, że przez dziesięć lat zorganizował dużo świetnych, emocjonujących zawodów. I proszę mi wierzyć - nikt nie cieszy się, że postanowił zamknąć ten rozdział w swoim życiu. Utrzymanie obiektów żużlowych to niezwykle trudne i kosztowne przedsięwzięcie, zwłaszcza w obecnych czasach. Dobrze widzimy ile obiektów zarosło trawą - nie tylko u nas, ale także w całej Europie.

Organizacja znakomitych widowisk i prowadzenie klubu żużlowego nie daje jednak nikomu prawa do nieuzasadnionego szkalowania, obrażania lub publicznego znieważania innych osób, zwłaszcza jeśli sami jesteśmy uczestnikami tych wydarzeń. Niestety w dzisiejszym świecie wielu ludzi wypowiada się o sprawach, o których nie ma pojęcia. Tymczasem ignorancja prowadzi do głupoty, a ta połączona z pracowitością materializuje się w najgorszej postaci. I tego właśnie jesteśmy świadkami.

Jaki jest stan rzeczy na dziś?

Mogę oficjalnie poinformować, że klub z Nagyhalasz opuścił struktury Węgierskiego Związku Sportów Motorowych (MAMS), a pan Albok poprosił o zakończenie swojego członkostwa w komisji żużlowej.

Jednocześnie został postawiony przed komisją dyscyplinarną w związku z zrachowaniami jakich się dopuścił. Procedura ta zakończyła się w zeszłym tygodniu, niestety bez udziału samego zainteresowanego, który odmówił współpracy. Na tą chwilę nie zapoznałem się jeszcze z jej postanowieniami.

Co do możliwości rozgrywania zawodów pod egidą FIM Europe w Nagyhalasz, należy jasno zaznaczyć, że imprezy te przyznawane są krajowym federacjom, a nie poszczególnym klubom. Kiedy nasza komisja żużlowa zapytała pana Alboka w tej sprawie, stwierdził wyraźnie - co później przyznał w wywiadzie - że zamyka swój obiekt. Mając to na uwadze, oraz fakt opuszczenia przez klub z Nagyhalasz szeregów MAMS, nasi dyplomaci nie wnioskowali o przyznanie mu jakiejkolwiek imprezy."

***

Od autora: po publikacji wywiadu z Jozsefem Albokiem skontaktował się ze mną promotor cyklu mistrzostw Europy, deklarując chęć zorganizowania rundy finałowej tej imprezy na torze w Nagyhalasz w nadchodzącym sezonie. Ludzie z SEC są zdecydowani i zdeterminowani by turniej zagościł na Węgrzech. Najpierw musiałby się jednak wydarzyć cud porozumienia pomiędzy właścicielem obiektu a federacją. Organizator mistrzostw ma jeszcze miesiąc na podjęcie ostatecznej decyzji. Zegar tyka...

Zobacz także:
Budując własny stadion kupił monopol na speedway
Jozsef Albok: W Nagyhalasz szefem jestem ja!

Komentarze (0)