"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.
***
Rozmowa kwalifikacyjna o pracę, pytają faceta, ile ma lat.
- Bliżej mi do trzydziestki niż dwudziestki - zapewnia.
- Proszę pana, konkretnie.
- Noo, pięćdziesiąt.
W żużlu, a raczej na żużlowym rynku pracy, podobnych przypadków jest wiele. Nicki Pedersen, Grzegorz Walasek, Fredrik Lindgren, Jarosław Hampel, Janusz Kołodziej, Jason Doyle, Krzysztof Kasprzak, Matej Zagar, Tomasz Gapiński, Niels Kristian Iversen, Kenneth Bjerre, Antonio Lindbaeck, Paweł Miesiąc... To tylko przykłady.
ZOBACZ WIDEO Nietypowe zajęcia Rasmusa Jensena. Tak Duńczyk spędza przerwę między sezonami
Andrzej Kłopotowski, pierwszy polski finalista olimpijski w pływaniu (Rzym, 1960), na lądzie bywał równie błyskotliwy, co w wodzie. Otóż zauważył, że sportowcy umierają dwa razy. Po raz pierwszy, gdy kończą karierę, a za drugim razem już na dobre, w sposób naturalny. Jak my wszyscy. Żużlowcy ten pierwszy zgon zaczęli mocno odwlekać w czasie. Dlaczego? Z pewnością w dużym stopniu chodzi o dobrobyt, jaki zapanował w polskim speedwayu.
Faceci po czterdziestce nie graliby w tę grę i nie ryzykowali zdrowiem, gdyby mieli z tego wyłącznie frajdę. Nie trzymaliby rygorystycznej diety, gdyby nie frukty do podniesienia z toru. To miłość, ale też po prostu zawód. I nie mam nic przeciwko. Młodsi muszą starszych wygryźć, a nie dostać wszystko w prezencie.
Taki Kasprzak skończył 39 lat i co prawda bez większego przekonania w głosie, niemniej zadeklarował, że wciąż wierzy w tytuł indywidualnego mistrza świata, który uciekł mu w 2014 roku. Pewnie większość się na te słowa uśmiecha, bo jednak ostatnie lata to zjazd zawodnika. Nie slalom gigant, nie gigant, lecz właśnie zjazd, najszybsza z konkurencji. Owszem, Tomasz Gollob w dniu 39. urodzin również tylko marzył o tytule, jednak Tomasz miał do tego większe prawo. Był znacznie bliżej świata, na nieporównywalnie wyższym poziomie. Tymczasem tytuł Krzysztofa można by uznać za najbardziej spektakularne zmartwychwstanie od wskrzeszenia łazarza.
Wielu kibiców nie wierzy nawet, że Kasprzak do spółki z Nielsem Kristianem Iversenem i resztą orkiestry jest w stanie, mimo deklaracji, pomóc Enerdze Wybrzeżu wrócić na ligowe salony. Otóż dekadę temu zespół mający dwie takie armaty biłby się zapewne nie o awans do ekstraligi, lecz o drużynowe mistrzostwo Polski. Przypomnę tylko, że w sezonie 2013 Duńczyk wypracował sobie drugą średnią polskiej ekstraklasy (2,510), plasując się tuż, tuż za Jarkiem Hampelem (2,514). Pamiętam, gdy przyjechał ze Stalą Gorzów na Olimpijski. On wtedy nie jeździł, on płynął po torze, co skończyło się dużym kompletem (18 punktów). Z kolei rok później wiceliderem statystyk został Kasprzak (2,310), przechodząc jednocześnie do historii jako jeden z tych mistrzów, którzy zdołali zakończyć rozgrywki najlepszej ligi świata bez zera na koncie.
No, w minionym sezonie tej samej sztuki dokonał też Nicki Pedersen, przy czym on kilka tych zer bezczelnie ukrył pod siedmioma defektami.
A więc w Gdańsku liczą, co zrozumiałe, że skompletowali mieszankę rutyny z młodością, zachowując właściwe proporcje. Tymczasem rywale gdańszczan mają nadzieję, że to nie rutyna, lecz sanatorium pod Neptunem. I choć szanse na nagłą eksplozję formy Kasprzaka czy Iversena wielkie nie są, to akurat speedway jest taką dyscypliną, co zostawia margines na wiarę i nadzieję.
W Łodzi zakontraktowanie Iversena oraz Runego Holty specjalnie nie wydało. Owszem, ten pierwszy robił swoje, choć już gór nie przenosił. Za to w Lublinie pięknie się zbudował rówieśnik Iversena - Jarek Hampel. Mimo to szefowie Platinum Motoru go pożegnali, budując zespół na lata. Mianowicie poza Lindgrenem wszystkie Koziołki wydają się być albo w swoim piku (Bartosz Zmarzlik), albo w drodze na szczyt (Dominik Kubera, Jack Holder, Mateusz Cierniak, Wiktor Przyjemski, Bartosz Bańbor).
Zresztą, życiowych możliwości nie można też odbierać Szwedowi, skoro dopiero co sięgnął po srebro IMŚ, a więc, jak by nie patrzeć, życiowy sukces. I na papierze jest to bez wątpienia ich siłą. Choć nigdy nie wiadomo, który z juniorów starszych szarpnie się akurat na swój "last dance", a który z młodzian zboczy na złą drogą.
Mieszanka rutyny z młodością wychodzi różnie. Dla przykładu w miniony weekend rozegrano w Ostrowie piłkarski Memoriał Tomasza Jędrzejaka, na który lublinianie stawili się w takim właśnie zestawieniu - z młodymi Cierniakiem i Bańborem, ale też z Cierniakiem seniorem, prezesem Kępą oraz wypożyczonym z Klubu Wybitnego Reprezentanta Jackiem Bąkiem, byłym stoperem reprezentacji Polski i topowych drużyn francuskich oraz uczestnikiem dwóch mundiali. Ja go też zapamiętałem z wywiadu dla Przeglądu Sportowego, w którym opowiedział raz o swoich możliwościach finansowych:
"W Paryżu niedaleko Champs Elysees mam ulubiony sklep, w którym zawsze witają mnie z otwartymi rękami. Nic dziwnego, zostawiam u nich mnóstwo forsy. Koszulka bawełniana kosztuje tam 400 euro, spodnie 2 tys. euro. Powiecie, próżniak z tego Bąka. Otóż nie! Skoro stać mnie na to, żeby ubierać się u najlepszych i nie ryzykować, że przytnę się z kimś w windzie w tym samym swetrze czy koszuli, to dlaczego mam tego nie zrobić".
No pewnie, Panie Jacku, że lepiej nie ryzykować!
Wracając jednak do tematu - otóż w rywalizacji futbolowej Motorowi poszło dość kiepsko. Ale! Stawiając już sprawę zupełnie poważnie - brawa dla mistrzów Polski, którzy pokazali się w tak gwiazdorskim zestawieniu, brawa dla wszystkich innych ekip i raz jeszcze dla organizatorów za świetny pomysł. I szczytny cel!
Wojciech Koerber
Zobacz także:
- Jozsef Albok: W Nagyhalasz szefem jestem ja!
- Prezes Fogo Unii: Żużel zmierza w niebezpieczną stronę i trzeba o tym mówić