Thomas Joergensen nie ma szczęścia w rozwoju swojej sportowej kariery. Duńczyk co roku zmaga się z problemami zdrowotnymi, które są konsekwencjami upadków. Wiele kraks z jego udziałem kończy się mniej lub bardziej poważnymi kontuzjami.
Nie inaczej było minionego lata. Duńczyk po groźnym wypadku w Edynburgu przez kilka miesięcy walczył o powrót do pełnej sprawności po poważnym urazie kręgosłupa. Ucierpiała również szyja, a niewiele zabrakło, by ten upadek był kluczowym dla losów jego dalszej kariery.
- Lekarze na początku nie chcieli mi nic mówić, ale zdawałem sobie sprawę, że uraz jest naprawdę poważny, bo nigdy wcześniej nie czułem takiego bólu. Za każdym razem, kiedy wracam po upadku do parku maszyn, to dodatkowo sprawdzam samego siebie. Tu po prostu leżałem i czekałem na pomoc - przyznał Joergensen w rozmowie ze "Speedway Starem".
ZOBACZ WIDEO: Czy będzie 10 drużyn w PGE Ekstralidze? Istotny jeden aspekt
Żużlowiec wspomina, że przez bardzo długi czas leżał bez jakiegokolwiek ruchu i czekał na polecenia medyków. Wiedział, że pośpiech w tym przypadku mógłby mieć dla niego dramatyczny przebieg. - Pomyślałem, że jakikolwiek ruch mógłby mnie sparaliżować. Taka niepewność sprawiała, że popadałem nieco w panikę - dodał.
W szpitalu unikał kontaktu ze światem sportów motorowych. Długo taki stan się jednak nie utrzymywał, bo zaledwie kilka dni. Później zaczęła się walka - by odzyskać pełnię zdrowia, ale również o to, by znów przywdziać kevlar i ścigać się w lewo.
- To była bardzo poważna kontuzja, ponieważ musiałem poddać się operacji kręgów C6 i C7, a ponadto przez 12 tygodni trzeba było nosić specjalną ortezę. Wiedziałem, że trzeba postępować zgodnie z zaleceniami lekarzy, bo to nie jest to samo, co złamanie ręki, czy obojczyka - skomentował.
Czytaj także:
- Ten rok może należeć do nich. Na tych polskich 15- i 16-latków warto zwrócić uwagę
- Dla nich to był ostatni sezon na torach. W tym gronie wielu Polaków