Żużel. Ma swoją misję, którą chce zrealizować dobrymi wynikami. "Ciężka praca zawsze się opłaca"

WP SportoweFakty / Tomasz Rossochacki / Na zdjęciu: Andrzej Lebiediew
WP SportoweFakty / Tomasz Rossochacki / Na zdjęciu: Andrzej Lebiediew

Andrzej Lebiediew jest obecnie najlepszym łotewskim żużlowcem. Zawodnik Fogo Unii Leszno nie ukrywa, że starty w cyklu Grand Prix pomagają mu popularyzować sport w ojczyźnie.

Andrzej Lebiediew w zawodach Speedway Grand Prix zadebiutował w 2013 roku, kiedy to otrzymał "dziką kartę" na turniej w Dyneburgu. Dziewiętnastoletni wówczas zawodnik wypadł bardzo okazale, bo w rundzie zasadniczej zgromadził osiem "oczek" i awansował do półfinału, a w pokonanym polu pozostawił m.in. Martina Vaculika, Emila Sajfutdinowa, Tomasza Golloba, czy Andreasa Jonssona.

W kolejnym sezonie rezultatu poprawić mu się nie udało. Na następną szansę musiał poczekać aż do 2022 roku, kiedy to zaprezentował się jako rezerwowy cyklu w pięciu rundach. Podobnie było w ubiegłym sezonie.

Organizatorzy docenili ambitną postawę w dotychczasowych zawodach rangi mistrzostw świata oraz wzięli pod uwagę nację. Łotwa jest mało żużlowym narodem. Te wszystkie aspekty zadecydowały o dzikiej karcie dla Lebiediewa na sezon 2024.

Zawodnik, który w polskiej lidze będzie reprezentował Fogo Unię Leszno jest pierwszym reprezentantem ze swojego kraju, który będzie podstawowym uczestnikiem Grand Prix.

ZOBACZ WIDEO: Zmarnowany potencjał U-24 Ekstraligi? Prezes odpowiada

- Wiele osób zaczyna teraz śledzić żużel na Łotwie, bo mamy pełnoetatowego zawodnika w cyklu. Otrzymałem już wiele telefonów od łotewskich dziennikarzy, co jest dużym plusem. I to nie tylko dla mnie, ale także dla młodych chłopaków, którzy zaczynają się ścigać na żużlu, zarówno w Dyneburgu, jak i w Rydze. Każdy może zobaczyć, że można ścigać się z najlepszymi zawodnikami na świecie! - przyznał Lebiediew, którego cytuje magazyn "Speedway Star".

Lebiediew nie ukrywa, że jednym z jego celów jest pomoc w zwiększeniu liczby łotewskich zawodników, tak jak na Słowacji czyni to Martin Vaculik. Aby tak się działo, to potrzeba przede wszystkim dobrych wyników na arenach międzynarodowych. 30-latek mówi otwarcie, że to jego misja.

- Być może pewnego dnia odniosę większy sukces, który przełoży się na to, że zostaną otwarte nowe tory, w innych miastach niż Dyneburg i Ryga. [...] Wielu chłopaków w Dyneburgu widzi, jak ciężko pracuję, a to zawsze popłaca. Trzeba mieć marzenie i cel, by podążać za nimi, ale popierać to ciężką pracę - dodał.

Czytaj także:
1. Po fatalnym wypadku otarł się o śmierć. "Miałem bardzo ponure momenty"
2. Rywalizacja z nim napędzała Taia Woffindena. Chcieli coś sobie udowodnić

Źródło artykułu: WP SportoweFakty