Mistrz świata, który podbił oko rywalowi. Po zwycięstwie w Chorzowie broniła go Beata Tyszkiewicz

WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Jerzy Szczakiel
WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Jerzy Szczakiel

Gdyby Jerzy Szczakiel żył, obchodziłby właśnie 75. urodziny. Z książki Marka Cieślaka napisanej wraz z Wojciechem Koerberem można dowiedzieć się, komu polski mistrz wymierzył dwa ciosy i dlaczego po największym sukcesie broniła go znana aktorka.

Nazwisko Szczakiel zna - a jeśli nie to znać powinien - każdy kibic sportu żużlowego w Polsce. W ubiegłym roku minęło dokładnie pół wieku od jego największego sukcesu i przy tym historycznego dla tej dyscypliny w naszym kraju. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie, w obecności stu tysięcy widzów (niektóre źródła mówią o jeszcze większej frekwencji), sięgnął po tytuł indywidualnego mistrza świata. Co więcej, przez następne 37 lat żaden z Biało-Czerwonych nie potrafił powtórzyć jego wyczynu. Zrobił to dopiero Tomasz Gollob.

Opolanina kojarzy się przede wszystkim z tego właśnie występu, na głównej światowej scenie, a przecież dwa lata wcześniej również na Górnym Śląsku, w Rybniku, wraz z Andrzejem Wyglendą w wyśmienitym stylu sięgnął po najcenniejszy krążek w Mistrzostwach Świata Par. To także był pierwszy taki sukces polskiego speedwaya. Jerzy Szczakiel w annałach zapisał się więc złotymi zgłoskami i nie zmieni tego nawet brak triumfów w szalenie wyrównanych i tak samo prestiżowych w tamtych czasach Indywidualnych Mistrzostwach Polski oraz Złotym Kasku. Ba, Szczakiel nigdy nie sięgnął nawet po Drużynowe Mistrzostwo Polski.

I właśnie ze Złotym Kaskiem wiąże się barwna historia dotycząca pierwszego indywidualnego mistrza globu z kraju nad Wisłą. W 1975 jedna z rund (w dawnych czasach rywalizacja o tę nagrodę odbywała się w cyklu kilku imprez - przyp. red.) odbywała się na doskonale znanym mu torze w ukochanym Opolu. Zawodnik Kolejarza nie okazał się zbyt gościnny... i to nie tylko z powodu tego, że "trzasnął" w turnieju komplet 15 punktów.

Już po zawodach, w szatni, na niewinny żart w stronę zwycięzcy zdecydował się Piotr Bruzda ze Sparty Wrocław, ale Szczakiel najwyraźniej nie miał ochoty na takie przekomarzania. Sytuację, jaka zaistniała między dwoma zawodnikami, opisał w swojej książce pt. "Rozliczenie" Marek Cieślak. Powstała ona we współpracy z dziennikarzem i zarazem felietonistą portalu WP SportoweFakty Wojciechem Koerberem.

"- Jurek, czy to nie ktoś z twojej rodziny dziś sędziował? - zagadnął Szczakiela Bruzda, sugerując żartobliwie, że Jurek mógł mieć wiedzę, w którym momencie arbiter będzie zwalniał taśmę w biegach z jego udziałem. Nie wiedzieć czemu Szczakiel wziął te słowa na poważnie i wymierzył Piotrkowi dwa potworne ciosy. Skończyło się podbitymi na fioletowo oczami" - można przeczytać we wspomnianej lekturze, która ukazała się w 2022 roku.
 
ZOBACZ WIDEO: Jason Doyle: Mój styl jazdy jest odpowiedni na grudziądzki tor

W tej samej pozycji chwilę wcześniej Cieślak wspomina natomiast, jak po wspomnianym już finale IMŚ w Chorzowie, w studiu telewizyjnym złotego medalistę Szczakiela i brązowego Zenona Plecha przepytywał Jan Ciszewski. Słynny redaktor większą uwagę skupiał na tym drugim, którego akcje przed turniejem stały najwyżej z pięciu Polaków, jacy wystąpili na Śląskim. Później Ciszewskiego skrytykowano za takie zachowanie. W jednym z czasopism "po głowie" dała mu nawet aktorka Beata Tyszkiewicz, biorąc w obronę ozłoconego Szczakiela. Tego, który tytuł odebrał samemu Ivanowi Maugerowi po biegu dodatkowym.

O zmarłym 1 września 2020 roku polskim żużlowcu nieustannie się upamiętnia. Rywalizacja o Złoty Kask stała się jednocześnie jego memoriałem, z kolei po zakończeniu jazd w PGE Ekstralidze na specjalnie organizowanej gali wręczane są okazałe statuetki nazwane Szczakielami. Akurat ta idea powstała jeszcze za życia mistrza z Opola. Otrzymują je wyróżniający się w danym sezonie żużlowcy, a ponadto jedna, nazwana Złotym Szczakielem, wręczana jest za szczególne dokonania. W 2021 otrzymał taką Marek Cieślak.

W "Rozliczeniu" wieloletni trener m.in. reprezentacji narodowej wspominał zresztą, że w 1973 ogromny sukces kolegi z toru oglądał ze szpitalnego łóżka w Częstochowie, gdy leczył uszkodzony kręgosłup. I gdyby nie ta kontuzja... Jerzy Szczakiel, który w niedzielę 28 stycznia obchodziłby 75. urodziny, w ogóle nie wystąpiłby wtedy w Chorzowie. A to dlatego, że to on wskoczył do obsady finału światowego w miejsce niezdolnego do jazdy Marka Cieślaka.

CZYTAJ WIĘCEJ:
Pod koniec XX wieku był prawdziwą gwiazdą. Teraz otwiera nowy rozdział
Nie ma na niego mocnych! Trzeci raz z rzędu to najbardziej zapracowany zawodnik świata

Komentarze (2)
avatar
sympatyk żu-żla
28.01.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jurek Szczakiel był równym gościem szło porozmawiać miałem okazję ,Woda sodowa do głowy nie uderzyła zostając mistrzem świata , Dzisiejsi zawodnicy powinni brać z tej osoby przykład , Niech Czytaj całość
avatar
sparki
28.01.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Był to fajny i b.skromny gość, dzisiaj wielu naszych niby gwiazd powinno się uczyć od Niego sposobu życia i bycia.