23 stycznia 1994 roku w Tarnowski Górach urodził się Artur Czaja. Od młodych lat uwielbiał motocykle. Zaczął od jazdy na motocyklu crossowym i miał nawet zapisać się do jednego z klubów. Wybrał jednak żużel, choć nie za bardzo interesował się tą dyscypliną sportu. Mieszkał i wychował się w oddalonych o blisko 30 kilometrów od Częstochowy Psarach. I zdecydował się właśnie na Włókniarz, bo tam miał najbliżej.
Uznawany był za duży talent
Już w wieku 16 lat zdał egzamin na licencję, a w kolejnym sezonie był podstawowym młodzieżowcem Włókniarza, który wówczas startował w najwyższej klasie rozgrywkowej. Miał miejsce w podstawowym składzie i zbierał niezbędne doświadczenie. Początkowo wyniki na kolana nie powalały, ale z biegiem czasu Czaja prezentował się coraz lepiej. Kibice doceniali go za waleczność i ambicję. Tęsknili za tym, by w składzie był wychowanek, którego stać na solidne zdobycze punktowe.
Czaja uchodził za duży talent. Wróżono mu wielką karierę, ale ta nie potoczyła się po jego myśli. Reprezentował nasz kraj w finałach mistrzostw świata i Europy, w 2013 roku zostając Drużynowym Mistrzem Europy Juniorów.
ZOBACZ WIDEO: Kulisy okienka transferowego. ZOOleszcz GKM miał więcej opcji
- Gdy miałem 16 czy 17 lat, to ten sport był całym moim życiem, wszystko poświęcałem treningom. Chodziłem do szkoły, ale nigdy nie miałem ferii zimowych czy wakacji, bo cały ten "wolny czas" spędzałem na obozach przygotowawczych. Ja zawsze stawiałem sobie takie "mini cele" do osiągnięcia. Gdy rywalizowałem w szkółce żużlowej, to chciałem osiągać tam najlepsze wyniki. Wówczas nie myślałem o tym, by jeździć zawodowo, bo nawet nie miałem pojęcia, że może mi się to udać - powiedział Artur Czaja w rozmowie z klubowymi mediami Włókniarza.
Szybko zakończył karierę
Trafił jednak na okres największych problemów finansowych klubu. Gdy Włókniarz został wykluczony z Ekstraligi i przez rok nie startował, to on zdecydował się na jazdę w Stali Rzeszów. Do zespołu Lwów wrócił jeszcze jako senior, lecz była to tylko jednoroczna przygoda. Wspólnie z Sebastianem Ułamkiem stworzyli bardzo silną parę. Łącznie na 19 biegów, do których przyszło im razem startować, przegrali tylko jeden, a ich bilans z przeciwnikami wyniósł +22 punkty. Potem startował jeszcze w Unii Tarnów i ROW-ie Rybnik.
- Uważam, że ten rozdział jest już zamknięty. Teraz zajmuję się firmą, przejąłem większość obowiązków z nią związanych i tak naprawdę nie mam nawet czasu na to, by pojechać obejrzeć mecz w roli kibica. Bardzo rzadko pojawiam się trybunach. Oczywiście nadal wracam czasami myślami do tamtych czasów, oglądam zdjęcia, zrobiłem sobie w domu gablotkę z pucharami, kombinezonami, kaskami. Nie ma ona takich rozmiarów jak ta, którą w piwnicy zmontował Sebastian Ułamek, ale fajnie wygląda i przywołuje dobre wspomnienia - dodał.
Artur Czaja swoją karierę zakończył w lipcu 2020 roku. Dziś prowadzi rodzinną firmę związaną z branżą transportu ponadnormatywnego, która zajmuje się m.in. przewożeniem elektrowni wiatrowych, śmigieł, rur czy transformatorów o masie powyżej 100 ton. Przez te kilka lat nie myślał i dziś również nie ma planów, by wrócić do ścigania w lewo. Jak sam mówi - to jest dla niego temat zamknięty, a brak czasu nie pozwala mu regularnie odwiedzać stadionów żużlowych i oglądać widowisk sportowych.
Czytaj także:
Po bandzie: Serce Świącika [FELIETON]
Zabiegi władz przynoszą skutek. To była pierwsza tak poważna dyskusja