Andrzej Lebiediew w gronie piętnastu stałych uczestników mistrzostw świata znalazł się za sprawą stałej "dzikiej karty", którą przyznali mu promotorzy cyklu Speedway Grand Prix. W mistrzostwach Europy sam zapewnił sobie udział w tegorocznej kampanii.
33 punkty wywalczone na torach w Częstochowie, Guestrow, Bydgoszczy i Pardubicach pozwoliły mu zająć piątą pozycję. Ostatnią, która była premiowana utrzymaniem.
- Celem było zdobycie medalu, jednak do tego trochę zabrakło. Nie każda z czterech rund poszła po mojej myśli, zwłaszcza inauguracyjne zawody w Częstochowie, gdzie jedynie początek był dla mnie udany. Przede mną nowy sezon, w którym postaram się poprawić swoje wyniki. Moim celem jest zakończenie nadchodzącego cyklu na podium i zrobię wszystko, żeby tak się stało - mówi Lebiediew w rozmowie z serwisem speedwayeuro.com.
ZOBACZ WIDEO: Był rewelacją PGE Ekstraligi. Co dalej?
Lebiediew raz zdołał osiągnąć dwucyfrowy wynik, kiedy to w Guestrow wjechał do finału, a w nim zajął trzecie miejsce. Ostatecznie przy jego nazwisku pojawiło się 11 oczek, co było najlepszym wynikiem w rywalizacji o mistrzostwo Europy. Łotysz nie ukrywał swojego zadowolenia, choć czuł niedosyt, że w czołowej trójce znalazł się tylko raz.
W tym roku cykl TAURON SEC wróci do Chorzowa, gdzie odbędzie się finałowa batalia czempionatu o prym na Starym Kontynencie. Łotysz miał okazję zaznać ścigania w Kotle Czarownic w 2018 roku, ale wówczas wywalczył tylko trzy oczka.
- Tor był długi i ciężki do jazdy. W tym aspekcie myślę, że organizatorzy staną na wysokości zadania i zrobią wszystko, aby zapewnić widzom, jak i zawodnikom widowisko na najwyższym poziomie. Nie mogę się już doczekać zawodów na Stadionie Śląskim, jak i rozpoczęcia nowego sezonu - skomentował zawodnik Fogo Unii Leszno.
Czytaj także:
1. Poświęcenie rodziców pozwala mu realizować marzenia
2. Nie wyobrażał sobie jazdy w innym zespole, niż Włókniarz