Maciej Janowski nie znalazł się w gronie szczęśliwców, którzy otrzymali stałe "dzikie karty" na cykl 2024. Reprezentant Polski nie ukrywa, że poczuł rozczarowanie tym faktem, zważywszy, że dwanaście miesięcy wcześniej sięgnął po pierwszy w karierze medal mistrzostw świata.
- Wielu ludzi ze środowiska mówiło mi, że dostanę to miejsce, ale miałem z tyłu głowy, że tej szansy nie będzie. Na pewno w momencie, kiedy dowiedziałem się o tym, to jakaś część mnie została w jakimś stopniu urażona. Wydaje mi się, że to pewna nowa część mojej kariery i jestem przekonany, że jestem w stanie wrócić do Grand Prix i wygrywać z najlepszymi na świecie - powiedział Janowski w rozmowie emitowanej przez media reprezentacji.
Maciej Janowski nie ukrywa, że jego głównym planem na ten sezon jest udowodnienie, że jest w stanie być jednym z liderów swoich zespołów - w Polsce (Betard Sparta Wrocław), Wielkiej Brytanii (Oxford Spires) oraz Szwecji (Piraterna Motala).
ZOBACZ WIDEO: Reporterzy przeszkadzają żużlowcom w trakcie meczu? "Nie wyobrażam sobie"
W temacie rywalizacji o miejsce w gronie piętnastu stałych uczestników Grand Prix mówi otwarcie: - Wydaje mi się, że najtrudniejsze eliminacje są w Polsce, bo trzeba do nich wskoczyć z finału Złotego Kasku. Nie zamierzam jednak daleko wybiegać w przyszłość. Skupię się na tym, co przede mną - dodał.
Reprezentant Polski wypowiedział się także na temat powołania do tegorocznej rywalizacji Speedway of Nations. Impreza ponownie odbędzie się w Manchesterze, gdzie Biało-Czerwoni w 2021 roku przegrali złoty medal w momencie, kiedy Janowski upadł na tor.
- Trener będzie wiedział, co robi. Jeśli moja dyspozycja będzie na tyle dobra, by mnie powołać, to na pewno tak będzie. Będę robił dużo w tym sezonie, aby pokazać, że jestem wystarczająco dobry, ale najważniejszy będzie wynik zespołu. Jeśli pojedzie ktoś inny, to będę kibicował - przyznał.
Czytaj także:
1. Nowy nabytek Włókniarza powtórzył wyczyn Madsena i Michelsena
2. Przyleciał z drugiego końca świata, by walczyć o marzenia. Docenia wsparcie Polaków